sobota, 10 listopada 2012

Opowiadanie I Prawdziwy przyjaciel

Hej hej :):* Mam rozdział. Przepraszam, że dopiero teraz ale zupełnie straciłam wenę i nie wiem jak to dalej pociągnąć. Mam mnóstwo nauki i na nic innego nie mam czasu :( Postaram się coś napisać w tygodniu ale nie nastawiajcie się (jeśli ktoś to czyta) , że coś dodam. Paaa:* 

Całą noc przepłakałam zasnęłam dopiero nad ranem. Justin nie wrócił. Po tym co mu wczoraj powiedziałam może się już nie odezwać. Ale czy ja tego chcę? Nie mam siły na to wszystko. Dzisiaj zaczynam lekcję o 9. Ogarnęłam się trochę, ubrałam i wyszłam żeby zdążyć na matmę. Tylko po co ja tam idę? I tak nie będę słuchać o czym mówi nauczycielka. Nie chcę też rozmawiać z Łukaszem. Zepsuł wszystko. Droga do szkoły zleciała mi na ciągłym myśleniu o tym gdzie jest i co robi Justin. Przebrałam się w szatni i ruszyłam pod klasę. Właśnie zadzwonił dzwonek. Usiadłam w mojej ostatniej ławce. Nauczycielka zaczęła sprawdzać listę. Dopiero wtedy do klasy wszedł Łukasz. Modliłam się żeby nie usiadł obok mnie ale moje wołania nie zostały usłyszane.
-Mam nadzieję, że zerwałaś kontakt z Justinem- powiedział kiedy matematyczka zaczęła pisać jakieś przykłady na tablicy
-A co cię to interesuje?!- zdenerwowałam się
-Wyobraź sobie że mnie interesuje bo..
-Czy ja wam aby nie przeszkadzam?!- stała nad nami i patrzyła się tymi dużymi oczami
-Przepraszamy- powiedziałam szybko
-Łukasz chodź do pierwszej ławki. Tam będziesz mógł się skupić na lekcji
Z wielkim niezadowoleniem przesiadł się na wyznaczone miejsce. Całe szczęście. Myślałam że jest inny ale okazało się, że wszyscy faceci są tacy sami. Nie wiedziałam co dzieje się na lekcji dlatego kiedy zadzwonił dzwonek ucieszyłam się, że nareszcie mogę wyjść z klasy. Spakowałam się i udałam na korytarz
-Ania! Ania! Zaczekaj- usłyszałam wołanie
Znowu on.
-Czego chcesz?!
-Nie skończyłem bo ta jędza od matmy mi przerwała
-Ale nie musisz kończyć mnie nie interesuje to co masz do powiedzenia
-Posłuchaj. Mi nadal na tobie zależy
Nie chciałam tego słuchać. Odwróciłam się z zamiarem odejścia ale on złapał mnie za rękę
-Puść mnie i daj mi wreszcie spokój- zaczęłam na niego krzyczeć
W jednej chwili obok mnie stanął Artur
-Zostaw ją- odepchnął Łukasza
-Teraz się tak przejmujesz ale jak zabawiałeś się z inną a ona cierpiała to było dobrze tak?
Artur nie wytrzymał chciał go uderzyć. Powstrzymałam go w ostatniej chwili i szepnęłam do ucha Nie warto. Złapałam za rękę i pociągnęłam tak żeby za mną poszedł. Odwróciłam się jeszcze i spojrzałam z pogardą i nienawiścią na Łukiego. Dopiero teraz okazało się jaki jest naprawdę. Szliśmy nie odzywając się . Nadal trzymałam Artura za rękę.Jedynym spokojnym miejscem w szkole był parapet. Właśnie tam go zaciągnęłam.
-Przepraszam cię za tego dupka- powiedziałam i usiadłam na moim miejscu spoglądając za okno. Właśnie spadł pierwszy śnieg i zbliżały się święta
-Nie, to ja przepraszam i będę przepraszał do końca życia. On powiedział prawdę dlatego tak zabolało. Ania ja nie wiem jak mogłem ci to zrobić. To był największy błąd w moim życiu. Straciłem cię i nie wiem czy kiedykolwiek na nowo odzyskam..
Podniosłam się z mojego miejsca podeszłam do niego i przytuliłam go. Tak bardzo mi tego brakowało. Jego zapachu, ciepła, jego całego. Kiedy się już oderwałam powiedziałam:
-Zapomnijmy już o tym i nie wracajmy do tego dobrze?- uśmiechnęłam się lekko
