Do zobaczenia :*
środa, 18 czerwca 2014
Powrót :D
Powracam z nowym blogiem :D dodaję adres i liczę na Wasze wsparcie i oceny. Na razie tylko Prolog a już niedługo pierwszy rozdział. :)
środa, 4 czerwca 2014
To jeszcze nie to :)
Wiem, że niektórzy naprawdę czekają na rozdział, ale nie wiem kiedy on będzie. Założyłam aska :) więc pytajcie o wszystko co chcecie :D http://ask.fm/dragon155
piątek, 13 grudnia 2013
Miniminimini :) aturka :D
Tak bardzo pragnęła miłości...
Jego miłości
Niebawem pojawi się świąteczna miniaturka, przynajmniej taką mam nadzieję :) już trochę napisałam :) Mam teraz dziwny okres w życiu. Ciągła nauka mnie dobija. Mam wahania nastrojów. Cieszę się ze Świąt i ze Studniówki, ale są rzeczy i osoby, które mi wszystko psują.
A poza tym to miłość jest do bani!
Jak to możliwe, że ktoś po raz kolejny wchodzi do twojego życia i mimo tego, że kiedyś cię zranił i wiesz, że zrobi to jeszcze raz, ty i tak mu na to pozwalasz?
Mimo to miniaturkę postaram napisać się wesołą ;)
Przepraszam, że tak długo się nie pisałam :*
Jego miłości
Niebawem pojawi się świąteczna miniaturka, przynajmniej taką mam nadzieję :) już trochę napisałam :) Mam teraz dziwny okres w życiu. Ciągła nauka mnie dobija. Mam wahania nastrojów. Cieszę się ze Świąt i ze Studniówki, ale są rzeczy i osoby, które mi wszystko psują.
A poza tym to miłość jest do bani!
Jak to możliwe, że ktoś po raz kolejny wchodzi do twojego życia i mimo tego, że kiedyś cię zranił i wiesz, że zrobi to jeszcze raz, ty i tak mu na to pozwalasz?
Mimo to miniaturkę postaram napisać się wesołą ;)
Przepraszam, że tak długo się nie pisałam :*
wtorek, 24 września 2013
Niestety :(
Zwlekałam z napisaniem tego posta, ale nie mogę dłużej czekać. Myślałam, że dam radę coś napisać. Niestety brak czasu mi na to nie pozwala. Wychodzę z domu o 7 rano wracam o 8 wieczorem. Uczę się do 1 w nocy więc nie mam czasu na pisanie :( Jesteście dla mnie bardzo ważni, ale w obecnej sytuacji to matura i prawko stoją na pierwszym miejscu. Muszę zawiesić bloga na jakiś czas. Wiem, że wiąże się to z utratą prawie wszystkich czytelników, ale mam nadzieję, że uda mi się jeszcze Was odzyskać. Na pewno powrócę może wcześniej niż myślę. Na razie dziękuję za wszystkie komentarze i wejścia. Jesteście cudownymi czytelnikami <3 przepraszam, że zostawiłam Was w takim momencie opowiadania. Wiem, że możecie czuć niedosyt, ale nie martwcie powrócę do losów Jenny i Natea. Jeśli będę miała wolną chwilę i uda mi się coś naskrobać od razu dodam. Jeszcze raz przepraszam i za wszystko dziękuję.
Wasza Barcelonistka
Wasza Barcelonistka
poniedziałek, 19 sierpnia 2013
Opowiadanie II Bombki, ciasteczka i niespodziewany gość
Hej :) mam dla Was kolejny rozdział. Miał być wcześniej, ale jazda, zakupy sami rozumiecie xd już niedługo szkoła więc korzystajcie z ostatnich dni wolności! :D Szczerze to bardzo lubię ten rozdział :) kocham wszelkiego rodzaju święta a Boże Narodzenie szczególnie <3 przepraszam, że przerwałam w takim momencie :)
Buziaki :*<3
~ "Jeśli trzymasz miłość zbyt słabo, odleci; jeśli ją ściśniesz za mocno, umrze. Oto jedna z zagadek."~ Tom T. Hall
Tym razem obudziła się na łóżku, ale nie w
piżamie a w ubraniu. Była tak zmęczona pracą, że zasnęła nawet nie wiedząc
kiedy. Spojrzała na zegarek, który wskazywał 10:30. Szybko zerwała się na równe
nogi zdziwiona tym, że spała tak długo. Ruszyła do łazienki po drodze
zabierając jeansy i kremowy sweter z garderoby.
Kiedy zeszła na dół w kuchni zastała Iana
jedzącego śniadanie. Widocznie on też sobie dłużej pospał. Przywitała się z
nim, a już po chwili stała przy niej Carmen pytając o to co życzy sobie na
śniadanie. Poprosiła o czekoladowe płatki z mlekiem.
-Austin dzisiaj przyjdzie?- zapytała Iana w
przerwie między przeżuwaniem kolejnych porcji jedzenia, które trafiały do jej
buzi.
-A co już się za nim stęskniłaś?- odpowiedział ze
znaczącym uśmiechem, którym sugerował, że Blanc nie jest jej obojętny.
