piątek, 29 marca 2013

Opowiadanie II Początek balowego szaleństwa

Cześć :) Chciałam Wam tylko życzyć Wesołych Świąt i mokrego Dyngusa :D 

~Pierwsze westchnienie miłości to ostatnie westchnienie rozumu~ Kornel Makuszyński
The Rasmus- October&April
Dołączam również tekst piosenki z tłumaczeniem, warto zajrzeć :)
http://www.tekstowo.pl


Zaczął się grudzień. Pierwszy śnieg spadł już tydzień temu. W związku ze zbliżającymi się Mikołajkami dało się wyczuć atmosferę świąt. Przez ostatnie dwa tygodnie Jenny była bardzo zajęta. Prace domowe, patrole, korepetycje i przygotowanie balu zabierały jej dużo czasu. Chwile wytchnienia przychodziły podczas wieczorów spędzanych z Sullivanem w jego pokoju. Oglądali filmy, wspólnie grali na pianinie, rozmawiali lub po prostu milczeli. Przez ten czas chłopak dał się poznać z zupełnie innej strony, której ona i chyba nikt w tym zamku nie znał. Nate pomógł jej zamówić zespół i załatwić kilka spraw związanych z dekoracjami. Dzięki jej pomocy poprawił się w polskim i z wypracowania dostał czwórkę. Kiedy pani Collins oddała pracę Jenny czuła się bardzo dumna ze swojego ucznia. Jedyną rzecz, którą martwiła się piękna Niebieska był Joshua Wilson. Ostatnio chodził jakiś smutny i przygaszony i nie chciał powiedzieć o co chodzi. Jen myślała, że Taylor się tym zainteresuje jednak odkąd na imprezie poznała Raya zupełnie przestała interesować się starą "miłością". Jenny nie była zdziwiona ponieważ wiedziała, że przyjaciółka nie jest zbyt stała w uczuciach i w przeszłości miała już wielu chłopaków. Nie zmieniło to jednak faktu, że Jen kibicowała młodej z całego serca i trzymała kciuki za to by tym razem jej się udało.Pani Collins poinformowała Jenny, że Bal odbędzie się 20 grudnia w piątek. Dyrektor stwierdził, że to najbardziej odpowiednia data. Zajęcia w tym dniu się nie odbędą. Uczniowie będą mieli czas na przyszykowanie się na wieczór oraz spakowanie, gdyż następnego dnia większość z nich wyjeżdża na święta do domu. Już w ten piątek, czyli 6 grudnia dyrektor ma poinformować wszystkich o balu, a po południu ma odbyć się wyjazd do pobliskiego miasteczka, aby dziewczyny mogły kupić sobie dodatki i kreacje na bal. Jenny już sobie wyobrażała poruszenie wśród dziewczyn kiedy dowiedzą się o imprezie. Piski, wrzaski i nie wiadomo co. Sama nie rozumiała tego ogólnego podniecenia. Wiedziała, że bal to coś wspaniałego, ale nie wolno zapominać o przyziemnych sprawach.
Oczywiście Jen nie myliła się co do reakcji dziewczyn na wieść o balu. Nie dały skończyć dyrektorowi wypowiedzi, ponieważ zaczęły piszczeć z podniecenia. Pan Bass uciszał je dobrych 10 minut a gdy powiedział, że dzisiaj jest wyjazd do miasteczka kolejny raz w Sali zapanował wielki pisk. Jen śmiała się pod nosem z tych wszystkich dziewczyn ale trudno taka już ich natura. Po skończeniu śniadania udała się na lekcje.
***
Dzień szkolny minął bardzo szybko. Jen właśnie skończyła odrabiać lekcje kiedy do pokoju weszła Tay.
-Hej młoda.
-Cześć. No to mamy bal- Taylor wyraźnie miała dobry humor.
-No mamy mamy- powiedziała normalnym tonem Jen.
-Nie ekscytuje cie to, nie...-pilnie spojrzała na przyjaciółkę- wiedziałaś wcześniej i mi nie powiedziałaś. Ty małpo- wzięła poduszkę i zaczęła wielką bitwę. Kiedy obie się już zmęczyły opadły na łóżko i leżały na plecach wpatrzone w sufit.
-Pewnie masz już kieckę- zaczęła młodsza.
-Nie mam, niby kiedy miałam kupić. Ale ty pewnie masz już partnera- Jen podniosła się żeby zobaczyć reakcje Tay.
-Tak? A niby kogo?- też zmieniła pozycję na siedzącą.
-No jak to kogo? Raya. Spędzasz z nim więcej czasu niż ze mną- pokazała jej języka.
-Jeśli mnie zaprosi to się zgodzę. Świetnie mi się z nim gada. A ty z kim pójdziesz?
