sobota, 19 stycznia 2013

Opowiadanie II Zaskakujące urodziny

Witam wszystkich:) Napisałam kolejny rozdział, chociaż jakoś ciężko mi z nim szło. Mam mnóstwo pomysłów i wielki problem jak przelać je na kartkę. Muszę to sobie wszystko poukładać na spokojnie w głowie. Za tydzień zaczynam ferie może wtedy rozdziały pojawią się częściej. Na razie to tyle. Z góry przepraszam za błędy.
PS. Trzymajcie kciuki za naszych piłkarzy ręcznych :) Zawsze z Wami Polacy :D  


Obudziła się o 6 rano. Dziś poniedziałek 8 września moje 18 urodziny. Umyła się założyła dres i ruszyła na poranne bieganie. Gdy wróciła wzięła prysznic i nie czkając na Taylor z którą po wczorajszej kłótni się jeszcze nie pogodziła poszła na śniadanie. Przy stole Niebieskich siedziało mało osób. Nikomu nie chciało wstawać się wcześnie zwłaszcza w poniedziałki. Dana i Liama nie było oni jak zwykle przychodzą w ostatniej chwili, za to przy stole Czerwonych dostrzegła Sullivana. Nie widziałam że z niego taki ranny ptaszek pomyślała. Kiedy miała już odchodzić podszedł do niej jakiś chłopak z pierwszej klasy i powiedział żeby poszła do pani Evans. Wzięła więc torbę i tak zrobiła. W gabinecie profesorki siedział już Sullivan.
-Dzień dobry- powiedziała na przywitanie.
-Dzień dobry panno Clark, proszę usiąść- wskazała miejsce na fotel stojący przed biurkiem, na drugim tuż obok siedział chłopak.
-Wezwałam was po to żeby poinformować o pewnych zmianach. Od dzisiaj patrolować będziecie co trzy dni. Stwierdziliśmy z dyrektorem, że macie za dużo na głowie. Jesteście w ostatniej klasie za kilka miesięcy egzaminy, musicie powtarzać materiał. W inne dni szkolne korytarze będą sprawdzać uczniowie z trzecich klas których do tego wybierzemy. Gdyby zaszły jakieś zmiany będę was informować a teraz możecie już iść. Do zobaczenia na lekcji.
Oboje kiwnęli głowami i rozeszli się w swoje strony nie zamieniając nawet słowa. Jenny udała się do biblioteki żeby sprawdzić w książkach pewne biologiczne zagadnienie. Tak naprawdę miała mieszane uczucia. Przez ten tydzień zdążyła przyzwyczaić się do Sullivana i nie miała nic przeciwko tym patrolom. W ostateczności jednak stwierdziła  że przyda się jej więcej czasu dla siebie.Zajęła stałe miejsce i rozpoczęła czytanie. Była tak zaciekawiona książką że nie zauważyła że przysiadł się do niej Joshua Wilson. On nie miał zamiaru jej uświadamiać i cierpliwie czekał aż zorientuje się że nie jest sama. Obserwował jej twarz na której pojawiały się rumieńce a na ustach co jakiś czas gościł uśmiech lub grymas. Dopiero po pięciu minutach kiedy z ręki wypadł jej ołówek musiała przerwać czytanie. Nie trzeba opisywać jej zaskoczenia na widok przystojnego chłopaka.
-Długo tu siedzisz- spytała kiedy już opanowała zdziwienie.
-Jakieś kilka minut- uśmiechnął się szczerze.
-To trzeba było mi przerwać a nie czekać aż skończę- pokiwała głową i udała się w stronę regałów żeby odnieść podręcznik. Joshua podążył za nią.
-Nie mogłem, byłaś tak zaciekawiona, że gdybym ci przerwał zirytowałbym cię.
-Przynajmniej o tym pomyślałeś w przeciwieństwie do innych- mówiła wciąż na niego nie patrząc i zatrzymując się co jakiś czas przy regałach z książkami- no więc co cię do mnie sprowadza? Wczoraj Cannon nic nie zadał bo była niedziela.- tym razem odwróciła się i na niego spojrzała. Jak zwykle wyglądał idealnie. Miał na sobie mundurek z czerwonymi naszywkami w którym w odróżnieniu od innych chłopców prezentował się bardzo dobrze. Jedyne co ją zdziwiło to ręce które chował za plecami.
-Nie przeszedłem do ciebie po pomoc. Chciałem złożyć ci życzenia urodzinowe- te słowa ją zszokowały. Skąd on wie, że mam urodziny?- no więc wszystkiego najlepszego, dużo zdrowia bo jest bardzo ważne, miłości i spełnienia wszystkich marzeń. O nauce nie wspominam bo i tak będziesz najlepsza w szkole- kolejny raz się uśmiechnął i wyjął z za pleców czerwoną róże. Jak mogłam jej wcześniej nie zauważyć?- zanim zdążyła odpowiedzieć sobie na to pytanie Joshua pocałował ją w policzek i wręczył róże. Kolejny dziwny aczkolwiek przyjemny gest z jego strony. Otrząsnęła się i zachowała jak wypadało
-Dziękuję. Zaskoczyłeś mnie trochę. Skąd wiedziałeś?
-Jestem Joshua Wilson wiem wszystko- uśmiechnął się zawadiacko.
Jenny przewróciła oczami i z przyzwyczajenia spojrzała na zegarek. Chłopak zrobił to samo.
-O cholera za 2 minuty mamy polski- odparła.
-Znowu ktoś nam przeszkadza tym razem pani Evans.
-Musimy lecieć, bo się spóźnimy.
Z biblioteki do klasy języka polskiego był spory kawałek. Szli szybko ale dzwonek zastał ich w połowie drogi.
-Jak na złość dzisiaj dzwoni tak wcześnie.
-Chodź- złapał ją za rękę i zaczęli biec omijając po drodze spóźnionych uczniów.
Kiedy dobiegli pod klasę Joshua zatrzymał się. Jenny wzięła kilka głębszych wdechów ale nie była zmęczona i zdyszana dzięki temu, że uprawiała poranny jogging.
-Masz dobrą kondycje. Jak to robisz?- spytał
-Jestem Jenny Clark potrafię wszystko- tym razem to ona była górą.
-A tak naprawdę?
Poprawiała sobie włosy które potargały się podczas biegu i zapukała do drzwi. Zanim je otworzyła rzuciła
-Jak powiesz mi skąd wiesz że mam urodziny to zdradzę ci mój sekret- uśmiechnęła się tajemniczo po czym weszła do klasy. Oczywiście wszystkie oczy zwróciły się na nich ale ona nie przejęła się tym. Przeprosiła za spóźnienie i zajęła swoje stała miejsce. Później zachowywała się jak zawsze zgłaszając się i wszystko notując. Róża którą dostała leżała na stoliku a kiedy na nią spoglądała uśmiechała się sama do siebie. Czuła na swoich plecach przeszywające spojrzenia przyjaciół ale przez całą lekcje nie raczyła odwrócić się w ich stronę. Oni nawet nie złożyli jej życzeń. Po dzwonku jako pierwsza opuściła klasę i udała się do pokoju żeby włożyć kwiat do wazonu. Na obiedzie pojawiła się jako jedna z ostatnich. Przy stole Niebieskich siedziały dwie dziewczyny z drugiego roku. Bardziej zainteresował ją stół Czerwonych.
-Co ty z nią robiłeś że się spóźniliście- Nate dopiero teraz mógł spytać o to swojego przyjaciela.
-Nic nie robiliśmy. Ona się spóźniła ja też i akurat weszliśmy w ty samym momencie.
Nathaniel spojrzał na niego podejrzliwie ale stwierdził, że Joshua by go nie oszukał. Przecież zawsze mówili sobie prawdę. Jak bardzo mógł się mylić.
-Dzisiaj o 18 trening- postanowił zmienić temat.
-Przecież Niebiescy mają wtedy boisko- zauważył z prawdą Joshua
-Poszedłem do Cannona a ten do Evans. Oni mają połowę boiska i my połowę.- uśmiechnął się tryumfalnie.
-Po co ci to?
