piątek, 22 lutego 2013

Opowiadanie II Mission Completed

O ludzie! Długo mi zeszło z tym rozdziałem, ale oprócz bloga mam milion różnych spraw na głowie. Jestem na profilu biologiczno-chemicznym i muszę się dużo uczyć żeby zapracować na stypendium, trzy razy w tygodniu mam treningi, a w weekendy i nie tylko oglądam mecze Barcelony. Ledwo starcza mi czasu na sen, a nie mogę zapominać o znajomych. I kto przeczyta za mnie "Potop", który ma 970 stron?!
Truskaweczka :) Ja książkę?! Raczej nie, ale chętnie przeczytałabym Twoją :P
Karolka :) tak kocham i nie mogę bez tego żyć :D
Koniec mojego wykładu, możecie czytać :D Opinie mile widziane :) 
                                                                               *
Niedziela przywitała ich promieniami słońca wdzierającego się do ich pokojów i łaskoczącymi ich twarze. Wrześniowa pogoda była idealna do rozgrywania meczów. Wczoraj drużyna Niebieskich pokonała Zielonych 4-2 a Liam strzelił dwa gole. Dzisiaj kolejny pojedynek: Czerwoni kontra Żółci. Jenny stresowała się bardziej niż wczoraj. Obawiała się, że jeśli drużyna Sullivana poniesie porażkę on będzie miał pretensje do niej. Dzień zaczęła jak zwykle od porannego biegania, później prysznic i śniadanie. Na Sali z łatwością dało się wyczuć atmosferę meczu. Niektórzy chodzili już z transparentami chociaż miał się on zacząć dopiero o 14. Przy stole Niebieskich wszyscy byli zadowoleni z wczorajszego zwycięstwa, a dzisiaj liczyli na porażkę największych wrogów Czerwonych. Jenny spojrzała w stronę ich stołu. Joshua i Nate siedzieli w wyśmienitych humorach cały czas się śmiejąc.Skoro są tacy pewni siebie to wygrają, nie mam się czym przejmować pomyślała. Istotnie cała drużyna Czerwonych czuła się komfortowo. Po taktyce jaką przedstawił im Sullivan w piątek, byli  pewni zwycięstwa.
                                                               *
Po śniadaniu Jenny postanowiła pójść do biblioteki żeby napisać referat na biologię i zrobić zadania z matematyki. Wzięła potrzebne książki i usiadła jak zwykle przy swoim stoliku znajdującym się przy oknie. Wyjęła kartkę, długopis i zaczęła robić wstępne notatki. W pewnym momencie pomyślała o Taylor i
przerwała pisanie. Zastanawiała się nad zachowaniem przyjaciółki. Odkąd Tay i reszta szkoły dowiedzieli się o zgodzie jej i Joshuy oddaliły się od siebie. Taylor często znikała, a gdy Jen chciała z nią pogadać szczerze jak dawnej ta zbywała ją ilością nauki i innymi sprawami, które miała rzekomo na głowie. Gdyby Jenny miała więcej czasu pewnie już dawno by to jakoś załatwiła, ale obowiązki Prefekta, korepetycje i nauka pochłaniały całe dnie. Czyżby Taylor tak jak Dan nie była w stanie zaakceptować przyjaźni z Wilsonem? Nie, nie to nie  możliwe, myślała gorączkowo Jen, przecież ona nigdy nie była tak uprzedzona jak brat. Muszę z nią pogadać postanowiła. Była pewna, że teraz i tak nie skupi się na lekcjach więc stwierdziła, że nie będzie zwlekać i poszuka Taylor.
                                                              *
Szła korytarzem w stronę pokoju wspólnego, bo tam postanowiła zacząć poszukiwania przyjaciółki. Nagle z zakrętu z przeciwka wyłonili się dwaj szkolni przystojniacy Sullivan i Wilson. No nie, czemu akurat teraz?  Kroczyła dalej, starając się na nich nie patrzeć i ukryć swoje zdenerwowanie. W końcu stanęli na przeciwko siebie.
-Hej Jen- pierwszy odezwał się Joshua.
-Cześć, a wy nie powinniście się już rozgrzewać?- spytała
-Zaraz idziemy na boisko- uśmiechnął się.
-Pewnie się już nie zobaczymy więc życzę powodzenia.
-Życzysz Czerwonym powodzenia?- pierwszy raz odezwał się brunet.
-Powodzenia życzę wam a nie całej drużynie- uśmiechnęła się wyraźnie z siebie zadowolona- muszę lecieć bo mam sprawę do załatwienia.
-Czekaj, czekaj- zatrzymał ją Joshua.
-O co chodzi?
-Musisz mi coś dać na szczęście.
-Zawsze o tym marzyłam.
Młody chłopak nadstawił policzek.
-Myślałam o kopniaku na szczęście a nie całusie- pokazała mu język a później pocałowała po przyjacielsku.- teraz to na pewno wygracie.
-Na pewno wygramy jeżeli mój przyjaciel też dostanie buziaka- wyszczerzył się Wilson.
-Nie przesadzaj- Jen trochę się zdenerwowała.
-Brzydzisz się mnie Clark?- spytał Nate tak jakby rzucał jej wyzwanie.
Na efekt nie musiał długo czekać. Po chwili Jen była przy nim i dotykała swoimi ustami jego policzka. Nate wyraźnie z siebie zadowolony uśmiechnął się tryumfalnie, ale Jenny już tego nie widziała, bo zniknęła za zakrętem.
                                                               *
Chodziła po szkole ponad godzinę ale nigdzie nie mogła znaleźć przyjaciółki. Była w pokoju wspólnym, w ich własnym pokoju, w różnych klasach, na wieży i miejscach w których lubiła przesiadywać Tay, nawet jeszcze raz zajrzała do biblioteki, ale nigdzie jej nie było i nikt nic nie wiedział. Telefon też nie odpowiadał. Postanowiła, że wyjdzie na zewnątrz i poszuka na błoniach i w okolicy jeziora. Na dworze było ciepło i świeciło słońce. Dziewczyna zmrużyła oczy i uśmiechnęła się pod nosem. Zewsząd było słychać krzyki uczniów zmierzających na mecz. Znowu straciłam poczucie czasu. Chodzę po całej szkole,a może Tay jest już na stadionie. Gdy znalazła się już na trybunie przeznaczonej dla Czerwonych dostrzegła przyjaciółkę. Od razu do niej pobiegła.
-Cześć Tay. Szukam cię cały dzień.
-Cześć. Robiłam projekt na chemię.
-A telefon?
-Zostawiłam w pokoju.
-Jak zwykle- Jen pokiwała głową- musimy pogadać.
-Teraz? Właśnie zaczyna się mecz- jej wzrok skierował się na boisko na, którym stali już zawodnicy.
-Po meczu u nas w pokoju- zakończyła Jen po czym również spojrzała na plac gry. Od razu w oczy rzucił jej się Sullivan stający przy środkowej linii w czerwonym stroju z numerem dziesięć i swoim nazwiskiem na koszulce. Po chwili sędzie którym był nauczyciel w-f pan Fletcher rozpoczął mecz. Niebiescy nie czekając długo od razu zaczęli atakować. Pierwsze strzały oddawali Joshua i Nate, ale żaden nie był celny. Po 20 minutach na tablicy widniał wynik 0-0. Do końca pierwszej połowy pozostało 10 minut (normalnie połowy trwają po 45 minut ale u mnie będzie to 30 :)) a Żółci przejęli inicjatywę. Ich napastnik wykonał kilka zwodów, z łatwością myląc obronę przeciwników i skierował piłkę do siatki. 1-0 trybuny Żółtych, Zielonych i Niebieskich zawyły z radości. Jenny nie okazywała zadowolenia, spojrzała na zezłoszczonego Nate krzyczącego na obrońców po czym wyobraziła sobie, że ona stoi na ich miejscu. Gwizdek sędziego kończący drugą połowę wyrwał ją z planowania czarnych scenariuszy. Zawodnicy zeszli do szatni.
                                                               *
-Daliście się oszukać jak jakieś przedszkolaki- wydzierał się na cały pokój Sullivan- jak mogliście dać mu dojść do takiej sytuacji. Jesteście obrońcami do cholery- powtarzał co chwila.
-Musimy wychodzić- odezwał się Joshua.
Nate na potwierdzenie pokiwał głową po czym grupa piłkarzy zaczęła opuszczać pomieszczenie.
-Stary wygramy to, zobaczysz- Wilson poklepał przyjaciela po ramieniu.
-Taaa, chodźmy już- powiedział bez barku entuzjazmu w głosie.
Nate nie był przekonany do tego, że wygrają. Jego pewność siebie uleciała po straconym golu. Obawiał się, że obrońcy dadzą ciała w drugiej połowie, a on nie ma wartościowych zmienników. Skład był eksperymentalny i ryzykowny ale był przekonany, że wygrają. Niestety spotkała go niemiła niespodzianka. Żółci bardzo dobrze się przygotowali. Clark miała dobry pomysł ale... nagle go olśniło. Przypomniał sobie o pocałunku, niby wymuszonym, ale gdyby naprawdę nie chciała to by go nie pocałowała. Zaczął jej szukać wzrokiem na trybunach. Po chwili ją dostrzegł. Wiatr rozwiewał jej piękne falowane włosy. Ward coś do niej mówił, ale ona jakby go nie słuchała i gorączkowo nad czymś myślała. Podniosła głowę i ich spojrzenia się spotkały. Odruchowo się uśmiechnęła żeby dodać mu otuchy. Jego kąciki też lekko drgnęły. Sędzia zagwizdał otwierając drugą połowę. Sullivan obudził się z letargu i stwierdził, ze choćby nie wiem co jego drużyna musi wygrać. Rzucił się do ataku. Jeden, drugi drybling, kilka strzałów ale jak na złość żaden nie chciał wpaść. Dopiero w 45 minucie zagrał prostopadłą piłkę do Joshuy a ten pokonał bramkarza rywali. Remis 1-1, ale jego to nie satysfakcjonowało. Grał jak w transie i nawet nie zauważył, że czas tak szybko mija.
-Nate zostały dwie minuty- krzyczał Wilson.
Piłka znalazła się przy jego nodze. Spojrzał przed siebie. Obrońcy i pomocnicy żółtych już czekali żeby odebrać mu piłkę. Teraz albo nigdy pomyślał i ruszył. Mijał rywali jak tyczki treningowe. Nawet nie wiedział kiedy znalazł się pod bramką i oddał strzał. Trybuna Czerwonych zawyła z radości. Na Nate zaczęli rzucać się koledzy. Nie mógł się od nich opędzić a chciał tylko zobaczyć wyraz jej twarzy...
                                                            *
Jenny siedziała w pokoju i czekała na Taylor. Mecz się skończył a Żółci, Zieloni i Niebiescy wyszli z niego z nietęgimi minami. Ona w głębi duszy się cieszyła chociaż udawała, że tak nie jest. Cały czas przed oczami miała rajd Sullivana. Po jego golu nie zapanowała nad sobą i uśmiech sam wpełznął na jej usta. Nagle drzwi się otworzyły do pokoju weszła Tay.
-Chodź- Jen poklepała  miejsce na łóżku obok siebie. Przyjaciółka bez słowa usiadła- co się dzieje? Unikasz mnie, nie chcesz ze mną pogadać?
-Przecież wiesz, że się uczę i nie mam czasu- próbowała się usprawiedliwiać.
-Tay znam cię. Wcześniej nauka nie przeszkadzała w naszych relacjach. To tylko wymówka.
-Dobra chcesz wiedzieć. Proszę bardzo. Podoba mi się Joshua, chciałam do niego zagadać, zbliżyć się a tu nagle dowiaduje się i to od innych uczniów, że ty mnie uprzedziłaś.
Jenny wybuchła nieopanowanym śmiechem.
-Ty...ty myślałaś, że ja..- nadal nie przestawała się śmiać- że my razem, zgupiałaś, tylko się przyjaźnimy.
-Naprawdę?
-Tak- Jen już się opanowała- czemu mi nie powiedziałaś wcześniej, że ci się podoba?
-Tak jakoś wstydziłam się i przepraszam, że tak wyszło.
-Już dobrze tylko mów mi zawsze o wszystkim- przytuliła czule przyjaciółkę
-Obowiązkowo.
Pośmiały się jeszcze trochę, pogadały i poszły na kolację. Większość szkoły już zjadła tylko garstki uczniów siedziały przy stołach. Jen żałował trochę, że dzisiaj nie ma patrolu bo chciała pogratulować Sullivanowi. Ale z drugiej strony się cieszyła, ze będzie miała chwilę dla siebie. Po kolacji Tay poszła do pokoju wspólnego a Jen zgasiła światło, położyła się na łóżku i założyła słuchawki. Po chwili odpłynęła do świata muzyki. Nie trwało to jednak długo, bo jej telefon zawibrował. Pewnie Taylor pomyślała. Spojrzała na ekran i zdziwiła się bo był to nieznany numer. 
 ______________________________ 
OD: Nate Sullivan, Czerwoni
DO: Jenny Clark, Niebiescy
TEMAT: Zaproszenie 
______________________________ 

W podziękowaniu za wymyślenie taktyki i zwycięstwo, którego niewątpliwie nie osiągnąłbym bez Ciebie i za korepetycje których mi udzielasz (wiem, że to była dopiero pierwsza lekcja), chciałbym zaprosić cię na imprezę wyprawianą przez Czerwonych z okazji wygranego meczu.
Jeżeli zechcesz przyjść:
Odbywa się ona jutro, od godziny…hmm… zakładam, że około 20:00, i potrwa prawdopodobnie do białego rana (choć oczywiście nie musisz zostawać tak długo. nie żebym miał coś przeciwko, bo jak najbardziej MOŻESZ, ale jak nie chcesz, to nie musisz…). Miejsce to, rzecz jasna, Pokój Wspólny Czerwonych

Uwaga praktyczna: zaleca się stroje NIEOFICJALNE! W mundurkach wstęp wzbroniony! 

Z poważaniem, 
Ja

PS - Zaproszenie obejmuje ewentualną osobę towarzyszącą, niekoniecznie Twoich przyjaciół Warda i  Archibalda. 

Z poważaniem, 
Ja
___________________________________________________________

Po przeczytaniu tej dziwnej wiadomości Jen się uśmiechnęła. Było jej naprawdę miło z powodu tego zaproszenia, ale musiała jej odrzucić. Nikt z wyjątkiem Joshuy jej tam pewnie nie chce.

_____________________________
OD:
wzruszona/wściekła/zdziwiona/zachwycona/podejrzliwa/wdzięczna/wniebowzięta (niepotrzebne skreślić) korepetytorka
DO: Ja
______________________________

Drogi Ja! 

Muszę przyznać, iż udało ci się mnie zaskoczyć ;) (Winszuję, bo niełatwa to sztuka) 
Cholernie mi przyjemnie, żeś o mnie pomyślał, w całym splendorze, jaki cię otacza od czasu meczu,  mimo to zmuszona jestem spytać: JAK-TY-TO-SOBIE-NIBY-WYOBRAŻASZ, CO?
Nie powiem - całkiem fajnie się dowiedzieć, że doceniasz moją pracę, z tym, że… okazujesz to w dość dziwny sposób, biorąc pod uwagę, że jeżeli skorzystam z twojego zaproszenia, prawdopodobnie u progu zostanę rozszarpana na strzępy przez armię Czerwonych z  Sereną Collins na czele. (Nie żebym sugerowała, że mają o co być zazdrosne [bo oczywiście absolutnie nie mają], ale chyba jestem “z-obozu-wroga”, no nie?)
Podsumowując:
Ja po prostu przypuszczam, że pojawienie się na tej imprezie byłoby z mojej strony misją samobójczą. A o ile to zaproszenie nie jest z twojej strony zawoalowaną deklaracją, że pragniesz mojej śmierci, o tyle zakładam, że wysłałeś je ze zwykłej grzeczności, a nie prawdziwej chęci bym z niego skorzystała. (Albo jesteś pijany).

Z nadzieją, że jednak nie jesteś pijany:
Clark

PS- Skąd masz mój numer???______________________________________________

Podniosła się do pozycji siedzącej i czekała na odpowiedź, który przyszła po chwili. 

_____________________________
DO: Gderliwa korepetytorka
OD: Twój-bardzo-inteligentny-i-zapobiegawczy-uczeń
TEMAT: Czy ty zawsze musisz narzekać?
_____________________________ 

Kobieto, 
puchu marny…
Więcej wiary w swoich protegowanych! Twoje obawy i wątpliwości są dla mnie obrazą. Jak śmiesz twierdzić, że na MOJEJ imprezie ktoś zrobi ci krzywdę? (A już szczególnie Collins?). Ustawię lud do pionu i obiecuję, że będą grzeczni. Włos ci z głowy nie spadnie…w ogóle nic z Ciebie nie spadnie…
…no chyba, że tego zechcesz <drański_uśmieszek>
A ponoć jesteś taka super odważna…
Daj spokój, przecież nie przywiążę cię do krzesła i nie zaknebluję (no chyba, że tego zachcesz, oczywiście <drański_uśmieszek2> ). Jak ci się nie spodoba to przecież w każdej chwili możesz wyjść -,- 
A poza tym: kotku, jak często masz okazję rozerwać się w ten sposób? (czyt.: jak-często-twój-przystojny-zdolny-i-popularny-uczeń-zaprasza-cię-na-imprezę-opiewającą-jego-triumf?). 

Łączę wyrazy irytacji, 
Cwaniak

PS- Jestem Nathaniel Sullivan ( odpowiedź na Twoje pytanie odnośnie numeru)

_____________________________ 
OD: Puch marny
DO: Cwaniak
TEMAT: nie podpuszczaj mnie…
_____________________________ 

…gadką o odwadze, bo jestem na to za sprytna. Po drugie: NIE MÓW DO MNIE “KOTKU” !! (Chyba, że pragniesz zostać ciężko pobity przez personę znaną jako Liam Ward - mój przyjaciel, Twój wróg).
“Będą grzeczni” - mówisz. Zobaczymy. 

Z życzeniami powrotu do zdrowia (psychicznego)
J.N.C
PS- Już słyszałam coś podobnego od pewnego Czerwonego.
__________________________________________________________ 

_____________________________ 
DO: J.N.C? (Żądam wyjaśnień)
OD: całkiem-zdrowy-psychicznie-Cwaniak
TEMAT: “Zobaczymy”?
_____________________________  

Czy to znaczy, że przyjdziesz?

I.T.G

PS - Akurat to, że mój przyjaciel tak powiedział mnie nie dziwi. A co do insynuacji jakobym miał dostąpić uszczerbku za zdrowiu z ręki Twojego, tak zwanego, “Przyjaciela”, to… hahahahahah

PS.PS - BĘDĘ do Ciebie mówił kotku, ponieważ ZACHOWUJESZ się jak kocica.
__________________________________________________________ 

_____________________________ 
OD: Jenny Natalie Clark
DO: I.T.G? (Żądam wyjaśnień)
TEMAT: “czy to znaczy, że przyjdziesz?”
_____________________________ 

Nie, nie znaczy. To znaczy, że się zastanowię i MOŻE, podkreślam: MOŻE, przyjdę. Ale jeżeli już, to  z dużym prawdopodobieństwem wpadnę tylko na chwilę.
Więc się za bardzo nie ciesz, zrozumiano?

Clark

PS - nie widzę nic zabawnego w moich insynuacjach i na Twoim miejscu potraktowałabym je poważniej, wziąwszy pod uwagę jak bardzo dbasz o swój szanowny, arystokratyczny tyłek. 
__________________________________________________________ 


_____________________________ 
OD: Inicjały To Głupota
DO: córka swojego rozumu
TEMAT: “porozmawiam o tym z swoim mózgiem”
_____________________________ 

Czy mam rozumieć, że Twoja obecność na tej imprezie zależy od tego, co podpowie Ci Twój tak bardzo eksploatowany rozum który, warto wspomnieć, nienawidzi mnie jak stu diabłów? Masz rację, to zdecydowanie jest fair <obrażony>

Serdeczne dzięki, 
Ten-którego-imienia-nigdy-nie-wymawiasz
__________________________________________________________

_____________________________ 
OD: Ta-której-imienia-brzydzisz-się-wymawiać
DO: NATE
TEMAT: <pocieszająco_głasia_po_główce>
_____________________________ 

Owszem, moja obecność zależy od "rozmowy" z moim jeszcze nie wyeksploatowanym rozumem … 
…ale ja potrafię się sama przekonać… 
…gdy się postaram… 
…i gdy mi na czymś zależy…

Nie trać/nie rób sobie (niepotrzebne skreślić) nadziei,
C.
__________________________________________________________ 

_____________________________ 
DO: JENNY
OD: protestujący przeciwko użyciu czasu teraźniejszego w wyrażeniu: “ta-której-imienia-brzydzisz-się-wymawiać”
TEMAT: Czy to znaczy…
_____________________________ 

…że przyjdziesz? (Ponawiam pytanie)

Nate
__________________________________________________________


_____________________________ 
OD: Jenny
DO: Nate
TEMAT: Ciekawość to pierwszy stopień do miejsca-gdzie-i-tak-trafisz
_____________________________ 

Nie wiem, czy przyjdę. Zobaczymy…
A może inaczej: wiem, ale gdybym Ci powiedziała, nie byłoby niespodzianki <chytry_uśmieszek>

Jen

__________________________________________________________ 


_____________________________ 
OD: nienawidzący niespodzianek
DO: “Jenny” bardziej mi się podoba, choć i tak wolę “Clark”
TEMAT: Doprowadzasz mnie do szału…
_____________________________ 

…tym swoim “Zobaczmy” ! 

Bez_Podpisu_Bo_Nie_Mogę_Wymyślić_Nic_Oryginalnego
__________________________________________________________ 


_____________________________
OD: Agent 00Granger 
DO: Doprowadzony do szału
TEMAT: Doprowadzenie podmiotu do szału
_____________________________ 

Mission Completed!
__________________________________________________________ 
 
Zadowolona z siebie podeszła do okna i usiadła na parapecie żeby popatrzeć w gwiazdy. Może to nie taki zły pomysł z tą imprezą. Weźmie Tay i zapozna ją z Joshuą. Tylko czy Czerwonym można ufać? Czy można ufać wrogowi jakim jest Sullivan? A może my już nie jesteśmy wrogami...

piątek, 8 lutego 2013

Opowiadanie II Piłkarskie korepetycje

W końcu się zebrałam i napisałem ten o to rozdział. Nie wiem czy jest dobry, czy słaby. Sami oceńcie :) Przepraszam za to, że musieliście tyle czekać. Przyszedł do mnie mały kryzys. Mam nadzieję, że już się skończył :D Dziękuję za komentarze :* 


Szła na patrol nie wiedząc co ją tam spotka. Po nim można się było spodziewać wszystkiego. W głowie miała mętlik. Nienawiść którą do niego czuła przez ostatnie lata gdzieś zniknęła. Tylko co ją zastąpiło? Na razie nie potrafiła odpowiedzieć na to pytanie. Jak zwykle przyszedł pierwszy. Jen wciągnęła powietrze i ruszyła w jego kierunku.
-Spóźniłaś się dwie minuty- powiedział, ale nie było w tym żadnego wyrzutu.
-Przepraszam- jej odpowiedź była równie beznamiętna.
Nie odzywając się do siebie obchodzili korytarze szkoły. Nic się nie działo. Żadnych uczniów którym mogliby odjąć punkty, żadnych nauczycieli tylko panująca w około cisza, którą zagłuszały odgłosy ich kroków. W końcu pozostał im tylko parter i okolice drzwi wyjściowych. Kiedy się przy nich znaleźli Sullivan je otworzył i wyszedł na zewnątrz.
-Patrolowanie błoni i boiska nie jest naszym obowiązkiem- słusznie zauważyła dziewczyna ale on jej nie słuchał i szedł w stronę piłkarskiego raju. Nie wiedząc co robić ruszyła za nim. Po chwili stanął w miejscu i popatrzył w górę.
-Piękna noc- szepnął.
Stojąca obok Jen również spojrzała w niebo. Połyskiwało ono milionem gwiazd.
-Rzeczywiście.
-Tam jest Mała Niedźwiedzica- pokazał palcem.
-Wiem- uśmiechnęła się pod nosem. Miała piątkę z geografii i potrafiła rozpoznawać gwiazdozbiory.
Usiedli na jednej z trybun. Wrześniowa noc była dziś wyjątkowo ciepła i przyjemna. Wiatr lekko rozwiewał włosy dziewczyny i czarną grzywkę chłopaka.
-Nie wiedziałam, że masz problemy z polskim- przerwała ciszę.
-Bo ich nie mam- przeniósł swój wzrok na nią.
-Czyżby? To jak wytłumaczysz fakt, że będę twoją korepetytorką?
-Co ty pieprzysz?- naprawdę nie wiedział o co chodzi.
-Nie udawaj głupca. Dzisiaj rano Evans powiedziała mi, że jesteś moim pierwszym uczniem. Mam ci pomagać z polskim.
-Nie udaje, nikt mi o tym nie powiedział.
-No to już wiesz. Jutro o 17 pierwsza lekcja- oznajmiła Jen.
-Cholerna baba, uwzięła się na mnie tylko dlatego, że zawsze strzelam wam bramki- powiedział zgodnie z prawdą. Prawdą było również to, że nie lubił polskiego i nie miał pojęcia jak pisać wypracowania czy interpretować wiersze.
-Mi też się nie uśmiecha współpraca z tobą- westchnęła.
-Wolałabyś Joshuę co?- jego brew powędrowała do góry.
-On nie ma kłopotów z polskim- pokazała mu język i zaczęła uciekać. On nie czekając ani chwili ruszył w pościg. Ganiali się przez jakiś czas aż w końcu opadli z sił. Jenny położyła się na zielonej trawie boiska a Nate obok niej. Oddychali szybko i głośno a z czasem już bardziej równomiernie.
-Teraz mi za to zapłacisz- podniósł się i zaczął ją łaskotać. Trafił w jej czuły punkt.
-Prosz...proszę przestań- zdołała wydukać.
Zrobił jak kazała, ale nadal nad nią kucał i przyglądał się jej roześmianym oczom. Później swój wzrok przeniósł na malinowe wargi i naszła go wielka ochota żeby ją pocałować. Jen nie ruszała się z miejsca i również przyglądała się chłopkowi. W blasku księżyca wyglądał jak grecki bóg. Grzywka opadała mu na czoło a oczy świeciły niebieskim blaskiem. Jej serce waliło tak mocno, że przez głowę przeszła jej myśl, że zaraz wyskoczy. Jednak nic takiego się nie stało. Powoli zaczęli zbliżać do siebie twarze, cały czas patrząc sobie w oczy. I kiedy już mieli się pocałować na nogach Jenny ni stąd ni zowąd pojawił się pies. Przestraszona dziewczyna krzyknęła i dopiero po chwili zorientowała się co na niej siedzi.
-Diabeł co ty tu robisz?- zaczęła głaskać pieska i się z nim bawić. Po kilku minutach zabaw mały kundelek uciekł. Jenny się podniosła.
-Powinniśmy już wracać.
Nate nic nie odpowiedział tylko kiwnął głową. Kiedy byli już pod drzwiami Sali myślała, że każde z nich pójdzie w swoją stronę, ale chłopak nadal szedł przy niej. Było to jednoznaczne z tym, że ją odprowadza. Uśmiechnęła się pod nosem zadowolona z tego faktu. W końcu zatrzymali się pod drzwiami z numerem siedem.
-Odprowadziłeś mnie, dzięki- uśmiechnęła się do niego, a później jeszcze dodała- dobranoc.
Położyła dłoń na klamce, ale nie dane jej było otworzyć drzwi. Jeszcze nie teraz. Złapał ją za nadgarstek i obróci, tak żeby stała przodem do niego.
-Jeszcze się nie pożegnaliśmy- po tych słowach pocałował ją w policzek- teraz możesz iść. Dobranoc- uśmiechnął się jeszcze tym swoim cwaniackim uśmieszkiem i już go nie było.
                                                                         ***
Dochodziła godzina 17. Jenny siedziała spięta w klasie od korepetycji i czekała na swojego ucznia. Cały dzień chodziła poddenerwowana i rozmyślała o dzisiejszej lekcji. Stwierdziła, że jego wczorajsze i wcześniejsze zachowanie nie ułatwi jej zadania. I tak bez pocałunku, do którego doszło nie mogłaby się przy nim skupić, a w tej sytuacji to już raczej niemożliwe. Kiedy wybiła oczekiwana godzina drzwi do klasy się otworzyły i pojawił się w nich zawsze dobrze wyglądający Nathaniel Sullivan. Podszedł do ławki przy której siedziała i usiadł.
-Część- odezwał się pierwszy.
-Część- odpowiedziała- no więc tak musisz się tu męczyć ze mną, a ja z tobą godzinę. Dzisiaj pokaże ci, co zrobić żeby szybko, łatwo i przyjemnie napisać wypracowanie. Pew...
-A to się tak da?- przerwał jej uśmiechając się chytrze.
-Skoro to mówię to się da. Pewnie dzisiaj wszystkiego nie zdążymy, ale to żaden kłopot. Jakieś pytania- spojrzała na niego. Pokiwał tylko przecząco głową.- no dobra czyli możemy zaczynać. Przyniosłam tu temat na przykładowe wypracowanie- podała mu kartkę- zapoznaj się z tym. 
Wziął kartkę i zaczął czytać Na podstawie przytoczonych fragmentów Lalki wskaż przyczyny kryzysu tożsamościowego Wokulskiego. W tym celu, wykorzystując znajomość całej powieści, scharakteryzuj bohatera. Zwróć uwagę na jego stan psychiczny oraz źródło rozterek. Jego mina po przeczytaniu tematu mówiła wszystko.
-Chyba pojebało, nie dam rady.
-Zapoznałeś się już ze wszystkim, czyli możemy zaczynać- mówiła nie zwracając uwagi na jego reakcję i zachowując kamienną twarz, chociaż w duchu się śmiała.
-Słyszysz co mówię?!
-Słyszę, ale przecież jeszcze nie zaczęliśmy, to tylko tak strasznie wygląda- uśmiechnęła się lekko żeby dodać mu otuchy. Jednak te lekcje nie będą takie złe i nawet się nie stresuję- pomyślała.
-Musisz przeanalizować temat i rozebrać go na czynniki pierwsze- po tych słowach Nate się uśmiechnął po swojemu, a wiadomo, co to oznaczało- skup się i przestań mieć takie zbereźne myśli- upomniała go dziewczyna- zapisuj sobie wszystko na kartce w punktach, przyda ci się to.
-Nie mam kartki.
Jenny wyrwała mu jedną ze swojego zeszytu.
-Długopisu też- powiedział po chwili.
Dziewczyna pokręciła głową patrząc w górę jakby pytała Boga dlaczego ja? Po chwili długopis się też znalazł.
-Następnym razem miej to ze sobą- uprzedziła- a teraz wracamy. Wypunktuj sobie to czego od ciebie chcą, czy musisz korzystać z całej lektury czy tylko z fragmentu. Wczytuj się dokładnie, czasem w tematach są zawarte wskazówki- podpowiadała mu.
Nate siedział na lekcji i próbował się skupić. Śledził wzrokiem tekst, ale nie wiedział co czyta. Miał inny poważny problem do rozwiązania. Chciał żeby ta lekcja się jak najszybciej skończyła i to nie z powodu ciągle gadającej o polskim Clark. Jenny zauważyła jego obojętny wzrok i wiedziała, że Nate myślami jest gdzieś indziej.
-Daj to- zabrała mu kartkę- a teraz mów co się dzieje- stwierdziła stanowczo.
-Nic- chciał zabrać jej tekst, ale nie pozwoliła mu.
-Przecież widzę, że nie wiesz o czym czytasz. To nie ma sensu.
-No więc jak jesteś taka mądra to wymyśl mi ustawienie na niedzielny mecz z Zielonymi. Jest piątek, a dwóch moich podstawowych graczy ma kontuzję. Skrzydłowy i środkowy obrońca, a ja jak na złość nie mam dla nich zmienników- wyrzucił z siebie.
A więc chodzi o piłkę, jak zwykle. Jen zastanowiła się chwilę po czym zaczęła mówić:
-Smith gra na prawej obronie i często podłącza się do ataku, więc przesuń go na skrzydło. Na jego miejsce masz przecież zmiennika nie? Thompson jest defensywnym pomocnikiem więc może zagrać na stoperze. Na jego pozycje wstaw kogoś innego i wszyscy będą zadowoleni. A teraz wracajmy do wypracowania.- odparła.
Sullivan siedział jak oniemiały. Myślał nad tym od kilku dni i na to nie wpadł, a ona wymyśliła to w minutę. Nagle się ocknął i poderwał z miejsca.
-Jesteś genialna- krzyknął. Nim zdążyła coś powiedzieć doskoczył do niej i ucałował w policzek, po czym ruszył w kierunku drzwi. Jenny się opamiętała.
-A ty dokąd? jeszcze 40 minut do końca.
-Nie mam czasu muszę wszystko powiedzieć chłopakom i zorganizować trening- nim cokolwiek odpowiedziała był już za drzwiami. Pokiwała tylko głową, ale na jej twarzy pojawił się uśmiech.