-Dobrze. Ania a czy jest nadzieja żeby będziemy jeszcze razem?- spytał cicho jakby się bał mojej odpowiedzi
-Zawsze jest jakaś nadzieja. Nie wiem jak ty ale ja idę do domu nie mam ochoty tu siedzieć
-Mogę pójść z tobą?
-Pewnie
Poszliśmy do szatni się przebrać. W drodze do mojego domu Artur zaczął rzucać mnie śniegiem a ja nie byłam mu dłużna. Kiedy już nam się to znudziło wypytywałam go co tam u niego i jak tam rehabilitacja mamy. Na szczęście było wszystko dobrze. Szybko doszliśmy na miejsce. Rozebraliśmy się w korytarzu.
-Chodź zrobię nam kakao
-Mmmm robisz najlepsze kakao na świecie
-Nie podlizuj się- pokazałam mu języka
Po kilku minutach napój był gotowy a my siedzieliśmy w moim pokoju i oglądaliśmy stare zdjęcia. Oczywiście nie obyło się bez ciągłego śmiechu. Poczułam się jak jak wtedy kiedy byliśmy razem. Cieszyłam się, że Artur jest teraz ze mną. Nawet nie wiadomo kiedy zrobił się wieczór. Skończyliśmy oglądać zdjęcia.
-Ania mogę zadać ci pytanie?
-Pytaj chociaż nikt inny nie zna mnie tak dobrze jak ty
-Chodzi o tego Justina kto to jest i dlaczego pobił Łukasza?
-Skąd wiesz, że go pobił?- uśmiech zniknął z mojej twarzy natychmiastowo
-Źle się bawiłem na tych połowinkach więc wyszedłem się przewietrzyć, nie minęło kilka sekund a z klub wyszedł też Łukasz. Podszedłem do niego bo i tak chciałem zamienić z nim kilka słów. Zobaczyłem, że ma rozciętą wargę więc spytałem co się stało. Powiedział mi żebym cię pilnował i spróbował wmówić że Justin to nie jest odpowiednia osoba dla ciebie. Domyśliłem się, że to własnie on go pobił
-Co za pieprzony dupek co go obchodzi moje życie
-Więc jak to jest z tym Justinem?
-Artur ja nie wiem czy ci mogę powiedzieć- w jednej chwili złapał mnie za rękę i spojrzał głęboko w oczy 
-Wiesz, że możesz mi zaufać
Uległam mu i opowiedziałam całą historię związaną z Justinem. To jak go znalazłam, o tym, że ma długi i to co się stało na imprezie.
-Przecież przez niego mogło ci się coś stać- zdenerwował się trochę
-Ale nic mi nie jest
-Całe szczęście bo gdybyś przez niego ucierpiała to bym go zabił
Spojrzałam niepewnym wzrokiem na Artura. On naprawdę musi mnie kochać pomyślałam.
-Nie patrz tak na mnie. Byłbym do tego zdolny i chodź przytulę cię to ci się humor poprawi
Bez namysłu wtuliłam się w mojego przyjaciela.
-Dzięki. Tęskniłam za tym
-Ja też nawet nie wiesz jak bardzo- szepnął mi do ucha.
Było naprawdę miło do czasu aż zadzwonił mój telefon.
-Halo- odezwałam się 
-Dobry wieczór. Czy masz  na imię Ania?
-Tak. O co chodzi?- odpowiedziałam zaskoczona  
-Dzwonię ze szpitala św. Józefa pewien chłopak prosił żeby po panią zadzwonić
-Po mnie? To chyba pomyłka. Jak ma na imię?
-Justin- nagle uświadomiłam sobie że nie wziął ode mnie pieniędzy i co mu za to groziło
-Już jadę. I jeszcze jedno w jakim on jest stanie?
-Trafił do nas bardzo pobity. Mamrotał tylko coś o tobie. Jest operowany. Lekarze robią co mogą
-Dziękuję- rozłączyłam się a do moich oczów zaczęły napływać łzy
-Co się stało? Kto dzwonił?- spytał Artur
-To ze szpitala Justin on on..- cały czas łkałam- został bardzo pobity nie wiadomo czy przeżyje- teraz wybuchłam prawdziwy płaczem
Artur mocno mnie przytulił.
-Wszystko będzie dobrze. Jaki to szpital? pojedziemy tam
Powiedziałam mu nazwę. Chwile później znaleźliśmy się w samochodzie który prowadził Artur. Teraz przekonałam się ile znaczy prawdziwy przyjaciel u boku.

4 komentarze: