sobota, 29 grudnia 2012

Opowiadanie II Kanapkowa noc

Powinnam dodać to na samym początku, ale zapomniałam :D Kilka wyjaśnień dotyczących CH:
1. Szkoła znajduje się na dalekich obrzeżach Londynu. Do normalnej dzielnicy ze sklepami, barami i kawiarniami jest 15 kilometrów. Uczniowie raz w miesiącu mają pozwolenie na wyjścia. Wyjątkiem są Prefekci którzy za zgodą opiekunów mogą wychodzić częściej.
2.Część mieszkalna zamku podzielona jest na cztery skrzydła: północne, południowe, wschodnie i zachodnie. Każde z nich ma swoją drużynę piłkarską i swoje barwy. Skrzydło północne to Niebiescy, południowe Czerwoni, wschodnie Żółci a zachodnie Zieloni. Każde z nich ma także swoich opiekunów. Niebiescy profesor Evans która uczy także polskiego, Czerwoni profesora Cannona nauczyciela matematyki, Żółci profesora Donovana który uczył chemii i Zieloni panią Walter nauczycielkę biologii. Czerwonych nie lubiły wszystkie inne skrzydła jednak najbardziej Niebiescy, dlatego między nimi toczyły się najbardziej zacięte mecze.
3.W szkole można mieć telefony, laptopy, aparaty, mp3 i inne urządzenia elektroniczne. Jest tylko jeden problem. W okolicy nie ma internetu, żeby uczniowie się nim nie wspomagali.
4.Śniadanie zaczyna się o 8 i trwa do 8.45, obiad jest od 15 do 15.45, kolacja od 19 do 19.45.
5.Uczniowie w czasie lekcji chodzą w mundurkach z naszywkami swoich barw. Po zajęciach mogą się przebierać w normalne ubrania.
Resztę informacji mogę dopisywać w trakcie. Wybaczcie, że nie pamiętam o wszystkim:)
Narracja zmienia się raz jest trzecioosobowa a raz pierwszo, zależy od sytuacji :D
Jeszcze raz życzę Wam udanego Sylwestra i szczęśliwego Nowego Roku :*:* 
Czy ktoś to w ogóle czyta???? Dajcie znać :)

Jenny wstała o 6. Całą noc śnił jej się Sullivan. Albo ją ciągle obrażał albo całował. Przebywanie z nim naprawdę mi szkodzi, a to dopiero pierwszy dzień-pomyślała. Stwierdziła, że już nie zaśnie więc wzięła ubrania i poszła do łazienki. Po wykonaniu codziennych czynności postanowiła pójść do biblioteki. Śniadanie jest o 8 a lekcje zaczynają się o 9 więc będzie miała czas na powtórzenie materiału z zeszłego roku. Mimo bardzo wczesnej pory biblioteka była czynna. Uczniów czasami nachodziło na ranną naukę więc dyrektor postanowił, że nie będzie ona w ogóle zamykana. Jen cieszyła się z tego. Nie wiadomo o której może przydać ci się jakaś książka z biblioteki mówiła do chłopaków i Taylor. Weszła do dużego pomieszczenia. Wyczuła zapach książek i uśmiechnęła się. Ruszyła przed siebie. Stało tu mnóstwo regałów na których poustawiane były książki w zależności od kategorii. Podeszła do działu związanego z chemią i wzięła kilka podręczników. Razem z nimi udała się w stronę okna gdzie stały stoliki i krzesła. Zajęła jeden z nich i zaczęła powtarzać zadania ze stężeń. Po kilku minutach przyłapała się na tym, że ciągle czyta to samo zdanie. Potrząsnęła głową i jeszcze raz próbowała się skupić na tekście. Jednak nie pomogło.Przypomniała jej się sytuacja z wczorajszego patrolu. Sullivan był miły? Nie, pewnie tylko mi się zdawało. Ale przecież podobało ci się jak cię objął. Wcale nie!- walczyła ze swoja podświadomością. Jak chcesz to sobie tak myśl, ale jeszcze przyznasz mi rację. Sullivan nawet jak cie tu nie ma musisz mnie denerwować! 
Czy bliskość chłopaka na prawdę mogła jej się podobać? Której dziewczynie by się to nie podobało?-szybko skarciła się za te myśli. Jenny nie jesteś każda pamiętaj. Po długim rozmyślaniu stwierdziła, że są Prefektami, powinni zachowywać się przyzwoicie i to właśnie wczoraj robili.
Na korytarzach było już słychać pierwszych uczniów idących na stołówkę. Spojrzała na zegarek, który pokazywał 8. Odłożyła książki na swoje miejsce i udała się na śniadanie.
Nie wiedziała, że nie tylko ona dzisiaj nie mogła spać. W południowej części mieszkalnej zamku pewien chłopak również wstał bardzo wcześnie. Ona wczoraj starała się być miła. Ciekawe o co jej chodzi? Może o nic? Ludzie tak po prostu są mili. Może i są ale nie ja dla niej ani ona dla mnie. Ale przecież sam ją objąłeś i podobało ci się to. Podobały ci się jej perfumy i zapach jej włosów. No i co z tego! Wiele dziewczyn ma ładne perfumy, które mogą się podobać i bądź już cicho! Dobrze, ale nie odepchniesz od siebie tych myśli bo one i tak wrócą. Głupia Clark! Ona zawsze musi mnie wyprowadzać z równowagi.
Leżał jeszcze tak jakiś czas i rozmyślał o tym jak zmieniła się dziewczyna. Ma kolczyka w pępku. Ciekawe  jakie inne tajemnice może ukrywać. Uśmiechnął się przebiegle i ruszył w stronę łazienki a później na śniadanie.
Jenny siedziała przy stole jedząc tosta z dżemem i pijąc kawę.
-Hej Jen. Gdzie byłaś tak wcześnie? Jak się obudziłam ty już zniknęłaś.- do stołu przysiedli się Dan, Liam i Taylor.
-Nie mogłam spać więc poszłam do biblioteki.
-Mogłam się domyśleć. Nie powinnaś się tyle uczyć. Dzisiaj dopiero pierwsze lekcje- posłała jej karcącą minę.
-W tym roku mamy egzaminy. Chcę się dostać na studia medyczne i nie zapominaj że muszę dostać stypendium bo mnie na nie nie stać. Poza tym wy- pokazała palcem na chłopaków- też powinniście zacząć powtarzać. W tym momencie podeszła do nich pani Evans rozdając plany lekcji.
-Spokojnie Jen mamy jeszcze dużo czasu- Dan uśmiechnął się do niej, Liam kiwał głową i robił to samo.
-Tylko ci się wydaje- wstawała już od stołu- a i w tym roku nie będę wam już pisała żadnych referatów, musicie sami wziąć się do nauki.
-Ale Jenny- jęknęli chłopcy
-Widzimy się na lekcjach, pa Tay- pomachała do nich i z uśmiechem na twarzy ruszyła do pokoju po torbę i książki nawet przez chwilę nie myśląc o Sullivanie.
Kiedy pakując się spojrzała na plan uśmiech zszedł z jej  twarzy. Większość lekcji mieli z uczniami z południowego skrzydła. Pewnie dyrektor wymyślił jakąś głupia integracje. No nic jakoś wytrzymam.
Jenny wszystkie lekcje z wyjątkiem chemii i fizyki miała z Danem i Liamem. Chłopcy wybrali sobie zamiast tego dodatkowe lekcje wf za którymi dziewczyna nie przepadała. Nie wiedziała co widzą w piłce nożnej. Banda chłopaków lata za piłką. Co w tym takiego niezwykłego? Za to chemia czy biologia ją bardzo fascynowały. Wzruszyła ramionami, wzięła torbę i ruszyła na pierwszą lekcję jaką w tym roku szkolnym była matematyka. Kiedy doszła pod klasę chłopcy już tam byli. Podeszła do nich włączając się w luźną rozmowę na temat wakacji. W końcu zadzwonił dzwonek. Profesor Cannon zaprosił ich do klasy. Był to opiekun skrzydła południowego. Uczniowie pozostałych skrzydeł za nim nie przepadali i nie ma w tym nic dziwnego ponieważ zawsze faworyzował swoich podopiecznych. Jenny i chłopaki zajęli miejsce w trzeciej ławce od końca w środkowym rzędzie. Siedzieli tak już od pierwszej klasy. Kiedy wszyscy już się rozsiedli Jen rozejrzała się. No tak Sullivan siedział w ostatniej ławce pod oknem. Z jednej strony obok niego miejsce zajmowała jego największa wielbicielka i według Jen najgłupsza dziewczyna w szkole Serena Collins a z drugiej najlepszy przyjaciel Joshua Wilson. Podobnie jak Sullivan był uważany za jednego z najprzystojniejszych chłopaków w szkole. Typowy casanova. Zmieniał dziewczyny jak rękawiczki, ale przynajmniej nie był tak wredny jak Sullivan. Należał do drużyny. Wysoki, brązowooki z ciemnymi brązowymi włosami i z ciemną karnacją jak najbardziej mógł się podobać dziewczyną.
-Otwórzcie książki na stronie 10. Rozwiązujemy zadanie pierwsze. Stuart do tablicy.
Nie mogliśmy liczyć na żadną taryfę ulgową. Cannon zadał nam sześć zadań do domu. Reszta lekcji minęła szybko i nawet przyjemnie. Nim wszyscy się obejrzeli była pora kolacji.
-Idziemy po kolacji do pokoju wspólnego?-spytał Dan
-No nie wiem. Musimy odrobić te zadania na jutro na matmę.
-Daj spokój Jen. Wczoraj cię nie było a zadania odrobisz później.
-Nie  było mnie bo miałam patrol i dzisiaj też go mam. Nie zapominaj o tym, że jestem Prefektem.
-Jen proszę przyjdź. Chcę pogadać- tym razem odezwała się Taylor
-No dobrze już dobrze. O 8 w pokoju wspólnym?
Kiwnęła głową i kontynuowała jedzenie naleśników. Po kolacji Jenny wpadła jeszcze do pokoju i zdążyła zrobić trzy zadania. Później odświeżyła się i ruszyła w umówione miejsce. Kiedy otworzyła drzwi pokój był już pełny uczniów skrzydła północnego. Część z nich siedziała przy stolikach grała w karty, odrabiała lekcje lub po prostu gadała. Chłopaki grali w piłkarzyki robiąc przy tym niezwykły hałas. Ktoś grał na gitarze a jeszcze inni oglądali tv. Właśnie do tego służyły pokoje wspólne w każdym ze skrzydeł. Jenny zaczęła rozglądać się za przyjaciółmi jednak nikogo z nich nie mogła dostrzec. W pewnym momencie ktoś złapał ją za rękę. Okazało się, że to Taylor.
-Chodź- pociągnęła mnie w miejsce w którym było mało osób i mogłyśmy spokojnie pogadać. Usiadłyśmy opierając się o błękitną ścianę.
-Tay co się stało?
-Ryan poprosił mnie o chodzenie- wypaliła jak zwykle nie owijając w bawełnę. To była jej wielka zaleta.
-I co mu odpowiedziałaś?
-Jeszcze nic. A ty co tym myślisz?
-Hmm trudna sprawa. Jeśli on znajduje się w pobliżu to czujesz motylki w brzuchu? Jeśli jest przy tobie czujesz się bezpieczna? Jeśli cie dotyka czujesz dreszcze?
-Ja nie wiem- odpowiedziała zaskoczona.
-Odpowiedz sobie na te pytania. Jeśli wszystkie odpowiedzi będę twierdzące to nie masz na co czekać bo to ktoś dla ciebie a jeśli nie to już sama musisz zdecydować czy chcesz brnąć w związek z osobą do której czujesz tylko przyjaźń lub braterską miłość.
-Dzięki Jen. Co ja bym bez ciebie zrobiła- mocno się przytuliły. Po chwili dołączyli do nich chłopcy.
-A co to za schadzki siostra- spytał Dan.
-Kobiece sprawy, które nie powinny cię obchodzić- pokazała mu języka Tay.
Pogadali i pośmiali się jeszcze trochę. Później Jen wstała pożegnała się z nimi i udała się pod Salę gdzie czekał na nią Sullivan i ich wspólny patrol. Przywitali się cichym cześć i ruszyli. Przez cały obchód Nate się nie odzywał. Ignorował ją i był obojętny. Po porannym rozmyślaniu stwierdził, że tak będzie lepiej. Nie może myśleć o jakiejś biedaczce Clark po pierwszym dniu nowego roku szkolnego. On nie jest ja Ward który miał dziewczynę przez dwa lata. On się bawi dziewczynami i z żadną nie był dłużej niż dwa dni. Prześpi się z nimi a później zostawia i nie myśli o nich i nic ani nikt tego nie zmieni. Po skończonym patrolu rozeszli się do swoich pokoi. Jen umyła się i przebrała w piżamę na którą składały się krótkie czerwone spodenki i koszulka o tym samym kolorze. Położyła się na łóżku z zamiarem jak najszybszego zapadnięcia w sen, jednak nie mogła usnąć. Przekręcała się z boku na bok i nic. Spojrzała na zegarek było po 12. Stwierdziła, że musi iść do kuchni  zrobić sobie herbatę albo kakao. Wiązało się to z ryzykiem bo nawet Prefekci po 23 nie mogli chodzić po korytarzach. Mogła dostać szlaban albo stracić punkty. Wahała się chwilę ale postanowiła, że jednak pójdzie.Założyła szlafrok, wzięła telefon żeby sobie poświecić i wymknęła się po cichu żeby nie obudzić Taylor. Podskakiwała ze strachu za każdym razem gdy usłyszała jakiś szelest. Szła jakiś czas aż znalazła się pod drzwiami z napisem "kuchnia". Weszła do środka i zamknęła za sobą drzwi. W środku nikogo nie było i panowała błoga cisza. Jenny zapaliła lampkę która stała na jednej z szafek. Włączyła czajniki i włożyła torebkę herbaty do kubka. Teraz musiała tylko chwilę poczekać. Kiedy tak stała naszła ją ochota na kanapki. Wyjęła z lodówki odpowiednie składniki, znalazła chleb i zabrała się do ich robienia. Po chwili wszystko było gotowe. Herbatę postanowiła wypić tu na miejscu a kanapki zjeść w pokoju. Tak też zrobiła. Przed opuszczeniem kuchni posprzątała po sobie i udała się w drogę powrotną. 
 Przeszła kawałek i wtedy usłyszała czyjeś kroki. W oddali mignęło blade światełko, najwyraźniej zbliżające się do miejsca, w którym się znajdowała. Spanikowana podbiegła do wnęki, gdzie stała jakaś rzeźba. To ją mogło zasłonić.
  Ale okazało się, że nie jest tam sama. Ktoś też uznał to miejsce za dobrą kryjówkę. Chciała wrzasnąć ze strachu, nie bacząc na kroki i późną porę, ale postać błyskawicznie zasłoniła jej usta ręką. Jenny zaczęła się szarpać, ale wtedy ten ktoś przyciągnął ją do siebie i wolną ręką unieruchomił ją.
 -Przestań się szarpać, idiotko - usłyszała gniewny szept. - Chcesz, żeby Hook nas złapał?
No pięknie Sullivan, jeszcze tego mi brakowało- pomyślała
Wtedy właśnie usłyszeli gniewne sapanie i mruczenie pod nosem:
-Przeklęte bachory. Łażą w nocy po zamku, a dyrektor oczywiście nic sobie z tego nie robi.- Światło było coraz bliżej.
 Klnąc w myślach, Jen przylgnęła do Sullivana, starając się być jak najmniej widoczna. Wyczuła, że nic jej nie zrobi - nie miał innego wyjścia. Zastanawiała się, czy chłopak czuje, jak szaleńczo bije jej serce. Nadal trzymał rękę na jej ustach, chyba nie dowierzając, że potrafi zachować ciszę.
Woźny przeszedł koło miejsca ich ukrycia i Jenny poczuła, jak stojący za nią chłopak wstrzymuje oddech i napina mięśnie.
Hook poszedł dalej, na szczęście zbyt zajęty wymyślaniem na uczniów i dyrektora.
Odczekali aż zniknął za rogiem i ucichły jego kroki, a wtedy Sullivan puścił ją i dziewczyna odskoczyła.
-Co ty tu robisz- miało zabrzmieć groźnie ale powiedziała to szeptem.
-Mógłbym ci zadać to samo pytanie.
Jak zwykle musi mnie denerwować, ale przynajmniej dobrze, że mnie nie widzi bo jestem blada ze strachu. Jednak to bardzo ciekawe co Sullivan robi włócząc się o tej porze po zamku. 
Spojrzała na swoje kanapki. Podniosła oczy, a wtedy przechwyciła wzrok chłopaka również skupiony na zawartości jej talerza. Na jego twarzy malował się głód i widać było, że ma na nie wielką ochotę, ale dzielnie zarechotał, starając się to ukryć.
-Wymknęłaś się w nocy, żeby zrobić sobie kanapki? - spytał z niedowierzaniem, ale i z odrobiną uznania w głosie.
Obronnym gestem chwyciła mocniej talerz i przysunęła bliżej siebie.
-A co? Nie wolno? - Jenny zezłościła się. - I nie patrz tak. Zrobiłam je dla siebie i nie dam ci ani jednej.
 Sullivan uniósł brwi.
-Myślisz, że chciałbym od ciebie cokolwiek? Kobieto, opanuj się. - Jego głos wręcz ociekał sarkazmem.
Stali naprzeciw siebie w ciszy, która nagle zapadła. A potem Sullivan wpatrzył się tęsknie w kanapki i zapytał:
-Czy to nutella?
-Tak, a co? - Spojrzała na niego podejrzliwie.
-Nic...
 Jenny zastanawiała się, co by było, gdyby powiedziała, że ewentualnie może dostać jedną.
-Naprawdę? Dasz mi jedną? - spytał wyraźnie zszokowany blondyn. Zdezorientowana Jen spojrzała na niego.
-Powiedziałam to na głos? - Miała dziwną minę.
-Tak. Czy ty jesteś jakaś... - Jenny widziała, jak z wielkim wysiłkiem stłumił obraźliwe słowo. Najwyraźniej jednak zadziałała magia kanapek.
Jenny gorączkowo zastanawiała się, jakim cudem powiedziała to na głos. Widocznie podświadomie zlitowała się nad nim. Widać było, że jest głodny. A teraz już nie mogła się wycofać. To by było nieetyczne.
-Cóż, skoro tak mówiłam - burknęła i z niezbyt zadowoloną miną wyciągnęła w jego stronę talerz.
-Może usiądziemy? - zaproponował, wskazując parapet.
Kiedy usiedli Jen zaczęła gorączkowo zastanawiać się co robi. Siedzę na parapecie i jem kanapki z Sullivanem Upadłam na głowę. 
-Często urządzasz sobie takie kanapkowe libacje? - spytał, czując się w obowiązku coś powiedzieć, skoro (acz niechętnie) poczęstowała go swoim jedzeniem.
-Nie - lekko się oburzyła. - Zazwyczaj mam lepsze rzeczy do roboty w nocy.
Chłopak zachichotał i Jen natychmiast dodała:
-Takie jak spanie, zboczeńcu.-Pokręciła głową z udawanym politowaniem.
-Przecież wiem, co innego miałabyś robić? - zapytał z miną niewiniątka. Pogroziła mu palcem i znacząco spojrzała na talerz. Zrozumiał przesłanie: ,,Nie kpij, bo to może być twoja ostatnia kanapka".
-A ty niby co robiłeś?
-Wybrałem się na przechadzkę.
Uśmiechnęła się lekko.
-Nie wyglądasz na faceta, który chadza na przechadzki.
 Nachylił się w jej stronę i powiedział, a w zasadzie wyszeptał:
-Popatrz czasem na świat znad kolejnej książki, a zobaczysz mnóstwo interesujących szczegółów.
 Jenny wpatrywała się w jego wargi.
-Sugerujesz, że jesteś interesujący? - spytała kpiąco, podejmując grę. Mogła sobie na to pozwolić, bo przecież jutro znów wszystko wróci do normy. I nie będzie żadnych rozmów z Sullivanem i żadnego jedzenie razem kanapek. Na szczęście. Starała się oderwać wzrok od jego twarzy.
-Wątpiłaś w to? - powiedział niskim seksownym głosem.
-Cóż za arogancja i bezczelność - zadrwiła. - Och, chyba odkryłam, po co chadzasz na przechadzki. Może w ten sposób próbujesz poradzić sobie ze swoim wielkim ego? - zasugerowała czarująco.
Sięgnęła po kolejną kanapkę i w tym samym momencie zrobił to Sullivan. Spojrzeli w dół i odkryli, że to ostatnia.
-Może zachowasz się jak dżentelmen? - spytała, wiedząc, że nie uzyska odpowiedzi twierdzącej.
-Przed chwilą doszłaś do wniosku, że jestem arogancki i bezczelny oraz że mam wielkie ego. - Udał, że się
namyśla. - Nic nie mówiłaś o byciu dżentelmenem.
-Cóż, może spróbujesz mnie przekonać? - W jej głosie czaiła się nadzieja.
-Mógłbym, gdyby to nie była nutella - powiedział pewnie. - Dla nutelli zrobię wszystko - dodał z absolutną powagą.
Chwilę milczeli, posępnie wpatrując się w talerz i ostatnią kanapkę.
-O, mam pomysł! - zawołał szeptem, a Jenny podniosła z nadzieją głowę. - Ja zjem pół, a potem oddam ci resztę.
Dziewczyna pokręciła głową z udaną podejrzliwością.
-No nie wiem... Mogę ci ufać?
Sullivan spojrzał jej w oczy. - Przekonaj się.
Zjadł i udowodnił, że dotrzymuje obietnic, podając jej resztę kanapki. Wpatrywał się w nią, gdy jadła. Wyglądała zadziwiająco korzystnie w świetle księżyca padającego zza okna. Wyczuła, że jej się przygląda, bo podniosła głowę i spytała: - Hmm? Mam coś na twarzy?
Pokręcił głową, nie chcąc się odzywać.
Gdy skończyła, wstali i Jen sięgnęła po talerz, ale ją powstrzymał.
-Nie. Ty przyniosłaś, ja odniosę.
Kiwnęła głową. Pewnie i tak zostawi to w pokoju wspólnym Czerwonych.
Czekaj, odprowadzę cię. Nie będziesz sama łaziła po nocy. - ,,Czy ja naprawdę to powiedziałem?'' - zadał sobie w duchu pytanie, ale już nie mógł cofnąć swoich słów. Chociaż tak byłoby lepiej. To się zaczynało robić coraz bardziej niepokojące.
Dziewczyna znieruchomiała ale ku jego zdziwieniu zgodziła się.
Poszli razem w stronę jej pokoju nasłuchując kroków i starając się być bardzo cicho. W końcu stanęli przed drzwiami.
-Dobra, dziękuję, że mnie odprowadziłeś.
Skinął jej głową, a potem, gdy odchylała drzwi, powiedział:
-Gdybyś miała w planach jeszcze jakieś kanapki, to polecam się na przyszłość.
Uśmiechnęła się, pokazując białe zęby.
-Będę o tym pamiętać. 