-Jak to po co żeby ich wkurzyć- po tych słowach wstał i z dobrym humorem poszedł na resztę lekcji.
Powód o którym powiedział Wilsonowi był tylko po części prawdą. Lubił wkurzać tych przemądrzałych niebieskich a zwłaszcza ich kapitana Warda i jego najlepszego kumpla Archibalda ale tym razem zrobił to po coś innego. Wiedział, że na ich treningu pojawi się Clark. Nie był pewny co ta dziewczyna ma w sobie co zauważył dopiero w czwartej klasie i co go pociąga. Nie chciał się do tego przyznać przed samym sobą. To dziewczyny zawsze starały się o niego a nie odwrotnie. Tym razem było inaczej. Żeby ją zdobyć naprawdę musiał się postarać. Jeszcze nie był pewny czy robi dobrze bo nadal dawały znać o sobie zasady wpajane przez ojca ale coś w nim pękło.
Dzisiejszego dnia oprócz Wilsona jeszcze nikt inny nie złożył jej życzeń. Nigdy nie obchodziła jakiś hucznych urodzin ale te były szczególne bo osiemnaste a okazało się, ze wszyscy o nich zapomnieli. Jednak żeby nie pokazywać że się tym zmartwiła postanowiła iść na trening chłopaków. Wzięła ze sobą lekturę i zasiadła na widowni. Dzień był ciepły i słoneczny. Idealna pogoda na trening. Zanim rozpoczęła czytanie rozejrzała się po boisku. Na linii środkowej zebrały się dwie drużyny. Co tu do cholery robią Czerwoni? Wstała i ruszyła w ich stronę.
-My pierwsi zamówiliśmy boisko- krzyczał Liam.
-Tylko się nie popłacz Ward- dało się słyszeć głos kapitana przeciwników Sullivana.
-Co się stało?- spytała Jenny Ethana obrońce Niebieskich
-Jak zwykle Cannon ich faworyzuje. Gadał z Evans i mamy udostępnić im połowę boiska.
Jenny spojrzała w stronę Czerwonych. Sullivan i jego wierni koledzy kłócili się z Liamem i Danem. Gdzieś z daleka stał Joshua i sprawiał wrażenie że go nic nie interesuje. Gdy zobaczył, że Jenny na niego patrzy uśmiechnął się i wzruszył ramionami próbując przez to powiedzieć Nie mam z tym nic wspólnego, nie wiem o co chodzi. Dziewczyna odwzajemniła uśmiech i postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce.
-Liam- podeszła do przyjaciela- daj spokój nic poradzisz skoro Evans się na to zgodziła. Nie traćcie czasu i idźcie ćwiczyć.
Chłopak bez słowa odwrócił się a cała drużyna za nim. Wydał kilka poleceń po czym niektórzy zaczęli biegać inni podawać miedzy sobą footbolówkę.
-Widzę, że nad nim panujesz- zaczął swoim zawsze sarkastycznym tonem Sullivan.
-Nie mam ochoty na rozmowy z tobą zajmij się lepiej swoją pożal się boże drużyną
-Jeszcze z wami wygramy a wtedy przyznasz mi rację w tym że jesteśmy lepsi.
-Nigdy nie nastąpi taki dzień- powiedziała i wróciła na trybuny.
Nie mogła zająć się książką. Cały czas spoglądała w stronę drużyny Czerwonych. Musiała przyznać że od zeszłego roku się poprawili i są całkiem nieźli. Sullivan dyrygował nimi bardzo dobrze. Była zła na siebie, że on wyzwala w niej jakieś pozytywne uczucia. Postanowiła, że dla niej trening dobiegł końca. Wstała z zamiarem opuszczenia boiska.
-Jenny- ktoś zaczął ją wołać. Pod trybuny podbiegł Dan.
-Już idziesz?
-Tak, zrobiło się trochę zimno- skłamała
-Poczekaj za 15 minut kończymy. Chcemy z Liamem ci coś pokazać.
-Będę przed wejściem do szkoły.
Chłopak odbiegł a ona nie zdążyła jeszcze odejść kiedy pod jej nagami wylądowała piłka. Schyliła się i wzięła ją do rąk. Kiedy się podniosła w tym samym miejscu w którym przed chwilą stał Dan był Joshua. Uśmiechnęła się do niego i rzuciła piłkę.
-Dzięki- puścił jej oczko i wrócił do kolegów.
                                                                     ***
Siedziała na schodach przed wejściem i czytała książkę kiedy stanęli przed nią chłopcy.
-To co idziemy?
-Możemy iść tylko powiedz gdzie- odparła dziewczyna.
-Nie marudź tylko chodź.- wziął ją za rękę i ruszyli.
Szli znanymi jej korytarzami które prowadziły do pokoju wspólnego.
-Chcecie mi coś pokazać w pokoju wspólnym?- zdziwiła się.
Nie odpowiedzieli bo właśnie znaleźli się pod jego drzwiami.
-Wchodź- powiedział Liam.
Otworzyła drzwi. W środku było ciemno i cicho. Nagle światło się zapaliło a do jej uszu dobiegł głośny krzyk Niespodzianka!!!.  Pokój wspólny był wystrojony dużą ilością latających baloników o różnych kształtach i  barwach. Pośrodku stał wielki tort z osiemnastoma kolorowymi świeczkami, które czekały tylko na jej zdmuchnięcie. Jenny nie mogła się nadziwić, że jej przyjaciele to wszystko przygotowali tylko dla niej. Była święcie przekonana, że chłopaki również w tym roku zapomnieli o jej urodzinach, a tu naprawdę miła niespodzianka.
- Hej, długo będziesz tu tak sterczała. Szybko, zdmuchnij świeczki! - Adrianna popchnęła ją lekko w stronę tortu.
- I nie zapomnij o życzeniu. - przypomniała jej Lavender.
Dziewczyna podeszła ostrożnie do tortu, myśląc gorączkowo o życzeniu. Nie wiedziała czego sobie życzyć. Brakowało jej tylko ukochanej osoby i właśnie o tym pomyślała. Żeby w tym roku ktoś się taki pojawił w jej życiu. Wzięła głęboko powietrza i zdmuchnęła wszyściuteńkie świeczki jednocześnie. Potem wszyscy zaczęli jej po kolei składać życzenia, wraz z prezentami. Ponieważ każdy znał jej zamiłowanie do książek, to dostała ich najwięcej. Dean sprezentował jej książkę o rzadkich roślinach, które występowały na terenie Wielkiej Brytanii. Seamus i Chuck wręczyli jej wielki poradnik po świecie fotografii. Adrianna i Alex dały jej parę ślicznych skórzanych rękawiczek mówiąc że niedługo jej się przydadzą. Od Liama dostała srebrny łańcuszek i bransoletkę do kompletu. Dan cały czerwony na twarzy, wręczył jej duży dziennik na zapiski, oprawiony w skórę i dwie pary nowych piór. Camil, która należała do domu Zielonych też została zaproszona, dała jej posrebrzany zegarek w formie pierścionka. Kiedy myślała że wszyscy już dali jej prezenty podeszła do niej Taylor.
-Jenny ja przepraszam. Masz rację to dupek a ja zachowałam się idiotycznie.
Jako że bardzo tęskniła za Tay od razu jej wybaczyła i padły sobie w ramiona.Impreza rozkręciła się bardzo szybko. Już dawno nie bawiła się tak dobrze. Właśnie skończyła taniec z Liamem, kiedy nagle ktoś złapał ją z tyłu za ramię i szepnął jej do ucha.
- Wszystkiego Najlepszego, Jenny. - był to Matt, który potem szybko pocałował w ją policzek, wręczając jej małą paczuszkę. W środku znalazła srebrną zawieszkę na szyję w kształcie gwiazdki. Dookoła była ozdobiona małymi cyrkonami.
- Jest śliczna. Dziękuję! - odparła trochę zmieszana. Zastanawiała się kto go zaprosił ale nie mogła dzisiaj być na nikogo zła. To było bardzo miłe z jego strony. Poczuła się głupio, że chłopak tak się dla niej starał a ona nie poszła na ten głupi trening. Odgarnął jej kosmki włosów do tyłu i zniknął w tłumie.Powoli dochodziła dziewiąta i Jenny wiedziała, że zbliżał się czas jej patrolu i choć chciała jeszcze zostać z przyjaciółmi, musiała się zebrać.
- Ach zostań! Niech Sullivan to sam odbębni.
- Poszedłby z tym, do Evans i wtedy by było jeszcze gorzej. Niestety muszę was opuszczać. Dziękuję wszystkim za wspaniałą imprezę. - odpowiedziała z ciężkim bólem. Wyszła z pokoju obładowana prezentami i nawet nie miała czasu żeby je zostawić w swoim pokoju.
- No wreszcie. Masz pięć minut spóźnienia. Nie jestem Archibaldem, który czeka na ciebie nie wiadomo ile.- Nate jak zwykle znalazł jakiś powód by jej dogryźć.
-Mam urodziny i nie zepsujesz mi dzisiaj humoru- prychnęła z za stosu pakunków.
-Nie mam zamiaru. Wezmę trochę. - odrzekł i bez pytania zabrał je najcięższe torby. Jenny nawet nie protestowała.
-I co, Clark? Opowiadaj, jak było! - zapytał w końcu brunet. Właśnie zmierzali w kierunku wieży astronomicznej, która tej nocy powinna być pusta. Mina Jenny nie zdradzała żadnych emocji.
-Ale gdzie?
-No na treningu. Zmieciemy was w pył.
-Macie szanse wygrać ale pod jednym warunkiem
-Niby jakim?
-Jak zmienicie napastnika.
-Clark, nie podskakuj! - zagroził z udawanym gniewem i zaczął ją gonić. Między tyloma teleskopami nie mógł jej złapać. W końcu, gdy dobiegła na sam szczyt wieży, nie było już ucieczki.
- Wreszcie cię mam, Clark. Teraz nie ruszaj się i pozwól, że cię zrzucę w końcu z wieży! - odrzekł tryumfalnym głosem Nate Sullivan podchodząc coraz bliżej do Niebieskiej.
- Ach! Taki z ciebie morderca, jak ze mnie arystokratka- zakpiła.
- Clark, jak tam urodziny? - zapytał jakby od niechcenia.
- Były udane. Wszyscy pamiętali. - odparła zaskoczona trochę jego pytaniem. Czerwony nigdy nie zadawał takiego typu pytań, chyba że kryły jakiś złośliwy podtekst i właśnie na niego czekała. Tym razem nic takiego się nie działo. Jenny zastanawiała się czy Nate dzisiaj przypadkiem na głowę nie upadł. Z tego wszystkiego przyłożyła swoją dłoń do jego czoła. Nie miał gorączki, ale był całkowicie inny. Nie odskoczył pod wpływem jej dotyku, jak to w przeszłości często robił. Czuła, że jej serce zaczyna coraz szybciej łomotać.
- Nat... Sullivan, cokolwiek dzisiaj wąchałeś… to sprawiło, że nie jesteś sobą.
- Doszedłem do wniosku że zasługujesz na mały prezent - zignorował jej wypowiedź, zbliżając się coraz bardziej do zaszokowanej dziewczyny. - Wszyscy ci dzisiaj coś dali?
- Prezenty to nie wszystko, ale tak. Ty nie musisz mi niczego dać. Chyba, że spokój. - teraz jego twarz znajdowała się kilka milimetrów od jej. Był o głowę wyższy od dziewczyny, więc musiał się lekko schylić. Dziewczyna czuła, że zaraz jej serce wyskoczy z piersi. Twarz jej niemal płonęła. Jeszcze nigdy nie doznała takiego uczucia.