-To też, ale chciałabym mu złożyć życzenia i dać
prezent- odgryzła się, również posyłając mu jeden ze swoich firmowych
uśmieszków.
-Zaraz tu będzie- oznajmił Ian po czym wrócił do
jedzenia swojej zimnej już jajecznicy.
Jen energicznie ruszała łyżką żeby jak
najszybciej skończyć posiłek. Austin może zjawić się za pięć minut, a ona nie
spakowała jeszcze prezentu. Ekspresem wbiegła do swojego pokoju, po czym lekko
dysząc zabrała się do zapakowywania podarunku.
-Jenny przyszedł twój ukochany- usłyszała głos
swojego brata dobiegający z dołu.
-Mój ukochany może być świadkiem twojej śmierci
jeśli się nie uspokoisz- odkrzyknęła, po czym zabrała prezent i opuściła swój
pokój.
Chłopaki siedzieli w salonie.
-Cześć Austin- przywitała się buziakiem w
policzek.
-Czy ja o czymś nie wiem? Jestem twoim
ukochanym?- zapytał z uśmiechem na twarzy.
-Ten tu- wskazała ręką na Iana- coś sobie
ubzdurał i jeśli nie przestanie to zginie z mojej ręki nim zaświeci pierwsza
gwiazdka.
-A już myślałem- odparł z udawanym
rozczarowaniem.
-Dobra koniec tego. A teraz czas na to- wskazała
na fioletowy błyszczący papier w który zapakowany był prezent- Wesołych Świąt
Austin, a tu taki mały podarunek ode mnie, sama robiłam- podała mu paczkę-
tylko otwórz dopiero jutro rano- ostrzegła.
-Dziękuję, nie musiałaś- uścisnął ją.
-Ale chciałam- uśmiechnęła się.
-Też coś dla ciebie mam- wyjął z kieszeni bluzy
małe pudełeczko i podarował go Jen.
Dziewczyna wzięła go do ręki i potrząsła przy uchu
chcąc sprawdzić jego zawartość. Coś zabrzęczało, ale nie była pewna co jest w
środku.
-Ja już się będę zbierał- Austin wstał z kanapy.
-Już?- spytała zawiedzona.
-Muszę jeszcze ubrać choinkę- oznajmij i ruszył w
stronę korytarza. Jen i Ian poszli go odprowadzić.
-Siostra nas też to czeka- odezwał się chłopak.
Austin ubrał się w zimowa kurtkę, buty i zawiązał
szalik.
-Jeszcze raz Wesołych- powiedziała Jen żegnając
się z nim.
-I nawzajem, tylko otwórz jutro- szepnął jej do
ucha a później pocałował w policzek.
-Na razie stary- chłopaki podali sobie ręce-
widzimy się jutro po południu- Austin otworzył drzwi za którymi po chwili
zniknął.
-Chodź Ian- Jen pociągnęła brata za rękę- musimy
zająć się naszym drzewkiem.
W ciągu kilku minut służba przyniosła duże drzewko
do salonu. Nie zabrakło także świątecznych ozdób, które można było na nim
zawiesić. Jen wraz z bratem zaczęli stroić świerka. Dopiero teraz, zaciągając
się jego zapachem, dziewczyna przypomniała sobie jak bardzo kocha święta.
Uwielbiała ubierać choinkę i całą krzątaninę związaną z uroczystością Bożego
Narodzenia.
-Chodź pokaże ci coś- z transu wyrwał ją Ian.
Długo nie musiał na nią czekać, bo ona z reguły była bardzo ciekawa, nie tylko
świata. Wskazał ręką na pudełko. Jen zdjęła wieczko a w środku zobaczyła piękne
duże bombki z imionami Iana, Grace, Paula, a także jej babci i dziadka.
Uśmiechnęła się smutno bo dotarło do niej, że nie jest stu procentowym
członkiem tej rodziny, a jej obecność trochę namieszała w ich życiu. Ian
zauważył jej minę i szybko pogłaskał ją po policzku.
-Patrz co mam- wyjął z za pleców niebieską bombkę
z jej imieniem w kolorze srebra.
-Jest piękna- szepnęła po czym wzięła ją i
zawiesiła na jednym z wolnych jeszcze miejsc. Ian zrobił to samo ze swoją
czerwoną ozdobą.
-O wieszacie bombki z imionami- w salonie
pojawili się Grace i Paul i po chwili dołączyli do rodzeństwa. We czwórkę praca
szybko im poszła. W międzyczasie Paul włączył kolędy, więc ubierali choinkę i
podśpiewywali sobie pod nosem.
-Jen zawiesisz gwiazdę?- spytał pan Cambell.
Jen skinęła głową i odpowiedziała mu szerokim
uśmiechem. Nie sięgała do czubka więc Ian ją trochę podsadził.
-Nawet ładnie nam wyszło- chłopak ocenił efekt
końcowy przyglądając się drzewku z kuchni.
-Jest cudowna- Grace patrzyła zauroczona na drzewko-
no dobrze, ja i Paul musimy załatwić jeszcze parę spraw, jak będziecie głodni
poproście o coś Carmen.
Małżeństwo opuściło salon, a zaraz po nich
uczyniła to Jen. Postanowiła zadzwonić do Liama i Taylor żeby złożyć im
życzenia. Zapewniała Liama, że w Paryżu czuje się wspaniale i niczego jej nie
brakuje, a Tay poprosiła o przekazanie życzeń Danowi, bo sama nie miała ochoty
z nim rozmawiać. Kiedy spojrzała na zegarek była prawie 15, zgłodniała trochę
więc postanowiła znaleźć Carmen.
Szukała w salonie, pokojach, kuchni ale nigdzie
jej nie było. Pamiętała, że Ian mówił, że służba gotuje w innej, dużej kuchni
znajdującej się w piwnicach. Postanowiła więc tam zejść. Do pomieszczenia
doprowadziły ją piękne zapachy i gwar rozmów. Przekroczyła drzwi i zobaczyła około
piętnastu osób przygotowujących dania na kolację wigilijną.
-Panienka tutaj?- spytała zakłopotana Carmen.
-Zgłodniałam trochę- Jen złapała się za brzuch i
lekko uśmiechnęła.
-Proszę wracać na górę, zaraz panience coś
przyniosę.
-Mogę zjeść tutaj i nie jestem żadną panienką,
jestem Jenny- oznajmiła uśmiechając się do całej załogi.
-Nie wypada jeść panience w kuchni przy służbie.
-Jestem Jenny i naprawdę zjem tutaj i tak macie
dużo na głowie nie chcę wam przeszkadzać.
-No dobrze- Carmen tym razem nie protestowała i
nalała jej zupy do talerza.
Jen usiadła przy stoliku obserwując pracę
kucharek i kucharzy. Jedni piekli, inni smażyli a jeszcze inni mieszali coś w
garnkach albo kroili. Dziewczyna nie miała pojęcia, że pracuje tu aż tyle osób.
Po skończeniu posiłku postanowiła, że im trochę pomoże i zajmie się pieczeniem
ciasteczek. Kiedy powiedziała o tym Carmen ta oczywiście się nie chciała
zgodzić, ale po głębszych namowach i poinformowaniu, ze nie jest żadną
księżniczką i z mamą co roku piekła i gotowała i, że to bardzo lubi służąca
uległa. Jen znała przepis na pamięć. Rozrabiała cisto gawędząc sobie z innymi i
przy okazji ich poznając. Kiedy skończyła była cała upaprana w mące, ale
opuściła kuchnię z wielkim uśmiechem na twarzy, dziękując wszystkim za wspólną
pracę. Świetnie się bawiła.
Dochodziła 18 kiedy stanęła gotowa przed lustrem.
Po śladach mąki nie było już śladu, a jeansy i sweter zastąpiła elegancka
spódniczka i bluzeczka w kolorze beżu. Włosy upięła w delikatnego koczka, a
rzęsy pociągnęła mascarą. Wyglądała elegancko, w sam raz na rodzinną Wigilię.
Zabrała prezenty przeznaczone dla członków dopiero co poznanej rodziny i zeszła
na dół.
Stół w salonie był już zastawiony cudownie
pachnącymi potrawami, a pod choinką widniały pierwsze paczki. W kominku palił
się ogień, który dawał jej poczucie jeszcze większego bezpieczeństwa i radości.
Uśmiech nie schodził z jej twarzy. Właśnie umieściła prezenty pod choinką kiedy
do salonu wszedł Ian i zrobił to samo co ona przed chwilą. Błękitna koszula
sprawiła, że wyglądał bardzo pociągająco a za razem schludnie. Jen podeszła do
okna i rozejrzała się po niebie.
-Jest już pierwsza gwiazdka- oznajmiła, ciesząc
się przy tym jak siedmioletnie dziecko.
Paul rozdał każdemu opłatek i nastąpiło składanie
życzeń. Później wszyscy zasiedli do stołu i zaczęła się uczta. Kiedy Jen
pochwaliła się, że to ona piekła ciastka nikt nie chciał jej uwierzyć. Dopiero
kiedy Carmen to potwierdziła Paul, Grace i Ian wzięli po jednym i spróbowali.
Pani Cambell nie mogła wyjść z podziwu, że Jen tak dobrze piecze. Po
zakończeniu kolacji Jen usiadła na puszystym dywanie przed kominkiem w ręce
trzymając kieliszek wina, którym uraczył ją brat. Po chwili dołączyła do niej
reszta i razem zaczęli śpiewać kolędy. Ich sielankę przerwał dzwonek do drzwi, a
kiedy Jen zobaczyła kogo Johan przyprowadził do salonu zaparło jej dech w
piersiach…
Siedział w ciemności, zamknięty w swoim pokoju.
Nienawidził świąt i całej tej szopki. Na każdej ulicy mikołaje, w każdym
sklepie świecidełka. Tylko po co to wszystko? Święta to czas żeby komuś
wybaczyć, pojednać się, spędzić je z rodziną, przyjaciółmi. Gówno prawda. On
widział tylko naiwnych ludzi dających się temu omamić. Dających omamić się
promocjom, które kusiły na każdym kroku i całemu temu szałowi zakupów. Tylko tyle
znaczyły dla niego święta. Ale on przez chwilę też poczuł tą atmosferę.
Wyciągnął z szafki małe pudełeczko. Obracał je przez chwilę w dłoniach, a
później otworzył i wyjął z nich piękny srebrny naszyjnik z zawieszką z tego
samego kruszcu. Była ona w kształcie serca, a po jej wewnętrznej stronie
wygrawerowane było jego imię: Nate. Miał go jej dać w pociągu, ale nie zdążył.
W jednej chwili nawiedziły go myśli, co robi, czy się uśmiecha, czy jest
szczęśliwa?
-Nathaniel, kolacja- głos jego ojca sprowadził go
na ziemię.
Schował pudełeczko na swoje miejsce.
-Przedstawienie czas zacząć- szepnął do siebie.
czwartek, 8 sierpnia 2013
Opowiadanie II Rezydencja Cambellów
Witam :D Dodaje kolejny rozdział :) trochę nudny, ale już niedługo zacznie się znowu dziać :P
Pozdrawiam moje kochane czytelniczki, a szczególnie Karolkę i Agatę <3 pewnie w niedzielę będziecie w Klwowie nie? :)
~Potrzebowała Cię każda komórka mojego ciała~ Stephenie Meyer
Coldplay- The Scientist <3
Pozdrawiam moje kochane czytelniczki, a szczególnie Karolkę i Agatę <3 pewnie w niedzielę będziecie w Klwowie nie? :)
~Potrzebowała Cię każda komórka mojego ciała~ Stephenie Meyer
Coldplay- The Scientist <3
Minęły
dopiero dwa dni odkąd wyjechali ze szkoły. Dwa długie dni odkąd jej nie
widział. To była dla niego wieczność. Nie rozumiał jej słów, które ciągle
dudniły w jego głowie.
Wiesz co? To wszystko nie ma sensu. Kogo my chcemy oszukać? Ja i ty to
coś co nigdy się nie zdarzy i nie powinno. Jesteśmy z dwóch różnych światów.
Zapomnijmy o tym co było.
Co jej się nagle stało. Wtedy nie zdążył nawet zareagować. Był w szoku.
Wesołych świąt Nate.
Spodobało mu się, że użyła jego imienia a nie tak
jak zawsze nazwiska, ale nie zmieniało to faktu, że to było pożegnanie, i to
nie takie zwykłe, którego używają koledzy przed rozstaniem na tydzień czy dwa,
to było ostateczne pożegnanie z chwilami, które spędzali razem, z normalnymi
rozmowami, które odbywały się bez wyzwisk jak wcześniej, ale bazowały na
inteligentnych i śmiesznych odzywkach. To był koniec z ich wspólnym graniem na fortepianie,
z jej pięknym uśmiechem skierowanym tylko w jego stronę, z pocałunkami, które
powodowały, że chciało mu się krzyczeć ze szczęścia.
Tylko dlaczego kończy się coś dzięki czemu stał
się lepszy? Dzięki czemu poczuł, że ma serce. Co więcej serce, które biło
właśnie dla niej. To ona dawała mu szczęście większe niż to, które towarzyszyło
mu podczas gry w piłkę.
A później jeszcze zrobił taką głupotę. Nawet nie
chciał wracać do scen z łazienki. Po co w ogóle tam poszedł? I akurat ta
pieprzona Serena też tam musiała być! Żałował tego co zrobił, ale było już za
późno. Stało się i nic ani nikt tego nie zmieni.
W dłoni trzymał telefon, wystarczyło nacisnąć
tylko jeden przycisk i mógłby z nią porozmawiać, zapytać dlaczego? Ale
arystokratyczna duma nie pozwoliła mu na to. Przecież i tak nie mogli być
razem.
Odłożył telefon na szafkę po czym ruszył wziąć
zimny prysznic, który choć na chwilę pozwoli mu zapomnieć o pięknej i mądrej
szatynce.
-Ubierz się ciepło, za chwilę jedziemy na
cmentarz- usłyszała głos Grace. Właśnie kończyli śniadanie. Dzisiejsza noc była
wspaniała, pomijając ból szyi tuż po przebudzeniu. Jednak garderoba nie była
najlepszym miejscem do spania. Zdecydowanie musi wypróbować łóżko.
Szli kolejnymi uliczkami mijając coraz to
piękniejsze grobowce. Dziewczyna nigdy nie lubiła cmentarzy, ponieważ kojarzyły
jej się ze smutkiem, łzami, stratą ważnych dla nas osób, ale ten cmentarz był
jakiś inny. Bił od niego przepych i jakiś dziwny majestat, które dawały znać, o
tym, że są tu pochowane ważne osoby. Jenny zastanawiała się jaki będzie grób
jej babci, kiedy państwo Cambell którzy szli kilka kroków przed nią się
zatrzymali. Spojrzała w prawą stronę i go zobaczyła. Ogromna prawdopodobnie
marmurowa płyta w której wyryte były różne wzory i kształty stała i zachęcała
żeby zatopić w niej swój wzrok. Widniało na niej wiele imion i nazwisk, ale Jen
szybko odnalazła to które najbardziej ją interesowało Katrin Moore. Otaczały je
pędy róży również wyryte w kamieniu. Łączyły się one z nazwiskiem Robert Moore.
Małżeństwo nawet po śmierci, bycie razem nawet tam. Pod spodem widniała jakaś łacińska sentencja, której nie
potrafiła przetłumaczyć.
-Tak naprawdę jest tu ciało tylko twojej babci,
resztę nazwisk wyryliśmy, bo taka była jej wola. Chciała przebywać wśród swoich,
chociaż są oni pochowani w Londynie- powiedział Paul.
-Tak to taki grobowiec naszej rodziny- dodała
Grace.
Jen skinęła głową po czym zaczęła modlitwę. Kiedy
skończyła wraz z panem Cambellem zapaliła świeczkę.
-Wracajmy już, nie chcę żebyś się przeziębiła
dzień przed Wigilią – usłyszała opiekuńczy głos Grace.
Po raz kolejny kiwnęła głową. Dziś dowiedziała
się naprawdę wielu ciekawych rzeczy o babci, na przykład tego, że lubiła
meksykańską kuchnię, że w młodości była świetną tancerką i piosenkarką, że uwielbiła
koty, których w domu było bardzo dużo. Obejrzała też mnóstwo zdjęć Katrin i
męża. Byli szczęśliwym małżeństwem. Na każdej fotografii można było odczytać z
oczu Roberta, jaką wielką miłością darzy żonę. Szkoda, że jej miłość skończyła
się nim nawet na dobre się zaczęła. Starała się nie myśleć o Sullivanie,
Wilsonie, Archibaldzie i nawet o Liamie, który niczego nie był winien. Tak po
prostu wyłączyła telefon, odcinając się od świata w którym ostatnio spotykały ją
same złe rzeczy. Ale przecież prędzej czy później będzie musiała stawić temu
wszystkiemu czoła. Postanowiła, że jeszcze dziś zadzwoni do mamy i powie jej
gdzie jest i skontaktuje się Wardem na którego zawsze mogła liczyć.
Obiad, tak jak wszystkie inne posiłki w domu
Cambellów był pyszny i wykwintny. Jen bardzo zgłodniała i teraz jadła wszystko
ze smakiem. Dołączył do nich Ian, który nie pojechał na cmentarz, bo miał do
załatwienia jakieś ważne sprawy.
-No to teraz czas na wycieczkę krajoznawczą-
oznajmił kiedy skończyli jeść.
Jen z uśmiechem i wyraźnym zadowoleniem z tego,
że pamiętał i nie rzucał słów na wiatr wstała i ruszyła za chłopakiem.
Podczas zwiedzania rezydencji Ian pokazywał jej
każde pomieszczenie i opowiadał o nich krótkie anegdotki. Wskazywał także na
portrety wiszące w korytarzach i pomieszczeniach tłumacząc kto z kim powiązany
jest jakim pokrewieństwem. Okazało się, że praktycznie wszystkie
arystokratyczne rodzinny były złączone ze sobą więzami krwi, ponieważ panował w
nich zwyczaj zawierania małżeństw tylko z odpowiednimi do tego osobami to
znaczy mającymi arystokratyczne pochodzenie i odpowiedni majątek. Jen tak jak
każdy normalny człowiek nie zapamiętała wszystkich kombinacji. Ian mówił, że
nauczy się tego z czasem. Kiedy zapytał jakim cudem on to wszystko pamięta
odpowiedział, że każde dziecko z ,,czystką krwią” jest uczone stopni
pokrewieństwa w swojej rodzinie.
Na szczęście nie tylko to było tematem rozmowy.
Jen i jej brat poznawali siebie nawzajem. I tak dziewczyna dowiedziała się, że
Ian studiuje fotografię, co jest jego pasją, że ma swoją ulubioną drużynę
piłkarską w Londynie i że zabierze ją na mecz, co jej się średnio spodobało, że
przeprowadzili się tu kiedy miał 5 lat i od tamtej pory przyjaźni się z
Austinem.
Dom był naprawdę ogromny więc jego zwiedzanie
zajęło im resztę dnia. W międzyczasie dołączył do nich Austin. Jen myślała, że
pęknie ze śmiechu kiedy ten zaczął opowiadać historie z ich dzieciństwa oraz
głupie kawały i testy na temat Iana. Ten wcale się nie przejmował i odpowiadał
przyjacielowi tym samym. Bardzo polubiła tych chłopaków i wiedziała, że będą
przyjaciółmi.
Po skończeniu obchodu, zjedzeniu kolacji i
pożegnaniu się z Austinem wreszcie udała się do pokoju żeby zadzwonić do
rodziców i Warda. Rozmowa z mamą trwała bardzo krótko. Jen poinformowała tylko,
że jest w Paryżu u Grace, co wywołało szok u jej rodzicielki i żeby się o nią
nie martwili. Na koniec życzyła im Wesołych Świąt. Teraz nadszedł czas na
Liama. Zaciągnęła się powietrzem i wybrała numer. Po chwili słyszała w
słuchawce głos przyjaciela.
-Jen? Co się z tobą dzieje?! Dzwoniłem chyba ze
sto razy- mówił wyraźnie zdenerwowany, ale też zatroskany.
-Nic mi nie jest. Jestem Paryżu- oznajmiła.
-W Paryżu?- zdziwienie w jego głosie było nad
wyraz wyczuwalne.
Jen pokrótce wyjaśniła mu całą historię i to jak
się tu znalazła. Odetchnął z ulgą kiedy usłyszał, że jest bezpieczna.
-Tylko nikomu nie mów. Nawet Danowi- ostrzegła.
-Wiesz, że możesz mi ufać.
-Tak wiem i za to cię kocham.
-Ja ciebie też i martwię się. Wiem, że wtedy
podczas balu coś się stało między tobą a Sullivanem.
-Liam, proszę nie teraz. Opowiem ci kiedy się
spotkamy.
-Dobrze. Zadzwonię jeszcze jutro. Dobranoc
siostrzyczko.
-Dobranoc braciszku- odpowiedziała wyraźnie
zadowolona z tego, że teraz ma już dwóch braciszków.
Wiedziała, że nie mimo zmęczenia nie może iść
spać, bo musi jeszcze zrobić prezenty dla swojej rodziny i Austina. Czekała ją dość długa
i monotonna praca, ale chciała chociaż w taki sposób się im odwdzięczyć.
Spojrzała na pudełko, które stało na jej łóżku. Na szczęście Carmen spełniła jej
poranną prośbę. Wystarczyło zabrać się tylko do pracy.
niedziela, 21 lipca 2013
Opowiadanie II Pięć minut szczęścia
PRZEPRASZAM! Długo nie było rozdziału, ale to nie tylko moja wina. Podczas burzy miałam włączony komputer i niestety się spalił :( Teraz pisze na bardzo starym, który ciągle się zacina. Dopiero w sierpniu rodzice kupią mi laptopa. Nie odpisywałam na komentarze bo nie miałam internetu. Wszystko się posypało;/ Miniaturki też nie skończyłam. Zapisałam się na prawo jazdy więc jeśli ktoś będzie w Radomiu to niech uważa :) Muszę Wam powiedzieć, że coraz rzadziej będę dodawała rozdziały. Zastanawiam się czy nie skończyć tego opowiadania w sierpniu a później zawiesić bloga. Zaczynam klasę maturalną, już teraz muszę powtarzać materiał. Chcę zdawać rozszerzoną biologię i chemię więc czeka mnie dużo pracy. Mam nadzieję, że zrozumiecie. Zobaczymy jeszcze jak to będzie.
Do Truskaweczki:
Napisałam do Ciebie na gg. Jak przeczytasz daj znać :)
Jeszcze raz przepraszam i dziękuję, że tu zaglądaliście :) Kocham Was <3
Jonathan Clay- Heart on fire
~Szczęście rzadko bywa nagrodą; częściej jest niespodziewanym prezentem~ Pam Brown
Do Truskaweczki:
Napisałam do Ciebie na gg. Jak przeczytasz daj znać :)
Jeszcze raz przepraszam i dziękuję, że tu zaglądaliście :) Kocham Was <3
Jonathan Clay- Heart on fire
~Szczęście rzadko bywa nagrodą; częściej jest niespodziewanym prezentem~ Pam Brown
Była
prawie północ kiedy samolot na którego pokładzie leciała Jenny wylądował na
lotnisku w Paryżu. Przez cały lot dziewczyna zastanawiała się czy dobrze
zrobiła decydując się na to. Czuła się zagubiona, a miejsce w którym się teraz
znajdowała jeszcze bardziej potęgowało to uczucie. Nie znała języka, nie
wiedziała nawet jak wygląda jej rodzina, czy ktoś w ogóle odbierze ją z
lotniska i skąd będzie wiedziała, że to oni. Odebrała swój bagaż z taśmy i
ruszyła w tą samą stronę co inni. W wielkim holu stało mnóstwo osób. Niektórzy
odnaleźli już swoich bliskich, padali im w ramiona i mocno się ściskali. Inni
nadal się rozglądali. Jen zauważyła kobietę i mężczyznę, który trzymał
tabliczkę z jej imieniem i nazwiskiem. Nieśmiało podeszła do jak przypuszczała
małżeństwa.
-Dobry
wieczór- przywitała się cichutko.
-Jenny?
Dziewczyna
kiwnęła głową, a kobieta widząc to mocno ją przytuliła i pocałowała w policzek.
Mężczyzna zrobił to samo.
-Ja
jestem Grace, a to mój mąż Paul- przedstawiła ich- cieszymy się, że jednak
zmieniłaś zdanie.
Jen
posłała kobiecie niewyraźny uśmiech. Była trochę speszona, nie wiedziała jak
się ma zachować.
-Nie
będziemy tu tak stać, Jenny pewnie jest zmęczona- odezwał się Paul. Później
wziął walizkę dziewczyny i zaczął iść w kierunku wyjścia. Obie kobiety ruszyły
za nim. Kiedy wyszli na zewnątrz Jen uderzyło zimne paryskie powietrze. Od razu
rozejrzała się wokół siebie. Podobnie jak w Londynie wszędzie było pełno
śniegu. Oczywiście nie zabrakło też choinek i świecidełek. Panna Clark
uśmiechnęła się. Jestem w Paryżu.
Szli
jeszcze kawałek aż zatrzymali się przy ładnym terenowym samochodzie. Już po tym
było widać, że nie jest to zwykła szara rodzina, ale taka, która bez problemu
może sobie na wszystko pozwolić.
Po
chwili walizka była już w bagażniku, a oni siedzieli wygodnie w ciepłym
samochodzie.
-Dom
znajduje się na obrzeżach, ale nie martw się za 15 minut będziemy na miejscu-
poinformował Paul.
Jen
nie odzywała się. Patrzyła w szybę i podziwiała widoki. Paryż nawet, a może szczególnie nocą jest piękny pomyślała.
Zastanawiała się też jaka była jej babcia. Miała nadzieję, że państwo Cambell
opowiedzą coś na jej temat.
Jechali
jakąś ulicą a oczom Jen ukazały się piękne wille. Po chwili skręcili na jedną z
posesji.
-Jesteśmy
na miejscu- odezwała się Grace.
Jen
wysiadła z samochodu z otwartą buzią. Jej oczy przybrały rozmiary
pięciozłotówek. Dom był ogromny i równie piękny co inne na tej ulicy. Była tak
zafascynowana, że nawet nie zauważyła, że ktoś ze służby wziął jej walizkę.
-Mam
nadzieję, że ci się tu spodoba- usłyszała głos Grace.
-Na
pewno- odparła z uśmiechem na twarzy.
-Chodź
do środka bo zmarzniesz.
Jen
ruszyła za panią Cambell bardzo ciekawa tego co zobaczy za drzwiami. Kiedy
przekroczyła próg po raz kolejny zamarła. Ogromny korytarz był w barwach zielni
i srebra. Po obu stronach stały mniejsze i większe posągi. Na ścianach wisiały
obrazy prawdopodobnie przedstawiające członków jej rodziny. Jen cały czas się
rozglądała i przez przypadek wpadła na chłopaka nadchodzącego z przeciwka.
Trzeba powiedzieć, że on też nie uważał, ponieważ był zaabsorbowany rozmową z
innym chłopakiem. Jednak w ostatniej chwili złapał ją w swoje silne ramiona.
Jenny patrzyła teraz w oczy swojego oprawco-wybawcy i nie mogła się nie
uśmiechnąć. Były niebieskie niczym niebo w letnie gorące dni, kiedy nie ma na
nim żadnej chmury. Dostrzegła też jego blond włosy. Nie wiedziała dlaczego, ale
naszła ją ochota żeby ich dotknąć. Na szczęście odezwał się chłopak stojący
obok i przyglądający się tej dziwnej sytuacji. Wyraźnie go śmieszyła, ponieważ
z jego twarzy nie schodził uśmiech. Był to wysoki brunet z brązowymi oczami. W
końcu postanowił się odezwać.
-Austin
możesz już puścić moją siostrę.
Kiedy
Jenny usłyszała jego dźwięczny głos od razu się opanowała i wyzwoliła z ramion
blondyna, chociaż musiała przyznać, że było jej w nich bardzo wygodnie.
-Przepraszam,
że na ciebie wszedłem. Jestem Austin- wyciągnął dłoń w jej stronę żeby się
przywitać.
-To
moja wina, powinnam bardziej uważać a nie rozglądać się na boki. Jenny- również
podała mu rękę.
Brunet,
który przez moment im się przyglądał teraz podszedł do Jen i pocałował ją w
policzek. Była zaskoczona jego bezpośredniością.
-A
ja jestem Ian i jestem twoim bratem. A na tego tu nie zwracaj uwagi to tylko
mój przyjaciel i właśnie wychodzi.
-Wiesz
co chyba się rozmyśliłem i zostanę-zażartował.
-Co
ładną mam siostrę nie?- spojrzał na Jen, która jak na zawołanie się
zarumieniła.
-Głupi
zawsze ma szczęście- uśmiechnął się w jego stronę Austin.
-Co
zazdrość może zrobić z ludźmi- komicznie rozpaczał Ian.
-Dobra
już wychodzę nie chcę słuchać twoich monologów nawet w tak pięknym
towarzystwie- spojrzał na Jen- miło było cię poznać. Na pewno się jeszcze
spotkamy. Dobranoc.
-Wzajemnie
i dobranoc- odpowiedziała dziewczyna posyłając mu uśmiech.
Ian odprowadził przyjaciela do drzwi, a później wrócił do stojącej nadal w tym
samym miejscu Jen.
-Chodź
pewnie jesteś głodna- pociągnął ją za rękę i już po chwili stali w dużej
kuchni. Zresztą w tym domu wszystko było duże, drogie doskonałe. Przy stole
siedzieli państwo Cambell i popijali herbatę. Stał tam też elegancko ubrany
mężczyzna. Pewnie ktoś z ich służby
pomyślała.
-Zapraszam
tutaj panienko Clark- wskazał jej miejsce i odsunął krzesło żeby mogła usiąść.
Nim
się obejrzała jakaś kobieta postawiła przed nią zupę i filiżankę gorącej
herbaty.
-Carmen
czy mi też mogłabyś przynieść coś do jedzenia, jestem strasznie głodny-
poprosił Ian.
-Oczywiście.
Kiedy
odeszła, pani Cambell zwróciła się do Jen.
-To
nasza służba, wszyscy wiedzą kim jesteś i będą cię słuchać. Pewnie jesteś
bardzo zmęczona, już po pierwszej, ale jeśli jutro będziesz chciała to
pojedziemy na grób twojej babci.
-Bardzo
mi na tym zależy. Mam też prośbę- zaczęła cicho, widząc że na nią patrzą kontynuowała-
czy mogą państwo mi opowiedzieć coś o babci. Jaka była, co lubiła? Może macie
jakieś zdjęcia?- spytała.
-Oczywiście
kochanie. Jutro ci wszystko pokażemy i opowiemy. Ale ja też mam do ciebie
prośbę. Mów do nas po prostu Grace i Paul. Jesteśmy rodziną.
-Dziękuję
za to co dla mnie robicie- posłała im uśmiech.
-Nie
ma za co. Dla nas ważne jest to, że jesteś tu z nami.
Jen
była zachwycona tym miejscem, a przede wszystkim tą rodziną. Okazali tyle
ciepła i zrozumienia wobec niej. Już teraz czuła, że będzie mogła na nich
zawsze liczyć, a oni zawsze będą ją wspierać. Grace wcale nie była podobna do
jej matki. Ani z wyglądu ani z charakteru.
Kiedy
skończyła jeść odezwał się Ian
-Pokaże
ci twój pokój.
Szli
ciemnymi korytarzami wcześniej pokonując piękne drewniane schody.
-Zgubie
się tu- jęknęła dziewczyna.
-Spokojnie
przyzwyczaisz się . Jak chcesz to cię jutro oprowadzę- zaproponował.
-Tak,
dzięki- posłała mu uśmiech.
W
końcu zatrzymali się przed jednymi z wielu drzwi, które mijali.
-To
tutaj- Ian wskazał ręką- otwórz.
Jen
nieśmiało podeszła do drzwi a później je pchnęła. W pokoju zapalona była tylko
lampa i panował w nim półmrok. Jednak z łatwością można było wszystko dostrzec.
Jej oczy przykuło ogromne łóżko z baldachimem na, które od razu się rzuciła. Rozejrzała
się i dostrzegła dwie pary drzwi. Wstała i podeszła do nich. Otworzyła pierwsze
i jak się spodziewała była za nim łazienka. Stała w niej wielka wanna, a oprócz
tego szafki i wielki lustro. Zaabsorbowało ją to co mogą kryć drugie drzwi.
Kiedy je otworzyła po raz setny już dzisiaj była zachwycona.
-Mam
własną garderobę- pisnęła.
Wszędzie
wisiały ubrania, torebki, buty i inne potrzebne dziewczynie rzeczy. Ian z
daleka przyglądał się temu wszystkiemu z uśmiechem na twarzy. Dopiero kiedy
chłopak zaświecił światło w pokoju dostrzegła, że ściany są w kolorze
czerwieni. Od razu przyszedł jej do głowy podział szkolny w którym należała do
Niebieskich. Ale czy to ważne? Mam własną
garderobę!- powiedziała sobie w myślach.
-No
dobra to ja już się będę zbierał.
-Dziękuje
za wszystko braciszku- tym razem ona dała mu całusa.
-Spoko-
kiedy znajdował się już przy wyjściu krzyknął jeszcze- tylko nie przesiedź
całej nocy w garderobie, będziesz miała na to dużo czasu. Dobranoc- po tych
słowach drzwi się zamknęły, a ona została sama w tym innym, tak bardzo
różniącym się od jej poprzedniego świecie. Tym lepszym świecie w którym mogła
mieć wszystko czego zapragnie. Podeszła do drzwi balkonowych, które dopiero
teraz zauważyła. Bez wahania je otworzyła. Zaparło jej dech w piersiach. Ze
swojego pokoju miała widok na wieżę Eifflę i dużą część miasta. Ale ją bardziej
urzekło to co było tu bliżej- ogród. Zaciągnęła się zimnym grudniowym
powietrzem. Jak w bajce pomyślała. Ciekawe
jakie będzie zakończenie?
Zasnęła
w garderobie od razu po tym jak wzięła gorącą kąpiel. Na jej twarzy cały czas
błąkał się uśmiech. To było jej pięć minut wielkiego szczęścia.
Subskrybuj:
Posty (Atom)