niedziela, 23 grudnia 2012

Opowiadanie II Patrol

Mam drugi rozdział. Kolejnego możecie się spodziewać w okolicach sylwestra :)
Chciałbym życzyć Wam Wesołych Świąt w rodzinnym gronie, żebyście za dużo nie przytyli :P no i żeby ten Nowy Rok okazał się lepszy od poprzedniego. Oczywiście udanego sylwestra (tylko nie przesadźcie z % :D) Wesołych!!! :)

Szkoła mieściła się na obrzeżach miasta. Wyglądała jak zamek. Była tak ogromna, że Jenny do tej pory nie odwiedziła wszystkich klas i zakamarków. Ciężko było stamtąd wyjechać a także się tam dostać. Przed szkołą rozciągały się błonia i jezioro a wszystko było otoczone lasem. Zawsze dojeżdżali tu autobusami, ponieważ pociąg zatrzymywał się na stacji 15 kilometrów od szkoły. Wysiadła z pojazdu i zaczerpnęła zachłannie powietrza. Nareszcie pomyślała a na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
-Nie musisz uśmiechać się tak na mój widok- od razu wiedziała do kogo należy ten pełen sarkazmu głos
-Na twój widok to ja jedynie mogę rzygać Sullivan- na jej ustach zagościł tryumfalny uśmiech. Nie czekając na jego reakcję ruszyła przed siebie doganiając przyjaciół
-O Jen. Gdzie byłaś?
-Podziwiałam piękny budynek naszej szkoły ale ten idiota Sullivan mi przeszkodził. Że akurat on musi być drugim Prefektem
-Nie przejmuj się tym dupkiem. Jakby ci dokuczał to mów. Ja i Dan zrobimy z nim porządek- w tej chwili Dan pokiwał potwierdzająco głową
-Dzięki chłopaki
-Dobra chodźcie już na tą Salę bo jestem strasznie głodna- przerwała nam Taylor
Weszliśmy do środka. Sala była bardzo duża. Odbywały się tu wszystkie posiłki a także bale albo inne ważne wydarzenia. W tej chwili stały w niej  cztery długie stoły na których mieściło się wiele smakowicie wyglądających potraw. Podeszli do swojego stołu przy którym siedzieli wszyscy z północnego skrzydła. Przywitali się z nimi. Później zaczęła się konsumpcja i rozmowy. W pewnej chwili od stołu przy którym siedzieli nauczyciele wstał dyrektor Bass.
-Witam wszystkich w nowym roku szkolnym. Przypominam, że obowiązują wszystkie zasady z poprzednich lat. Pierwszaki mogą zapoznać się z nimi w gabinecie pana woźnego Hooka lub w pokoju wspólnym w swoim skrzydle. Jutro na śniadaniu dostaniecie plany lekcji. Pani Evans prosi żeby Prefekci na chwilę zostali.  Na dzisiaj to wszystko. Możecie się rozejść.
Cała chmara uczniów zaczęła wychodzić z Sali. Towarzyszył temu niezwykły gwar i hałas. Po kilku minutach wszystko ucichło a w pomieszczeniu zostały trzy osoby.
-Panno Clark panie Sullivan zapraszam do mnie.
Dziewczyna i chłopak podeszli do stołu przy którym siedziała nauczycielka.
-Jak już wiecie jako Prefekci możecie odbierać i dodawać punkty i to jest ta przyjemna strona medalu. Ale jest też ta druga. Bycie Prefektem to też obowiązki a waszym będzie patrolowanie korytarzy od poniedziałku do soboty od 21 do 23. Jakieś pytania?- Żadne z nich nic nie mówiło prawdopodobnie dlatego, ze byli w szoku- I jeszcze jedno na patrole nie musicie chodzić w mundurkach, możecie założyć normalny strój. Zaczynacie od dzisiaj. A teraz żegnam dobranoc.
Nate i Jen nie odzywając się do siebie ruszyli w przeciwnych kierunkach. Kiedy dziewczyna weszła do swojego pokoju uśmiechnęła się mimo tego, ze będzie musiała za chwile spędzić dwie godziny z tym głupkiem. W jej pokoju nic się nie zmieniło.  Wyglądał tak jak wtedy kiedy trzy lata temu weszła tu pierwszy raz. Znajdowały się w nim dwa duże łóżka przy których stały szafki nocne. Dwie komody oraz ogromna szafa, która była w stanie pomieścić ubrania jej i współlokatorki Taylor. Pokój pomalowany był na pomarańczowo-żółto co sprawiało, że było w nim ciepło i przytulnie. Jen usłyszała szum wody więc wiedziała, że Taylor jest w ich wspólnej łazience. Rzuciła się na łóżko i założyła ręce za głowę. Myślała o tym jak będą wyglądać patrole z Sullivanem. Przecież my się w życiu nie dogadamy. On mnie nienawidzi i to z wzajemnością. Leżała tak jeszcze chwilę aż z łazienki wyszła Taylor.
-Chłopaki czekają na nas w pokoju wspólnym o 20:30- rzuciła Tay
-Nie mogę, muszę się odświeżyć przed patrolem z tym idiotą Sullivanem.
-Co? Masz z nim patrol?!
-Od poniedziałku do soboty przez dwie godziny, nie wiem jak ja to wytrzymam.
-Nie martw się może on nie jest taki zły jak się go bliżej pozna. A do tego to niezłe ciacho i nie możesz zaprzeczyć.
-Przecież kłócimy się od pierwszej klasy. Myślisz, że teraz w czwartej on nagle zrobi się miły i nie będzie zwracał uwagi na mój status majątkowy? Wątpię. Tacy ludzie jak on się nie zmieniają.
-A ja bym go nie przekreślała. Gdybyś widziała jak na ciebie patrzył w Sali.
-Niby jak?
-No ja tam nie wiem ale w jego oczach było widać pożądanie.
-Tay nie jestem głupia, nie wskoczę mu do łóżka jak te naiwne i puste dziewuchy z jego skrzydła. A ta Serena jest najgorsza. Czasami tu mu nawet współczuje, że musi przebywać z taką idiotką.
-Wiem wiem. Ale mam do ciebie prośbę. Spróbuj przez chwilę być dla niego miła a zobaczysz, że on też taki będzie dla ciebie.
-Czy ty nie za dużo ode mnie wymagasz?- Taylor zrobiła błagalną minę
-No dobra, ale nic nie obiecuję. Jak mnie wkurzy to mogę mu coś zrobić.- to były jej ostatnie słowa,wzięła ciuch i poszła do łazienki pod prysznic. Zdjęła z siebie wszystko i spojrzała w lustro. Dotknęła brzucha i jej nowego nabytku. W wakacje zrobiła sobie kolczyka w pępku. Czasami nadal ją boli ale to nic w porównaniu do pierwszego tygodnia. Po chwili stała już z zamkniętymi oczami a po jej nagim ciele spływały krople wody.Po kilkunastu minutach była już ubrana i umalowana. Nie założyła nic wyszukanego przecież nie będzie stroić się dla Sullivana. Czerwone rurki jakaś koszulka i bluza do tego trampki to wszystko. Zamknęła pokój i udała się pod Salę skąd mieli zaczynać obchód. On już tam stał i opierał się o ścianę. Wyglądał naprawdę nieziemsko. Niesforna grzywka opadała mu na czoło. Ubrany był w obcisłą czarną koszulę. Pierwsze dwa guziki miał rozpięte co spowodowało odsłonięcie jego umięśnionego torsu. Jen  musiała przyznać, że był w trójce najprzystojniejszych chłopaków w szkole. Postanowiła, że postara się być dla niego miła chociaż przez chwilę.
-Hej Sullivan
-Cześć Clark
-To co idziemy?
-Idziemy, idziemy
Szli korytarzami szkoły. Zapanowała niezręczna cisza, którą postanowiła przerwać Jenny.
-Jak ci się udały wakacje?
-Przepraszam czy ja dobrze słyszę? TY pytasz się MNIE jak tam wakacje?
-Dobrze słyszałeś
Przez chwilę nic nie odpowiadał. Analizował w głowie o co może jej chodzić ale nie doszukał się żadnego podtekstu więc postanowił odpowiedzieć.
-Dobrze byłem w Nowym Yorku i muszę stwierdzić, że to miasto zachwyca bardziej niż Londyn. A tobie jak minęły?
Już miała odpowiadać kiedy wszystkie światła nagle zgasły. Jenny bardzo bała się ciemności. Kiedy była mała zatrzasnęła się w piwnicy i od tej pory ma uprzedzenia. Na jej rękach pojawiła się gęsia skórka.
-Boisz się ciemności?
-Nie- odpowiedziała drżącym głosem
-Ze mną nie musisz się niczego bać- szepnął jej do ucha. Nawet nie wiedziała kiedy znalazł się tak blisko niej. Przyciągnął ją do siebie. Pech chciał, że złapał ją w okolicach pępka a to bardzo zabolało. Ledwo powstrzymała się od jęknięcia. W oczach stanęły jej łzy. Wtedy ponownie zrobiło się jasno. Była zdziwiona bliskością Sullivana. Ale podobało jej się to. Na szczęście opamiętała się w porę.
-Już mnie możesz puścić- ból nadal nie przechodził
-A może ja nie chcę?- znowu ten uśmiech na jego twarzy
-Sullivan ja cię grzecznie proszę puść mnie. Pamiętaj staram się być dla ciebie miła ale moja cierpliwość ma granice.
-No dobrze. A przy okazji ładne masz perfumy.
-Dzięki ty też.
Zdjął swoje ręce z jej ciała. Odeszła kilka metrów od niego ale nadal trzymała się za brzuch.
-Clark coś nie tak?
-Wszystko dobrze- próbowała powiedzieć to naturalnie ale nie za bardzo jej wyszło ponieważ ciągle ją bolało.
-Nie wydaje mi się. Pokarz co tam masz?
Jeden krok i był przy niej.
-To nic..- nie zdążyła dokończyć bo on już podniósł jej koszulkę do góry. Zdziwił się bardzo gdy zobaczył tam kolczyk. Kto by pomyślał, że kujonka Clark przekuje sobie pępek. Jednak postanowił tego nie komentować.
-Polej to sobie wodą utlenioną.
-Jak wrócę do pokoju tak zrobię.
Reszta patrolu minęła dość szybko i bez żadnych kłopotów. Nakryli dwójkę trzecioklasistów którzy próbowali dostać się do pokoju dziewczyn. Odebrali im po 20 punktów i zagrozili szlabanem. W końcu wybiła 23 doszli pod Salę gdzie mieli się rozstać.
-Dobranoc Sullivan.
-Dobranoc Clark.
Pożegnali się tymi słowami i ruszyli do swoich pokoi. Oboje byli bardzo zmęczeni. Tan dzień był bardzo męczący. Kiedy znaleźli się w swoich łóżkach szybko odpłynęli do krainy Morfeusza nie mając chwili na przeanalizowanie zachowania tego drugiego, ale na to przyjdzie jeszcze czas.

wtorek, 18 grudnia 2012

Opowiadanie II Zmieniłaś się

Witam wszystkich :) Zaczynamy nowe opowiadanie. Cieszycie się? :P Piszcie w komentarzach czy się wam podoba :D


Krzątała się po pokoju co jakiś czas podchodząc do łóżka i wkładając rzeczy do walizki. Był 31 sierpnia ostatni dzień wakacji. Jutro miała wrócić do szkoły. Cieszyła się nareszcie spotka się z przyjaciółmi, których nie widziała od dwóch miesięcy. Bardzo tęskniła. Wstała z łóżka i  podeszła do zdjęcia, które stało na komodzie. Była na nich czwórka roześmianych osób. Dwóch chłopaków i dwie dziewczyny. Liam Word, Dan Archibald, Taylor Archibald i ona. Cała czwórka uczyła się w ekskluzywnej szkole w okolicach Londynu Camp High z tą różnicą, że jej znajomych było na to stać a ona Jenny Clark musiała zapracować na stypendium, żeby znaleźć się w wymarzonej szkole. Do Camp High uczęszczała młodzież z bardzo bogatych rodzin. Jej przyjaciele też posiadali spore majątki. Na szczęście nie przeszkadzało im to, że ona ma gorszy status majątkowy. Tak jak większości uczniom w szkole. Oczywiście były wyjątki a jednego z nich nienawidziła najbardziej na świecie. To był ostatni rok w tej szkole. Chciała go w pełni wykorzystać. W tym roku spotkał ją szczególny zaszczyt, ponieważ otrzymała odznakę Prefekta. W szkole  dwie osoby pełniły tą funkcję. Były szczególnie uprzywilejowane, mogły odbierać i dodawać punkty uczniom. (W CH (Camp High) każdy uczeń przez cały rok zbierał punkty które później były sumowane. Dla każdego było to ważne, ponieważ ilość punktów była brana pod uwagę w czasie przyjmowania na studia.)
Gdy spojrzała na zegarek była 22. Postanowiła, że się umyje i położy bo jutro musi wstać wcześnie żeby zdążyć na pociąg. Kiedy wstała rano na jej twarzy zagościł ten charakterystyczny uśmiech. Kochała książki, lubiła się uczyć. Pomyślała, że jeszcze dzisiaj pójdzie do biblioteki żeby sprawdzić czy przez wakacje nie przybyło tam nowych ciekawych książek. Po zaliczeniu porannej toalety zeszła na śniadanie. Mama przygotowała jej ulubione naleśniki. Z rodzicami będzie widziała się dopiero na Święta Bożego Narodzenia. Uczniowie Camp High mieszkali w szkole i tylko w szczególnych przypadkach mogli ją opuszczać, (nie licząc świąt, chociaż jeśli ktoś nie chciał wracać do domu na tą okazje mógł zostać w szkole). Gdy zjadła ruszyła na górę ubrać się. Założyła rurki, bokserkę i bejsbolówkę. Do tego dobrała trampki. Włosy rozpuściła. Zrobiła sobie jeszcze delikatny makijaż. Musicie wiedzieć, że panna Clark zmieniła się przez te wakacje. Jej biodra się zaokrągliły, piersi stały się jędrne. Również włosy które w poprzednich latach wszyscy określali jako "szopę" przeszły metamorfozę. Teraz były gładsze i układały się w długie, ciemnobrązowe fale. Jeśli do tego dodamy opaleniznę nabytą tego lata na hiszpańskich plażach powstaje postać młodej i pięknej kobiety. Nie tylko wygląd uległ zmianie, także charakter. Z cichej myszki Jenny zrobiła się odważną, wypowiadającą własne zdanie dziewczyną. Zaczęła się malować. Delikatnie, żeby podkreślić swoją urodę. Stare rozciągnięte swetry zamieniła na bardziej kobiece eksponujące jej kształty ubrania. Tylko jedno się nie zmieniło. Jej ciepłe brązowe oczy w których zawsze płonęły ogniki. Spojrzała jeszcze raz na swój pokój i wyszła. Na stacje mieli odwieźć ją rodzice. Uczniowie mieli zamówiony specjalny pociąg tylko dla nich.
                                                                     ****
Na stacji można było dostrzec trójkę cały czas śmiejących się osób. Blondynkę z niebieskimi oczami i długimi nogami za którą oglądała się większa część brzydszej płci w szkole, co oczywiście nie podobało się jej starszemu bratu. Wysokiemu szatynowi o brązowych oczach i jego zielonookiemu  przyjacielowi.
-Gdzie ta Jenny już prawie 10?- pytała się zaniepokojona blondynka
-Spokojnie pewnie zaraz przyjdzie. Stary patrz jaka laska idzie w naszą stronę pewnie chcę się o coś zapytać starszych kolegów.
Po chwili znalazła się przy nich z wielkim uśmiechem na twarzy.
-Jen? - spytała zdziwionym głosem blondi
-Taylor, Liam, Dan nie poznaliście mnie?
Chłopaki stali i wpatrywali się w nią z otwartymi ustami. Dziewczyna szybciej wyszła z szoku. Po minucie już przytulała przyjaciółkę.
-Hej chłopaki- pomachała im ręką przed oczami
-Zmieniłaś się- zdołał wydukać Liam
-Może trochę. Wiesz to nasz ostatni rok- popatrzyła na Dana i Liama- więc trzeba było coś zmienić. A teraz lepiej chodźcie bo zajmą nam wszystkie przedziały.
Ruszyli w stronę pociągu z uśmiechami na twarzy.
                                                                    ****
Podczas podróży każdy opowiadał co przydarzyło mu się podczas wakacji. I tak Jenny dowiedziała się, że Dan i Taylor byli we Włoszech ale dziewczyna nigdzie nie mogła iść sama bo brat jej nie pozwolił. Liam był na obozie piłkarskim całe dwa miesiące. W końcu to jeden z najlepszych piłkarzy w szkole i kapitan drużyny. Właśnie opowiadała im jak ona spędziła wakacje kiedy drzwi do pociągu otworzyły się. Stał w nich Teddy Wilson klasowa fajtłapa.
-Jest tu Jenny? Pani Evans chce żeby poszła do przedziału prefektów na chwilę
-Teddy patrzysz na mnie.
-Sorki nie poznałem cię
-Chyba będę bogata bo oni- tu wskazała palcem na przyjaciół- też mnie nie poznali. Dobra ja spadam bo Evans się wkurzy. Za chwilę wrócę
                                                                    ****
Szła przez pociąg z uśmiechem na twarzy i zastanawiała się kto jest drugim Prefektem. Po chwili zapukała do drzwi przedziału
-Proszę- usłyszała
Weszła do środka
-Dzień dobry pani Evans
-Dzień dobry- kobieta przywitała ją uśmiechem. Jen lubiła ją, była wychowawczynią w północnym skrzydle a więc w tym w którym mieszkała czwórka przyjaciół. W CH część szkoły w której mieszkali uczniowie była podzielona na cztery skrzydła: północne, południowe, wschodnie i zachodnie. Każda część miała własne drużyny piłkarskie, które walczyły o Puchar Dyrektora. Trzeba też wspomnieć, że poszczególne skrzydła się nie kochały a zwłaszcza północne z południowym. Kobieta wskazała ręką miejsce w którym miała usiąść dziewczyna- drugi prefekt się spóźnia. Musimy trochę poczekać- kiedy wypowiadała te słowa rozległo się pukanie do drzwi. Tak jak w przypadku Jenny pani Evans zaprosiła gościa do środka.
Jak wielkie było zdziwienie Jen kiedy w drzwiach zobaczyła jego- Nathaniela Sullivana. Jej największego wroga. To jakiś koszmar, to nie dzieje się na prawdę pomyślała. Od pierwszej klasy jej dokuczał i wyzywał ją od różnych tylko przez to, że była biedniejsza od niego. Oprócz tego mieszkał w skrzydle południowym, był kapitanem drużyny tak jak Liam. Wredny, egoistyczny, dupek. Leciały na niego wszystkie dziewczyny w szkole. Wysoki, błękitnooki brunet, dobrze umięśniony a na dodatek bogaty i inteligentny , marzenie każdej kobiet. Poprawka nie każdej. Była jedna dla której był tylko szują- Jenny Clark.
-Panie Sullivan zapraszam- wskazała mu miejsce obok dziewczyny
-Przepraszam może mi pani przedstawić koleżankę. Chyba się nie znamy
-Sullivan jaja sobie robisz? Nie poznajesz mnie?- wypaliła Jen nie zwracając uwagi na nauczycielkę
-Clark?
-Nie, święty mikołaj
-Przepraszam, że przerwę wam tę wymianę zdań ale jesteśmy tu w innej sprawie. Zostaliście prefektami...- pani Evans mówiła ale Jenny jej nie słuchała. Zastanawiała się dlaczego właśnie on, przecież w szkole jest tylu innych chłopaków.- Dziękuję możecie już iść- skończyła swój wywód. 
Jen szybko poderwała się do wyjścia. Nate zrobił to samo.
-No no no Clark wyrobiłaś się przez te wakacje- inne dziewczyny już by przed nim mdlały ale nie ona 
-Czyż bym słyszała komplement z ust Sullivana?
-Wiesz co przez chwilę myślałem, że drugi prefekt będzie jakiś normalny
-Też się zawiodłam.- rzuciła i odeszła w stronę swojego przedziału. 