- Ale ja jestem dzisiaj wyjątkowo hojny i nalegam. Ach, poza tym ładne kolczyki, Clark. - łagodny ton jego głosu powoli przerodził się w szept. Uniósł lekko jej podbródek. W końcu odważyła się spojrzeć w jego lazurowe tęczówki. Teraz nie były takie chłodne jak zazwyczaj, a źrenice pociemniały. Zapach jego perfum, które właśnie wdychała przyprawiały ją zawrót głowy. Jenny nie wiedziała do czego Czerwony zmierzał. Musiała przyznać, że jego zachowanie było bardzo irracjonalne, co jednak nie oznaczało, że jej się nie podobało. Ach, ciekawe co by było jakby zawsze tak się zachowywał. Z pewnością by się w nim zakochała. To była ostatnia myśl, która błądziła jej w głowie, zanim nie odszukał ustami jej warg i nie pocałował. Jego usta były tak cudownie miękkie i gładkie. Był dla niej niesamowicie delikatny i nie wpychał jej na siłę języka do buzi. W tym samym czasie złapał ją przez pół i przycisnął do siebie żeby tak łatwo nie uciekła. Po pewnym czasie dziewczyna przymknęła powieki i zaczęła odwzajemniać pocałunek. Koniuszki jej palców starannie gładziły jego plecy i potem włosy. Wszystko było w tej chwili idealnie i piękne. Przez moment czuła, jakby wraz z tym pocałunkiem unosiła się w powietrzu. Motylki tańczyły jakiś dziki taniec w jej brzuchu. Jej zmysły w jednej chwili całkowicie oszalały. Wszystkie uprzedzenia i pozory przestały się dla niej liczyć.On zachęcony jej wzajemnością, delikatnie wsunął swój język do jej wnętrza i zaczął starannie badać jej podniebienie.Jenny wkrótce poszła jego ślady. Nigdy nie pomyślała, że pocałunek z języczkiem może być taki przyjemny. Z czasem całował ją namiętniej i coraz głębiej wtapiał się w jej usta. Jen nie pozostawiała mu wcale dłużna i odwdzięczała się mu się na swój sposób. Na końcu przegryzła lekko jego dolną wargę i kiedy się od siebie oderwali, odsunęła się od niego. Rozsądek powoli zaczął do niej wracać. Tysiące myśli wirowało w jej roztrzęsionej głowie. Nie mogła wprost uwierzyć, co się przed chwilą stało. Zastanawiała się czy przypadkiem nie wypiła dzisiaj za dużo alkoholu albo czy zmęczenie nie wzięło góry i może teraz śniła. Jeśli tak, to dlaczego miała nabrzmiałe wargi i czemu Nate się tak dziwnie do niej uśmiechał?
- Czy… to był chwilowy brak kontroli? - wydyszała w końcu, gdy jej serce się trochę uspokoiło.
- Możliwe… muszę przyznać, że jak na biedaczkę bardzo dobrze całujesz. - uśmiechnął się złośliwie, ledwo łapiąc tchu. - Nigdy się nie spodziewałem, że smakujesz jak marcepan. - Jenny była bardzo zaskoczona bezpośredniością arystokraty.
- Ach… to przez ptasie mleczka. Chcesz skosztować? - i po chwili siedzieli obok siebie i zajadali w najlepsze słodycze. Dziewczyna co jakiś czas zerkała na bruneta i patrzyła z niedowierzaniem. Zastanawiała się przez chwilę czy osoba, z którą teraz siedzi to naprawdę Sullivan i co ją natknęło żeby go poczęstować ulubionym marcepanem.
- Czego, Clark? - spytał po pewnym czasie.
- Nic. Zastanawiam się czemu to zrobiłeś. Czemu pocałowałeś… mnie? - ta sprawa nie dawała jej spokoju.
- Nie pytaj, bo sam tego do końca nie wiem. - rozłożył ręce.
-Powinniśmy już wracać- powiedziała w końcu. Właśnie w taki zaskakujący sposób minęły jej urodziny.


5 komentarzy:

  1. Jesteś cudowna! Piszesz tak niesamowite opowiadanie !
    Chcę więcej ! <3

    OdpowiedzUsuń
  2. jestem w szoku i błagam Cię dodaj następny szybciej, bo nie wytrzymam z ciekawości;*

    OdpowiedzUsuń
  3. WOW!! Kocham te opowiadanie <3

    OdpowiedzUsuń
  4. masz talent dziewczyno ;) czekam nn ; *

    OdpowiedzUsuń