niedziela, 2 grudnia 2012

Opowiadanie I Kocha się raz

Hej Kochani :) Rozdział miałam dodać wczoraj ale wystąpiły komplikacje i jest dzisiaj.To już ostatni :( Mam nadzieję, że wam się spodoba. Pomysł na następne opowiadanie już jest, ale muszę go dopracować dlatego teraz nastąpi chwila przerwy w dodawaniu opowiadań. Chciałabym żebyście chociaż dzisiaj dodali jak najwięcej komentarzy żebym wiedziałam, że mam dla kogo pisać. Postarajcie się :) Paaa :*:*
Ps. Musiało być trochę prywaty odnośnie Barcelony. Ja naprawdę kocham ten klub :)

Kiedy byłam mała babcia powiedziała mi "Tylko dzięki miłości, dzięki tej drugiej osobie która będzie u twego boku będziesz szczęśliwa"i miała rację. Od 8 lat jestem szczęśliwa z moim Arturem. Nie zawsze było pięknie i kolorowo zdarzały się kłótnie, ciche dni ale mijały. Nie mogliśmy się na siebie zbyt długo gniewać. Przez te wszystkie lata spędziliśmy ze sobą wiele pięknych dni. Takich dni których nie zapomina się do końca życia, których ja na pewno nie zapomnę. Wyjechaliśmy z Polski mając po 17 lat z nadziejami na to, że zaczniemy wszystko od początku ale i z wątpliwościami czy nam się uda. Teraz z perspektywy czasu już wiem, że to była najlepsza decyzja jaką wtedy mogła podjąć. W Hiszpanii mieliśmy zostać pół roku. Zwykła uczniowska wymiana która miała się kiedyś skończyć. Ale dla mnie i dla niego nadal trwa. Rodzice wynajęli mi dom na czas pobytu w Barcelonie. Oczywiście Artur zamieszkał ze mną. Chodziliśmy tam do szkoły. Wszystko bardzo dobrze się układało. Okazało się że 6 miesięcy zleciało bardzo szybko i musimy już wracać. Nie chciałam tego powrotu. Obawiała się tego, że wrócę do szarej rzeczywistości w której znowu przydarzy mi się coś złego. Czułam, że mój dom jest teraz tutaj w Barcelonie. Powiedziałam Arturowi, że chcę tu zostać. Zgodził się nie miał żadnych wątpliwości. Po kilku latach wyznał mi, ze chciał mnie prosić o to żebyśmy nie wracali do Polski. Skończyliśmy liceum. Znowu stanęły przed nami trudne wybory dotyczące kierunków studiów. Ja wybrałam medycynę. Zawsze chciałam pomagać ludziom a w tym wypadku dzieciom bo jako specjalizację obrałam pediatrię. Artur długo się wahał. W końcu zdecydował się na stomatologię. Byłam szczęśliwa bo uczęszczaliśmy na zajęcia na ten sam uniwersytet. Dni szybko mijały. Lata w Barcelonie było wyjątkowo piękne. Mieliśmy tu swoje miejsca do których udawaliśmy się żeby pobyć sami, żeby zatrzymać się na chwilę. Nasz związek się umacniał. Byliśmy dla siebie jak tlen. Gdyby jednego zabrakło drugie też by umarło. Umarłaby jego dusza, serce a świat stałby się niczym. Nim się obejrzeliśmy byliśmy na piątym roku studiów. Mieliśmy już praktyki. Ja w szpitalu a on w gabinecie dentystycznym. Wtedy nastąpiła jedna z czterech chwil które uważam za najpiękniejsze w moim życiu. Pierwsza była wtedy kiedy Artur po raz pierwszy powiedział mi że mnie kocha. A druga? Druga nastąpiła właśnie wtedy na piątym roku naszej edukacji na uniwersytecie. Artur powiedział mi pewnego majowego dnia żebym na wieczór nic nie planowała.
-Kochanie przecież są  Derby mecz Barcelona-Real zapomniałeś?- jako wierna Cule Barcy nie mogłam przegapić takiego spotkania. Nie mogłam oglądać meczu na stadionie bo wszystkie bilety zostały wykupione pozostała mi telewizja.
-Oczywiście, że pamiętam przecież ja też kocham ten zespół.
Nie wiedziałam o co mu chodzi więc dałam sobie spokój z dalszymi pytaniami. Mecz zaczynał się o 20. Kupiłam chipsy piwo i wszystko inne co było mi niezbędne podczas oglądania takiego meczu. O 18:30 Artur przyszedł od salonu i powiedział żebym się przebrała
-Ale w co? Już mówiłam, że dzisiaj oglądam mecz
-Załóż koszulkę Barcy i weź szalik- uśmiechnął się. nie mogłam mu odmówić. I tak zrobiłaby to przed meczem więc co za różnica. Kiedy wróciłam do salonu on też ubrany był w barwy Blaugrana
-No to idziemy
-Co? Ale gdzie? Mieliśmy w domu oglądać
-No to patrz co mam
Wtedy wyjął dwa bilety. Szybko do niego doskoczyłam i zaczęłam je oglądać. Wszystko się zgadzało. Miał dwa bilety na mecz Barca-Real. Niesamowite. Zaczęłam go ściskać i całować. Wiedział, że kocham ten zespół i że bardzo chciałam zobaczyć ten mecz na żywo. Atmosfera na stadionie była wspaniała.Wszyscy się świetnie bawili i mieli do tego powody. Barca wygrywała już 2-0. Wszystkie gole strzelił Messi. Na zegarze widniała już 75 minuta. Wtedy Leo przeprowadził indywidualną akcje i pokonał Casillasa.3-0 Cały stadion eksplodował. Rzuciłam się na szyję mojego ukochanego. Wiedziałam, że tego meczu już nie przegramy. Kiedy się od niego oderwałam zobaczyłam że trzyma coś w ręku. Spojrzałam mu prosto w oczy. Artur klęknął przede mną i otworzył pudełeczko. Znajdował się w nim pierścionek.
-Wyjdziesz za mnie?- ledwo usłyszałam jego krzyk
Do moich oczu zaczęły napływać łzy. Łzy wielkiego szczęścia. Kiwnęłam głową a już po chwili Artur założył na mój palec to małe cudeńko. Później zaczęliśmy się całować a cały świat stanął w miejscu. Tak wyglądała druga najpiękniejsza chwila w moim życiu. Następną bardzo łatwo zgadnąć. Oczywiście był to ślub. Ceremonia odbywała się na plaży. Przyjechała cała rodzina, wszyscy znajomi. Nigdy nie zapomnę chwili w której stałam w białej pięknej sukni i wypowiadałam słowa przysięgi. Wiedziałam, że jest to uczucie na zawsze, na wieczność. Wiedziałam też, że on czuje to samo. No i czwarta może nie ostatnia. Szpital w Barcelonie. Leże na porodówce i rodzę naszą pociechę. Artur jest przy mnie. Cały czas mnie wspiera. Wszystko kończy się szczęśliwie. Lekarz mówi mi, że mamy zdrowego synka. Naszej radości nie da się opisać. Teraz Alexis ma roczek i już wiem, że będzie piłkarzem. Podeszłam do jego łóżeczka. Śpi tak słodko. Usłyszałam dzwonek do drzwi. Na pewno Artur zapomniał komórki i się wrócił. Podeszłam do drzwi. Stał w nich wysoki przystojny mężczyzna.
-Czy tu mieszka Ania Sanchez?
-Tak, o co chodzi?
-Nie poznajesz mnie?- nie miałam pojęcia kto to jest. pokiwałam przecząco głową. On się uśmiechnął
-Jestem Justin- wtedy doznałam olśnienia. No tak te oczy jak mogłam ich nie rozpoznać. Uśmiechnęłam się do niego szeroko i zaprosiłam do środka.
-Jak mnie znalazłeś?
-Uwierz mi nie było łatwo ale jak widać się udało. Muszę spłacić mój dług wobec ciebie.
-Jaki dług?
-50 tysięcy złoty które mi zostawiłaś.
-Czyli ci się udało?- spytałam
-Tak. Rzuciłem stare życie. Zacząłem wszystko od nowa. Teraz mam własną firmę, żonę i córeczkę a wszystko dzięki tobie
-Bez przesady
-Będę ci wdzięczny do końca życia i nie chodzi tu tylko o pieniądze. Byłem dla ciebie kimś obcym a ty potraktowałaś mnie jak przyjaciela jak kogoś kogo byś znała od wielu lat.
-Nigdy tego nie żałowałam. Ciesze się, że ci udało- jeszcze raz obdarzyłam go szczerym uśmiechem. Rozmawialiśmy jeszcze długo opowiadając sobie nawzajem  co wydarzyło się w naszym życiu. Na koniec wymieniliśmy się numerami i obiecaliśmy, że będziemy do siebie dzwonić.
Życie bywa przewrotne- pomyślałam siedząc w ogrodzie i patrząc na słońce które już zachodziło- ale nigdy nie warto się poddawać, zawsze trzeba wierzyć w siebie i w innych. W swoim sercu czułam szczęście. Miałam najlepszego męża na świecie, najpiękniejszego synka i mnóstwo osób które o mnie dbały i kochały mnie. I jeszcze raz przypomniały mi się słowa babci "Kocha się raz kochanie". Teraz wiedziałam, że miała rację. Artur był moją pierwszą i jedyną miłością.  

sobota, 24 listopada 2012

Opowiadanie I Nowe życie

Następnego dnia  w szkole udałam się do pani Ewy i zgodziłam się na wyjazd. Czas do wylotu zleciał bardzo szybko. Robiłam zakupy przygotowywałam się. W między czasie odwiedzałam też szpital ale stan Justina nadal był taki sam. Leżał w śpiączce. Nadszedł piątek dzień wyjazdu. O 14 mieliśmy być na lotnisku. Rano zajrzałam do szkoły żeby pożegnać się z chłopakami. Wszyscy mnie wyściskali i wycałowali. Będę za nimi tęskniła. Później przyszedł najtrudniejszy moment. Poszłam do szpitala pożegnać się z Justinem. Mimo tego, że "spał" zaczęłam do niego mówić i wspominać te kilka dni w ciągu których u mnie mieszkał i oczywiście wspólnie spędzone połowinki. Na koniec pocałowałam go w policzek i udałam się do gabinetu pielęgniarek. Poprosiłam jedną z nich żeby przekazała Justinowi kopertę kiedy się obudzi. Właśnie tak chciałam się z nim pożegnać i mu wszystko wytłumaczyć. List napisałam wczoraj wieczorem. Było mi naprawdę ciężko ale udało się. Po skończeniu pisania zaczęłam czytać:


Justin
Jeśli to czytasz to znaczy, że już się wybudziłeś ze śpiączki i jest z Tobą wszystko dobrze. Bardzo się z tego ciesze. Musiałam napisać ten list żeby Ci to wszystko wytłumaczyć. Na początku przepraszam. Zachowałam się zbyt pochopnie. W pewnym sensie to przeze mnie znalazłeś się w szpitalu. Chciałam ci też podziękować za te dni które spędziliśmy razem. Były naprawdę cudowne. W Twoim towarzystwie czułam się tak swobodnie. Jesteś świetnym słuchaczem i pocieszycielem a do tego bardzo dobrze tańczysz :) Dziękuję za te wspólne połowinki. Jestem teraz wiele kilometrów od Ciebie a dokładniej na wymianie w Hiszpanii. Wróciłam do Artura. Jestem szczęśliwa. Nareszcie mogę tak o sobie powiedzieć.
Do listu dołączam czek na 50 tysięcy. Mam nadzieję, że dzięki tej sumie spłacisz długi i wyjdziesz na prostą. Bardzo mi na tym zależy. Chcę żebyś Ty też był tak szczęśliwy jak ja teraz. Na pewno znajdziesz sobie jakąś dziewczynę równie wyjątkową jak Ty i wszystko się ułoży. Pamiętaj nigdy się nie poddawaj!! I nigdy nie wracaj do starego życia. Może się jeszcze kiedyś spotkamy. Jeszcze raz bardzo dziękuję.
                              Ania 
                                                                                                           
Właśnie to chciałam mu powiedzieć. Mam nadzieję, że zrozumie. Kiedy wróciłam do domu Artur już na mnie czekał. Zostało nam mało czasu. On zamówił taksówkę a ja zaczęłam obchodzić dom i żegnać się z każdym jego zakątkiem jakbym czuła, że nigdy tu nie wrócę. Mimo, że nie mieszkałam tu długo to polubiłam to miejsce.
-Ania!- usłyszałam z dołu krzyki mojego chłopaka- musimy już jechać
Rzuciłam jeszcze ostatni raz okiem na mój pokój i wyszłam. Właśnie wkraczałam w nowe życie. Czy lepsze? Jeszcze nie wiem ale mam nadzieję, że tak.

                 

niedziela, 18 listopada 2012

Opowiadanie I Wymiana

Niespodzianka! :) Napisałam dzisiaj kolejny rozdział. Informuję, że Ania będzie z Arturem. Mówiłam, że opowiadania są oparte na rzeczywistości a w niej prawdziwy Artur jest mi bardzo bliski :P Tak w ogóle to jeszcze jeden, dwa rozdziały i kończę to opowiadanie. Ale nie martwcie się będą kolejne :)   


Następnego dnia razem pojechaliśmy do szkoły. Artur odprowadził mnie pod klasę i pocałował na pożegnanie a później poszedł na swoją lekcję. Ja miałam wychowawczą czyli chwilę spokoju. Przywitałam się z chłopakami. Z każdym przybiłam piątkę.
-Co znowu razem?- powiedział Bartek
-Jak widać- uśmiechnęłam się
-No i bardzo dobrze wy jesteście dla siebie stworzeni- tym razem odezwał się Damian
-Też tak myślę- odpowiedziałam a później wszyscy weszliśmy do klasy.
Usiadłam standardowo w przedostatniej ławce. Łukasza nie było ale nie przejmowałam się tym. Pani Ewa sprawdzała listę a ja założyłam sobie słuchawki i puściłam muzykę. Przez całą lekcję to robiłam. Cała klasa gadała a wychowawczyni na darmo próbowała nas uciszyć. Gdy zadzwonił dzwonek wszyscy rzucili się do drzwi. Ja powoli wstałam. Wcześniej oczywiście schowałam słuchawki i telefon. Ruszyłam w stronę drzwi.
-Aniu- usłyszałam za sobą głos nauczycielki- mogłabyś na chwilę zostać?
Czyżby widziała co robię i chciała mnie upomnieć? Podeszłam do biurka.
-O co chodzi?
-Co roku każda ze szkół z naszej okolicy wybiera uczniów którzy mają lecieć na wymianę uczniowską.
-No tak ale co ja mam z tym wspólnego?
-Daj mi skończyć. W tym roku taka wymiana prowadzona jest ze szkołą z Hiszpanii a dokładniej w Barcelonie. Wiem, że mówisz po hiszpańsku i katalońsku dlatego zaproponowałam ciebie.
-Mnie?
-Tak i nie powinno cie to dziwić. Wiem, że fascynuje cie ten kraj i to miasto.
-Nie mogę zaprzeczyć. A kiedy to jest na jak długo i kto jeszcze leci ze szkoły?
-Wyjazd jest za pięć dni. Wymiana potrwa miesiąc. A co do drugiej osoby która została wybrana to jest to Artur Sanchez.
-Artur!-krzyknęłam samowolnie.
-O widzę że go znasz to bardzo dobrze.
Chwilę mojego szczęścia przerwała myśl o Justinie. Mogę go tak zostawić i wyjechać bez słowa?
-Proszę pani ja jeszcze nie zdecydowałam czy mam jechać. Do kiedy mam czas na zastanowienie?- powiedziałam już z poważną miną
-Do jutra. Mam nadzieję że twoja odpowiedź będzie pozytywna. Pasujesz tam jak nikt inny.
-Dziękuję i do widzenia.
Opuściłam klasę i od razu ruszyłam w stronę naszego parapetu. Pani Ewa miała rację mówiłam po hiszpańsku i fascynował mnie ten kraj. Jeździłam tam z rodzicami a Artura wytypowali bo też mówi po hiszpańsku. Jego babcia stamtąd pochodzi. Oczywiście kiedy doszłam na miejsce on już tam był. Jakby czytał w moich myślach.
-Jedziemy do Hiszpanii. Razem. Tylko ty i ja !!- podbiegł ucieszony i od razu mnie pocałował
-Artur ja jeszcze nie zdecydowałam
-Ale jak to?
-A Justin? Nie zapominaj o nim
-Przecież nie jesteś jego matką. Nie musisz się nim opiekować i tak już wystarczająco dużo dla niego zrobiłaś
-Nie jestem jego matką ale jestem jego przyjaciółką i na pewno go tak nie zostawię
Odwróciłam się na pięcie i ruszyłam pod klasę w której miałam biologię. No to ładnie. Kłótnia kilkanaście godzin po tym jak znowu staliśmy się parą. Cały dzień był okropny. Zadręczałam się myślami co zrobić. Jechać czy zostać. Gdybym została byłoby to jednoznaczne z tym, że Justin jest dla mnie ważniejszy niż własny chłopak. Jakie to wszystko jest trudne.
Po południu poszłam do szpitala. Justin nadal był w śpiączce i jego stan się nie zmieniał. Siedziałam przy jego łóżku kilka godzin próbując wymyślić jakieś rozwiązanie. W końcu wpadłam na pewien pomysł który wydał mi się najlepszy dla całej naszej trójki. Wróciłam do domu po 20. Martwiło mnie to, że Artur się nie odzywa. Byłam dla niego za ostra? Moje rozmyślania przerwała muzyka dobiegająca z zewnątrz. Założyłam bluzę i otworzyłam drzwi wejściowe. Stał przed nimi Artur grający na gitarze i śpiewający Kołysankę dla nieznajomej Perfectu- moją ulubioną piosenkę. Kiedy skończył zaczął mnie przepraszać. Ja nie mogłam się długo opierać. Wybaczyłam mu już wtedy kiedy zobaczyłam że jest tu z gitarą. Nie mówiąc nic wpiłam się w jego usta. Zaczęliśmy się namiętnie całować na tle nieba pełnego gwiazd.

sobota, 17 listopada 2012

Opowiadanie I Znowu razem

Hej :) Przepraszam, że tak krótko ale nie mam weny i nie wiem co dalej pisać. Nie wiem jak jest u Was ale u mnie nauczyciele oszaleli. Ciągle mam jakieś sprawdziany i kartkówki. Już nie mogę wytrzymać w tej szkole. Nawet w weekendy trzeba się uczyć. Ale nic nie będę Was tu szkolą zanudzać. Czytajcie i piszcie komentarze. Bardzo mi na tym zależy :)

Kiedy byliśmy już w szpitalu szybko udaliśmy się pod salę w której był operowany Justin. Kiedy szłam korytarzami przypomniała mi się sytuacja sprzed kilku tygodni kiedy mama Artura leżała na stole operacyjnym a ja próbowałam wspierać go jak najbardziej mogłam. Teraz on był tu ze mną. Jest niezastąpiony. Wie o mnie wszystko. Rozumie mnie bez słów. Jest moją rodziną, przyjacielem do niedawna chłopakiem. Przecież on tyle dla mnie znaczy. Kiedy doszliśmy z sali wyjechało łóżko pchane przez pielęgniarzy na którym leżał Jus. Cały obandażowany i po podłączany do jakiś kabelków. Szybko doskoczyłam do niego. Z moich oczów płynęły łzy. To wszystko przeze mnie mogłam dać mu te pieprzone pieniądze.
-Pani jest z rodziny?- zapytał lekarz chyba ten który go operował
-Jestem jego dziewczyną- tylko to mi przyszło do głowy. Gdybym nie skłamała nic by mi nie powiedzieli o jego stanie zdrowia
-Możemy porozmawiać?
-Oczywiście
Odeszliśmy na bok. Lekarz zaczął mówić o operacji i kolejnych krokach.
-Jego stan jest ciężki ale stabilny powinien z tego wyjść to silny chłopak. W ciągu kilku dni raczej się wybudzi
-Dziękuję. Mogę do niego wejść?
-Tak ale tylko na chwilę
Po chwili siedziałam przy jego łóżku. Artur miał poczekać na korytarzu. Złapałam Justina za rękę. Wszystko przeze mnie. Gdyby on... gdyby zginął nie darowałabym sobie tego. Łzy nadal spływały po moich policzkach. Nagle na moim ramieniu poczułam czyjąś rękę.
-Ania musimy już iść
-Tak już- podniosłam się z krzesła i spojrzałam błagalnie na Artura
-Nie martw się nic mu nie będzie i masz się o to nie obwiniać- po tych słowach mocno mnie przytulił.
-Dziękuję
-Daj spokój nie pamiętasz już jak ty mnie wspierałaś i mi pomogłaś? Poza ty wiesz co do ciebie czuję
-Tak wiem- uśmiechnęłam się lekko
Do domu dojechaliśmy bardzo szybko. Artur odprowadził mnie i zaprosiłam go do środka. Nie chciałam być sama.
-Zostaniesz na noc?- zaproponowałam
-Jeśli tylko chcesz
-Chcę i jeszcze raz wielkie dzięki
Artur znowu mnie mocno przytulił. Uwielbiałam to. Czułam się teraz taka bezpieczna. Czułam że jego ramiona ochronią mnie przed całym światem. Ja go nadal kochałam. Tak kocham go i nie mogę się oszukiwać, że tak nie jest. Oderwałam się od niego i spojrzałam mu w oczy. Położył dłoń na moim policzku i zaczął go gładzić. Żadne z nas się nie odzywało. Bardzo chciałam go pocałować w tym momencie i zrobiłam to. Wbiłam się w jego usta. Moje ciało oblała fala gorąca tak jak zawsze kiedy łączyliśmy się w pocałunku. Moja dłoń powędrowała na jego głowę i zaczęła targać jego włosy. Był taki delikatny i czuły. Nie wiem ile trwał nasz pocałunek ale w końcu się od siebie oderwaliśmy. Znowu patrzyłam w jego piękne oczy.
-Kocham cię- szepnęłam
-Ja ciebie też i obiecuję że już nigdy cię nie skrzywdzę.- jeszcze raz mnie mocno przytulił i pocałował. Wieczorem kiedy już obydwoje wzięliśmy prysznic Artur zrobił herbatę i przyniósł do mojego pokoju. Ja już leżałam w piżamie i cieszyłam się że znowu jesteśmy razem. Po wypiciu herbaty Artur pocałował mnie w czoło i powiedział Dobranoc. Chciał wyjść
-Nie idź. Chodź do mnie. Będziemy spali razem- uśmiechnęłam się
-Bardzo chętnie.
Wgramolił się na łóżko. Ja przytuliłam się mocno i zasnęłam w objęciach mojego ukochanego.

sobota, 10 listopada 2012

Opowiadanie I Prawdziwy przyjaciel

Hej hej :):* Mam rozdział. Przepraszam, że dopiero teraz ale zupełnie straciłam wenę i nie wiem jak to dalej pociągnąć. Mam mnóstwo nauki i na nic innego nie mam czasu :( Postaram się coś napisać w tygodniu ale nie nastawiajcie się (jeśli ktoś to czyta) , że coś dodam. Paaa:* 

Całą noc przepłakałam zasnęłam dopiero nad ranem. Justin nie wrócił. Po tym co mu wczoraj powiedziałam może się już nie odezwać. Ale czy ja tego chcę? Nie mam siły na to wszystko. Dzisiaj zaczynam lekcję o 9. Ogarnęłam się trochę, ubrałam i wyszłam żeby zdążyć na matmę. Tylko po co ja tam idę? I tak nie będę słuchać o czym mówi nauczycielka. Nie chcę też rozmawiać z Łukaszem. Zepsuł wszystko. Droga do szkoły zleciała mi na ciągłym myśleniu o tym gdzie jest i co robi Justin. Przebrałam się w szatni i ruszyłam pod klasę. Właśnie zadzwonił dzwonek. Usiadłam w mojej ostatniej ławce. Nauczycielka zaczęła sprawdzać listę. Dopiero wtedy do klasy wszedł Łukasz. Modliłam się żeby nie usiadł obok mnie ale moje wołania nie zostały usłyszane.
-Mam nadzieję, że zerwałaś kontakt z Justinem- powiedział kiedy matematyczka zaczęła pisać jakieś przykłady na tablicy
-A co cię to interesuje?!- zdenerwowałam się
-Wyobraź sobie że mnie interesuje bo..
-Czy ja wam aby nie przeszkadzam?!- stała nad nami i patrzyła się tymi dużymi oczami
-Przepraszamy- powiedziałam szybko
-Łukasz chodź do pierwszej ławki. Tam będziesz mógł się skupić na lekcji
Z wielkim niezadowoleniem przesiadł się na wyznaczone miejsce. Całe szczęście. Myślałam że jest inny ale okazało się, że wszyscy faceci są tacy sami. Nie wiedziałam co dzieje się na lekcji dlatego kiedy zadzwonił dzwonek ucieszyłam się, że nareszcie mogę wyjść z klasy. Spakowałam się i udałam na korytarz
-Ania! Ania! Zaczekaj- usłyszałam wołanie
Znowu on.
-Czego chcesz?!
-Nie skończyłem bo ta jędza od matmy mi przerwała
-Ale nie musisz kończyć mnie nie interesuje to co masz do powiedzenia
-Posłuchaj. Mi nadal na tobie zależy
Nie chciałam tego słuchać. Odwróciłam się z zamiarem odejścia ale on złapał mnie za rękę
-Puść mnie i daj mi wreszcie spokój- zaczęłam na niego krzyczeć
W jednej chwili obok mnie stanął Artur
-Zostaw ją- odepchnął Łukasza
-Teraz się tak przejmujesz ale jak zabawiałeś się z inną a ona cierpiała to było dobrze tak?
Artur nie wytrzymał chciał go uderzyć. Powstrzymałam go w ostatniej chwili i szepnęłam do ucha Nie warto. Złapałam za rękę i pociągnęłam tak żeby za mną poszedł. Odwróciłam się jeszcze i spojrzałam z pogardą i nienawiścią na Łukiego. Dopiero teraz okazało się jaki jest naprawdę. Szliśmy nie odzywając się . Nadal trzymałam Artura za rękę.Jedynym spokojnym miejscem w szkole był parapet. Właśnie tam go zaciągnęłam.
-Przepraszam cię za tego dupka- powiedziałam i usiadłam na moim miejscu spoglądając za okno. Właśnie spadł pierwszy śnieg i zbliżały się święta
-Nie, to ja przepraszam i będę przepraszał do końca życia. On powiedział prawdę dlatego tak zabolało. Ania ja nie wiem jak mogłem ci to zrobić. To był największy błąd w moim życiu. Straciłem cię i nie wiem czy kiedykolwiek na nowo odzyskam..
Podniosłam się z mojego miejsca podeszłam do niego i przytuliłam go. Tak bardzo mi tego brakowało. Jego zapachu, ciepła, jego całego. Kiedy się już oderwałam powiedziałam:
-Zapomnijmy już o tym i nie wracajmy do tego dobrze?- uśmiechnęłam się lekko
-Dobrze. Ania a czy jest nadzieja żeby będziemy jeszcze razem?- spytał cicho jakby się bał mojej odpowiedzi
-Zawsze jest jakaś nadzieja. Nie wiem jak ty ale ja idę do domu nie mam ochoty tu siedzieć
-Mogę pójść z tobą?
-Pewnie
Poszliśmy do szatni się przebrać. W drodze do mojego domu Artur zaczął rzucać mnie śniegiem a ja nie byłam mu dłużna. Kiedy już nam się to znudziło wypytywałam go co tam u niego i jak tam rehabilitacja mamy. Na szczęście było wszystko dobrze. Szybko doszliśmy na miejsce. Rozebraliśmy się w korytarzu.
-Chodź zrobię nam kakao
-Mmmm robisz najlepsze kakao na świecie
-Nie podlizuj się- pokazałam mu języka
Po kilku minutach napój był gotowy a my siedzieliśmy w moim pokoju i oglądaliśmy stare zdjęcia. Oczywiście nie obyło się bez ciągłego śmiechu. Poczułam się jak jak wtedy kiedy byliśmy razem. Cieszyłam się, że Artur jest teraz ze mną. Nawet nie wiadomo kiedy zrobił się wieczór. Skończyliśmy oglądać zdjęcia.
-Ania mogę zadać ci pytanie?
-Pytaj chociaż nikt inny nie zna mnie tak dobrze jak ty
-Chodzi o tego Justina kto to jest i dlaczego pobił Łukasza?
-Skąd wiesz, że go pobił?- uśmiech zniknął z mojej twarzy natychmiastowo
-Źle się bawiłem na tych połowinkach więc wyszedłem się przewietrzyć, nie minęło kilka sekund a z klub wyszedł też Łukasz. Podszedłem do niego bo i tak chciałem zamienić z nim kilka słów. Zobaczyłem, że ma rozciętą wargę więc spytałem co się stało. Powiedział mi żebym cię pilnował i spróbował wmówić że Justin to nie jest odpowiednia osoba dla ciebie. Domyśliłem się, że to własnie on go pobił
-Co za pieprzony dupek co go obchodzi moje życie
-Więc jak to jest z tym Justinem?
-Artur ja nie wiem czy ci mogę powiedzieć- w jednej chwili złapał mnie za rękę i spojrzał głęboko w oczy 
-Wiesz, że możesz mi zaufać
Uległam mu i opowiedziałam całą historię związaną z Justinem. To jak go znalazłam, o tym, że ma długi i to co się stało na imprezie.
-Przecież przez niego mogło ci się coś stać- zdenerwował się trochę
-Ale nic mi nie jest
-Całe szczęście bo gdybyś przez niego ucierpiała to bym go zabił
Spojrzałam niepewnym wzrokiem na Artura. On naprawdę musi mnie kochać pomyślałam.
-Nie patrz tak na mnie. Byłbym do tego zdolny i chodź przytulę cię to ci się humor poprawi
Bez namysłu wtuliłam się w mojego przyjaciela.
-Dzięki. Tęskniłam za tym
-Ja też nawet nie wiesz jak bardzo- szepnął mi do ucha.
Było naprawdę miło do czasu aż zadzwonił mój telefon.
-Halo- odezwałam się 
-Dobry wieczór. Czy masz  na imię Ania?
-Tak. O co chodzi?- odpowiedziałam zaskoczona  
-Dzwonię ze szpitala św. Józefa pewien chłopak prosił żeby po panią zadzwonić
-Po mnie? To chyba pomyłka. Jak ma na imię?
-Justin- nagle uświadomiłam sobie że nie wziął ode mnie pieniędzy i co mu za to groziło
-Już jadę. I jeszcze jedno w jakim on jest stanie?
-Trafił do nas bardzo pobity. Mamrotał tylko coś o tobie. Jest operowany. Lekarze robią co mogą
-Dziękuję- rozłączyłam się a do moich oczów zaczęły napływać łzy
-Co się stało? Kto dzwonił?- spytał Artur
-To ze szpitala Justin on on..- cały czas łkałam- został bardzo pobity nie wiadomo czy przeżyje- teraz wybuchłam prawdziwy płaczem
Artur mocno mnie przytulił.
-Wszystko będzie dobrze. Jaki to szpital? pojedziemy tam
Powiedziałam mu nazwę. Chwile później znaleźliśmy się w samochodzie który prowadził Artur. Teraz przekonałam się ile znaczy prawdziwy przyjaciel u boku.

niedziela, 4 listopada 2012

Opowiadanie I To boli, bardzo boli

Rozdział krótki ale jest :) Po wczorajszej imprezie stać mnie tylko na takie coś. Przepraszam, że takie słabe. Poprawie się w następnych.


-Daj jej spokój- gdy tylko usłyszałam te słowa skierowałam głowę w stronę Justina który je wypowiedział
-Nie dam jej spokoju dopóki się wszystkiego nie dowie
-Łukasz przestań- włączyłam się do rozmowy- ja już wiem
-Tak ci się tylko wydaje
-O czym ty mówisz?
Ale nie zdążył mi odpowiedzieć bo doskoczył do niego Justin i uderzył pięścią w twarz. Byłam zszokowana tym co zobaczyłam. Stałam w miejscu jak zaczarowana.
-Odwal się od niej skurwielu- powiedział jeszcze do leżącego na podłodze Łukasza a później pociągnął mnie za rękę i skierowaliśmy się do wyjścia. Szliśmy nie odzywając się do siebie. Ja po kolei układałam sobie w głowie to co widziałam. Analizowałam każde słowo i zachowanie chłopaków. Właśnie byliśmy w parku tym niedaleko mojego domu. Usiadłam na ławce, Justin obok mnie. Byłam już gotowa na tę rozmowę
-Justin o co chodzi?
-O nic
-O nic?! To dlaczego go uderzyłeś i skąd wy się w ogóle znacie?
-Myślisz, że on jest taki święty?! Znamy się bo on też zarabiał tak jak ja, na ringu.
Jak Łukasz mógł tak zarabiać? Nic mi o tym nigdy nie mówił. Przecież nie wyglądał na takiego nie zachowywał się brutalnie. Nie docierało to do mnie
-Co nie wierzysz mi?
-A jak powiedział, że tylko mi się wydaje, że wiem wszystko to o co mu chodziło?- zmieniłam temat, nie wiedziała jeszcze co o tym myśleć
Milczał. Czyli jednak czegoś nie wiem.
-Powiedz mi do cholery
-Chciał ci powiedzieć, że zaprzyjaźniłem się z tobą tylko dlatego żebyś dała mi te pieniądze. Później bym zniknął i nigdy ci ich nie oddał.
-To prawda?
-Na początku chciałem tak zrobić ale...- nie zdążył dokończyć
-Idiotka ze mnie co? Fajnie się było śmiać z głupiej naiwnej Anki a ja ci zaufałam naprawdę chciałam ci pomóc i tu wcale nie chodzi o te pieprzone pieniądze bo nie są najważniejsze ale o to że... że ja cię polubiłam.
Wstałam i nie zwracając na niego uwagi ruszyłam w stronę domu.
-Ania czekaj ja ci to wytłumaczę- podbiegł do mnie
-Odpierdol się ode mnie. Nie chcę cię więcej widzieć i znać.
Odeszłam. Dopiero teraz po moim policzku zaczęły spływać łzy. Najpierw jedna później kolejne. Znowu cierpiałam z powodu chłopaka. Frajerka ze mnie. Czemu tak łatwo ufam ludziom? Miałam być silna a płacze z powodu jakiegoś sukinsyna. Właśnie dlaczego ja płacze? Dlatego, że mnie oszukał czy dlatego, że osoba którą pokochałam mnie tak bardzo zraniła? Czy ja go pokochałam? Nie wiem może to uczycie zostało zniszczone w zarodku tym co teraz mi zrobił. Ale jak zwykle głupia naiwna Anka znowu została sama.  

sobota, 3 listopada 2012

Opowiadanie I Przez chwilę było idealnie

Hej hej hej :D Jestem taka zadowolona, że postanowiłam napisać dzisiaj rozdział. Zaraz idę się szykować. Mam nadzieję, że wam się spodoba :) Komentujcie, komentujcie i jeszcze raz komentujcie. Pa pa:***


Następnego dnia nie miałam wcale ochoty iść na tą imprezę, ale skoro już kupiłam sukienkę i zaprosiłam Justina to nie ma innego wyjścia. O 15 udałam się do łazienki żeby się wykąpać a później przygotować. Po myciu zaczęłam suszyć włosy. Postanowiłam, że pójdę w rozpuszczonych. Nie prostowałam ich lubiłam te naturalne falowane. Po skończeniu tej czynności zaczęłam się malować. Zrobiłam lekki makijaż, który pasował do sukienki. No i na koniec założyłam przygotowaną wcześniej kreację i buty. Stanęłam przed lustrem. Nie jest tak źle pomyślałam sobie.
-Ania taksówka już czeka- Justin wszedł do mojego pokoju
-Już idę- odwróciłam się. Wyglądał świetnie. Koszula spodnie wszystko leżało idealnie. Tylko znowu się na mnie dziwnie patrzył. Co jest nie tak?- Czemu się znowu tak patrzysz? Coś nie tak ze mną?
-Coś nie tak?! Wyglądasz pięknie 
-Nie przesadzaj, wyglądam normalnie
-Mów sobie co chcesz a ja wiem swoje
-Chodźmy już
Założyłam płaszcz i wyszliśmy przed dom. Jak mówił Justin taksówka już stała. Wsiedliśmy do niej. Powiedziałam kierowcy adres i już jechaliśmy w kierunku lokalu w którym miała odbyć się impreza. Droga trwała krótko. Po 15 minutach staliśmy już przed wejściem. Zawahałam się. Wszyscy się będą gapić
-Nie idziesz?- spytał. wtedy ja usiadłam na jednej z ławek które stały przed klubem. Podszedł i zrobił to samo.- Co się stało?
-Bo wiesz wszyscy się będą gapić. Na mnie na ciebie na nas. Nie lubię tego.
-I tylko tym się przejmujesz? Nic dziwnego, że się będą gapić przecież pięknie wyglądasz.
-Oj daj spokój
-Mówię prawdę i choć już bo zmarzniesz i będziesz chorować.- wstał i złapał mnie za rękę, ruszyliśmy w stronę drzwi. Przed wejściem szepnęłam mu jeszcze do ucha.
-Tylko nie tańcz z innymi dziewczynami
-Zazdrosna?
-Nie dam im tej satysfakcji żeby tańczyły z najprzystojniejszym chłopakiem na sali- uśmiechnęłam się szeroko i pociągnęłam za klamkę by po chwili znaleźć się w środku. Sala była już pełna ludzi. Gdzieniegdzie widziałam osoby z mojej klasy rozpoznawałam też te z innych klas. Miałam rację prawie wszyscy się gapili. Justin cały czas trzymał mnie za rękę. Szliśmy chyba w stronę baru. Ciekawe czy Łukasz przyjdzie- zastanawiałam się gdy nagle stanęliśmy. Miałam rację bar.
-Co ci zamówić- Justin krzyczał mi do ucha ponieważ muzyka głośno grała
-Jakiegoś drinka- odpowiedziałam. On zaczął składać zamówienie a ja obróciłam się żeby się rozejrzeć. Nagle ktoś do mnie doskoczył.
-Artur?- spytałam
-Jednak przyszłaś
-No tak zdecydowałam się w ostatniej chwili
-Jesteś sama?- właśnie w tej chwili obok nas stanął Justin trzymający dwie szklanki z drinkami. Jedną z nich podał mi
-Nie, to jest Justin. Justin to Artur.- podali sobie dłonie. Wzrok Artura przeszył całego Justina i odwrotnie. Na pewno się nie polubią. Chyba zaskoczyłam Artura tym, że przyszłam z innym chłopakiem. Może miał nadzieję, że tutaj się do siebie zbliżymy, ale dla mnie to już zamknięty rozdział
-To ja lecę. Zobaczymy się jeszcze później- machnęłam mu na pożegnanie i odszedł.
-To ten frajer który cię tak skrzywdził?- spytał Justin
-Tak ale to już nieważne
-Masz rację choć zatańczymy.
Ruszyliśmy na parkiet i zaczęliśmy wirować w rytm muzyki. Justin świetnie tańczył. Nie spodziewałam się tego po nim. Po kilkunastu przetańczonych piosenkach zmęczyłam się a poza tym musiałam iść do łazienki poprawić makijaż. Mieliśmy się spotkać za 5 minut przy barze. Ruszyłam w stronę łazienki. Muzyka trochę ucichła. 
-Ania- kto znowu mnie woła. Odwróciłam się no i miałam odpowiedź na pytanie które wcześniej sobie zadałam
-Cześć Łukasz. Śpieszę się trochę. O co chodzi?
-To nie jest chłopak dla ciebie- że co czy ja dobrze słyszę?
-Co ty możesz o nim wiedzieć? A w ogóle to nie jest twoja sprawa. Mogę się spotykać z kim chcę- krzyknęłam
-Naprawdę posłuchaj mnie
-Co nagle ci się przypomniałam? Jakoś wcześniej nie interesowało cię co robię i z kim- wytknęłam mu  
-Wiem przepraszam
-Wiesz co mam gdzieś twoje przeprosiny- przerwałam mu- I daj mi święty spokój
-Nic o nim nie wiesz
-Za to ty wiesz więcej. Skąd go w ogóle znasz co?
Wtedy naszą rozmowę przerwał głos
-Daj jej spokój...