Jen od razu pomyślała o Sullivanie ale za chwile przyszła chwila opanowania i stwierdziła, że to raczej nie możliwe. Może i spędzali ze sobą więcej czasu i się tak bardzo nie wyzywali ale robili to w ukryciu. Na przerwie czy w obecności innych nigdy by do siebie nie podeszli i nie zaczęli normalnej rozmowy.
-Nie wiem. Jeszcze jest dużo czasu. Ale pewnie sama, wiesz zajmuję się przygotowaniem tego balu, a to bardzo czasochłonne nawet nie będę miała chwili żeby kogoś zaprosić.
-Histeryzujesz. Ty nie będziesz musiała nikogo zapraszać bo to chłopaki się będą bić o ciebie. Jesteś piękna Jenny- Taylor uśmiechnęła się.
-Dziękuję- przytuliła przyjaciółkę, a później się ubrały i wyszły bo za chwilę pod szkołę miały podjechać autobusy, którymi mieli dojechać do miasteczka.
***  
Jenny przechadzała się ulicami miasteczka. W oknie każdego ze sklepów wisiały już ozdoby bożonarodzeniowe a w środku można było dostrzec ubrane choinki. Jan kochała święta. Wszyscy wtedy byli tacy mili i uśmiechnięci. Uwielbiała gotować wraz z mamą i ubierać choinkę pod którą później znajdowała prezenty z tatą. Współczuła ludziom którzy ten wyjątkowy czas spędzali sami. Jednak do świąt zostało trochę ponad dwa tygodnie więc wróciła myślami do teraźniejszości. Taylor tak jak cała szkoła poszła do Galerii żeby kupić sukienkę. Jen powiedziała, że ma coś do załatwienia i później dołączy, ponieważ chciała kupić coś w spokoju a nie w śród tłumu wrzeszczących nastolatek. Na dworze było zimno i prószył drobny śnieg, co spowodowało, że na twarzy młodej dziewczyny pojawiły się dwa rumieńce. Postanowiła, że wejdzie do jakiegoś sklepu żeby się porozglądać za balową kreacją. Sama nie wiedział dla czego wybrała właśnie ten. Nie wyróżniał się niczym szczególnym. Pociągnęła za klamkę. Równocześnie z jej wejściem zadzwoniły dzwoneczki oznajmiające o przybyciu klienta. Jenny rozejrzała się po pomieszczeniu. Jak w każdym sklepie z ubraniami tak i tu wisiało mnóstwo sukienek, spódnic i bluzek. Jednak zapach olejków dodawał temu miejscu nutkę tajemnicy i uroku.
-Dzień dobry. Mogę w czymś pomóc?- Jenny odwróciła się w stronę kobiety, która wypowiedziała te słowa. Była to starsza pani wyglądająca jak cyganka. Jej obcy akcent zdradzał, że nie pochodziła stąd.
-Dzień dobry. Szukam sukni na bal.
-No dobrze, a konkretnie jaka ona ma być. Długa, krótka, z falbankami czy prosta, zielona czy czerwona? A może czarna?
Kobieta zadała tyle pytań, że Jenny zakręciło się w głowie. Skąd ona ma to wiedzieć? Nie zna się na tym.
-Nie wiem- wybąknęła w końcu.
Kobieta chyba zorientowała się, że Jen nie jest typową dziewczyną i tym razem zadała jej tylko jedno pytanie.
-A twój partner? Jaki jest?
-Wyjątkowy- szepnęła Jen żeby za chwili ugryźć się w język. Przecież ona nie nie ma partnera. Powiedziała wyjątkowy, bo po raz kolejny pomyślała o Sullivanie.
-Poczekaj chwilę. Chyba będę miała dla ciebie coś specjalnego- kobieta uśmiechnęła się a po chwili znikła za jedną z kotar. Jenny stała przez chwilę zastanawiając się czy nie opuścić tego dziwnego miejsca póki ma okazję, ale kiedy się zdecydowała kobieta właśnie wróciła. Wyciągnęła zza swoich pleców suknie, a Jen zdołała powiedzieć tylko jedno słowo
-Piękna.
***
Siedziała w jednej z kawiarni pijąc gorącą czekoladę i zastanawiając się nad słowami kobiety u której kupiła sukienkę. Kiedy wychodziła ze sklepu starsza pani powiedziała, że sukienka będzie pasowała do jego oczu. Skąd wiedziała, że on ma niebieskie oczy? Może była jakąś wróżką czy coś? Jen opanuj się przecież ty nie wierzysz w takie bzdury. A po drugie to wcale nie idziecie razem. Pewnie powiedziała tak i akurat trafiła z tymi oczami. Była tak pochłonięta myślami, że nie zauważyła, że do jej stolika dosiadł się właśnie on.
-Cześć Clark- przywitał się.
Jen był tak zdziwiona, że rozlała czekoladę, którą trzymała w ręce. Nate od razu zaczął wycierać ją serwetkami.
-Nie poparzyłaś się?
-Nic mi nie jest. Czekolada była już zimna.
-Nie wiedziałem, że tak zareagujesz na mój widok- na jego twarzy pojawił się ten charakterystyczny uśmiech.
-Chyba w snach. Po prostu się zamyśliłam, a ty bezczelnie wyrwałeś mnie z tego stanu.
-Acha- z niedowierzaniem kiwał głową, specjalnie żeby ją wkurzyć.
-Sullivan nie wyobrażaj sobie za dużo i lepiej powiedz co chcesz?
-Ja nic. Wszedłem sobie do kawiarni, patrzę ty siedzisz sama przy stoliku to pomyślałem, że się przysiądę.
-A tak na prawdę?- jej brew powędrowała w górę.
-Chciałbym cię o coś spytać.
Nate nie odzywał się przez kilka minut tylko popijał zamówioną wcześniej herbatę.
-No więc?- Jen była bardzo ciekawa.
-Przyjdź dzisiaj o 22 do pokoju to się dowiesz- uśmiechnął się cwaniacko.
-Nie możesz teraz?
-Nie, nie mogę bo za 5 minut mamy autobus.
-O cholera tak długo siedziałam u tej baby?- Jan spytała samą siebie po czym zaczęła się ubierać i wyszła. Nate wzruszył ramionami zdziwiony zachowaniem dziewczyny, ubrał się i również opuścił lokal.
***
Dochodziła 22 a jedna z uczennic zamiast leżeć w ciepłym łóżku spacerowała korytarzami zamku. Szła bardzo cicho a na każdy dźwięk podskakiwała ze strachu. Bała się ciemności a na dodatek mógł złapać ją Hook i dać szlaban. I dlaczego ona się tak poświęca?. Jakby Sullivan nie mógł się spytać czego tam chce o jakiejś normalnej porze. Jeśli ściąga ją tam po jakąś głupotę to ona go chyba zabije. W końcu doszła do pokoju w którym przez ostatnie dwa tygodnie tak często spędzała czas. W pomieszczeniu panował półmrok. Paliło się tylko kilka świec stojących na stole. Nate siedział na kanapie i popijał jakiś napój. Jen również usiadła.
-No więc? Po co ściągnąłeś mnie tu o tej porze?
-Chciałem żebyś sprawdziła mi to wypracowanie z polskiego- pokazał na kartkę papieru leżącą na stole.
-Żartujesz tak?- Jen już zaczynała się denerwować.
-A czy wyglądam jakbym żartował?- rzeczywiście miał grobową minę.
W Jen się zagotowało. Podniosła się do pozycji stojącej i już miała zacząć wykład jak się narażała przychodząc tu, w końcu mogła stracić punkty i zarobić szlaban kiedy on wybuchnął niepohamowanym śmiechem.
-I tak cię zabije? Myślisz, że to śmieszne?!
-A nie? Gdybyś widziała swoją minę.- i znowu zaczął się śmiać.
Jen pomyślała, że rzeczywiście musiała wyglądać zabawnie i po chwili wahania dołączyła do niego. Śmiali się razem.
-Czemu to robisz?- spytała kiedy już się opanowali.
-Ale co?
-Denerwujesz mnie.
-Bo wtedy wyglądasz pięknie- szepnął jej do ucha. Po jej ciele przeszły dreszcze. Było tak za każdym razem  kiedy znajdowali się bardzo blisko siebie. Po chwili zza pleców wyją dużą czerwoną różę do której przyczepiony był bilecik i wręczył dziewczynie. Jen była bardzo zaskoczona, ale szybko się opanowała i przeczytała karteczkę.
-Tym razem nie dam się nabrać- odparła poważnie.
-Tym razem nie żartuję.
Dziewczyna spojrzała na niego przenikliwym wzrokiem. Skąd miała wiedzieć, przecież był świetnym aktorem, kłamcą. Zawsze starannie ukrywał to co czuje.
-Nie wierze ci.
-Jak mam ci udowodnić?
-Nie wiem, ale nawet gdybym się zgodziła to jak sobie to wyobrażasz? Ja i Ty, Niebieska i Czerwony, biedaczka i arystokrata. Wiesz jak wszyscy byliby zaskoczeni?
-Obchodzi cię to? Zrób coś kiedyś dla siebie, nie zwracając uwagi na opinie innych.
Jenny jeszcze raz przeczytała zdanie z karteczki:
Pójdziesz ze mną na bal?
-Zgoda- odpowiedziała.
Dała ponieść się ryzyku, bo podobno kto nie ryzykuje ten nie pije szampana.  

               

sobota, 23 marca 2013

Opowiadanie II Tajemniczy pokój

Heh hej :) No i kolejny rozdział napisany :D Jest długi i mam nadzieję, że się wam spodoba. Słuchacie piosenek, które dodaje do rozdziałów czy mam przestać to robić? 
P.S. Po wczorajszym meczu znowu możemy zaśpiewać: Nic się nie stało, Polacy nic się nie stało... 

~Kocha się za nic. Nie istnieje żaden powód do miłości. ~ Paulo Coelho 
Shayne Ward- No promises

Kiedy otworzyła oczy nie była pewna czy to, co stało się wczoraj było tylko snem, pomysłem jej głupiej wyobraźni. Jednak po chwili dotarła do niej prawda. Całowała się z Sullivanem a później przyznała przed samą sobą, że się w nim zakochała. Spojrzała na zegarek. Właśnie dochodziła 9. Na szczęście miała jeszcze godzinę do lekcji. Dzisiaj zaczynała późnej, ponieważ pani Collins pojechała na jakąś konferencje a im odwołano zajęcia. Zwlekła się z łóżka i poszła do  łazienki żeby wziąć prysznic. Taylor nie miała tego szczęścia co ona i dzisiaj musiała wstać dużo wcześniej. Jen zastanawiała się przez chwilę jak jej się to udało przecież była okropnym śpiochem. Stwierdziła, że dopyta się później nie tylko o to, ale też o dalszą część zabawy. Po porannej kąpieli ubrała się i postanowiła, że zostało jej wystarczająco dużo czasu żeby się przejść po błoniach.
Kiedy otworzyła drzwi strumień zimnego powietrza uderzył w jej twarz. Był  początek listopada więc pogoda nie mogła ich rozpieszczać. Mimo zimna dziewczyna nie zrezygnowała ze spaceru. Stwierdziła, że rześkie powietrze pomoże jej w myśleniu. Opatuliła się chustą włożyła ręce do kieszeni kurtki i ruszyła. Wiatr mocno wiał powodując bałagan z włosami na jej głowie podobny do tego w środku. Przyznała się przed sobą, że się zakochała ale co z tego? Przecież nie pójdzie i nie rzuci się mu na szyję oznajmiając to co ma w sercu. Wiedziała, że to ciągle jest Sullivan, a nie książę na białym koniu. W co ja się wpakowałam pytała samą siebie, jednak odpowiedź znikąd nie przychodziła. Tylko kiedy, w którym momencie? Bała się tego uczucia. Miała z nim patrole i korepetycje, nie wiedziała jak on na to zareagował. Przecież już miał tyle dziewczyn więc niby dlaczego miałby zwrócić uwagę na nią. Byli z zupełnie innych światów. Arystokrata i kopciuszek. Zaśmiała się pod nosem. To takie głupie i nierealne.
Doszła  do jeziora. Pod drzewem które stało nieopodal stała postać wpatrująca się w taflę wody. Jen podeszła bliżej. Rozpoznała Joshue.
-Cześć. A co ty tu robisz?- spytała wyrywając go z letargu.
-Hej. Wyszedłem się przewietrzyć i pomyśleć- odparł- a ty?- dodał po chwili.
-W tym samym celu co ty- uśmiechnęła się delikatnie- jak tam po wczorajszej/dzisiejszej imprezie? A właśnie chciałeś mnie wczoraj o coś zapytać?- przypomniało jej się.
-To już nic ważnego. Powinniśmy już wracać zaraz zaczynają się lekcje- zmienił temat.
Jen kiwnęła głową. W drodze powrotnej nie rozmawiali. Dziewczyna czuła, że Joshua ma jakiś problem ale nie chce jej powiedzieć. Nie chciała naciskać, bo mogło chodzić o Taylor więc na razie się wstrzymała. Po kilku minutach byli w ciepłym zamku i rozeszli się do własnych pokoi żeby zostawić kurtki a wziąć torby z książkami i udać się na lekcje.
Kiedy Jeny szła pod klasę spostrzegła, że niektórzy dziwnie się na nią patrzą. Nie wiedziała o co chodzi. Czyżby była rozmazana, miała coś przyklejone na plecach? Weszła do łazienki i przyjrzała się sobie w lustrze. Wszystko było w porządku. Nagle z jednej z toalet wyszła Adrianna.
-Cześć Ade co się dzieje? Wszyscy się na mnie dziwnie patrzą. Ubrałam się źle czy co?- spytała
-Cała szkoła gada o wczorajszej imprezie u Czerwonych na której byłyście z Tay- uświadomiła ją koleżanka z ławki.
O cholera w tej szkole wieści rozchodzą się z prędkością światła. Ciekawe jak radzi sobie Tay zastanawiała się Jen stojąc już pod klasą od matematyki. Wśród uczniów nie dostrzegła czarnej czupryny Sullivana i poczuła chwilowa ulgę. Nie wiedziała czego ma się po nim spodziewać. Miała nadzieję, że tak jak po pierwszym pocałunku nikt o niczym się nie dowie. W pewnym momencie doskoczył do niej Dan i wyrwał ją z rozmyślań swoim krzykiem.
-Możesz do nich chodzić, ale bez mojej siostry rozumiesz- jego twarzy była czerwona od złości.
-Nie, nie rozumiem. Ona sama może decydować o tym gdzie chodzi i z kim, a tobie nic do tego- mówiła równie głośno Jen.
-To moja siostra. A ty może powinnaś się przepisać do Czerwonych skoro ci się tam tak podoba- nadal się wydzierał.
-Tam przynajmniej są inteligentne osoby a nie takie jak ty Dan- tymi słowami go ugodziła. Doskonale wiedziała, że Archibald ma problemy z nauką, od trzech lat mu pomagała. Aż do teraz.
-Jesteś zwykłą szmatą- wycedził przez zęby.
Jen zatkało, nie wiedziała co powiedzieć. Nigdy nie spodziewała się czegoś takiego po swoim przyjacielu?
-Przeproś ją- usłyszała zza swoich pleców ten charakterystyczny głos. Ciarki przyszły po całym jej ciele. Co on robi? Od razu przyszło jej do głowy.
-O kogo my tu mamy, Sullivan. A od kiedy to jesteś obrońcom ubogich i uciśnionych?- każde słowo Dana raniło serce Jen coraz bardziej. Wiedziała, że to koniec tej przyjaźni. Padło już za dużo słów, a przecież to jeszcze nie koniec.
-Przeproś ją- powtórzył jeszcze raz ze stoickim spokojem Nate. Nikt innym się nie odzywał. Cała grupa uczniów zebrała się w okrąg i przyglądała się te mu co się dzieje. Dan głośno się roześmiał.
-A to dobre. Jeszcze nie tak dawno sam ją wyzywałeś- wypomniał mu.
-Nigdy nie obraziłem w ten sposób kobiety. A twój móżdżek jest na tyle mały, że nie przyswoił chyba informacji, że kobiet się nie bije i nie obraża takimi słowami.- mówił ciągle spokojnie, ale w środku się w nim gotowało i miał ochotę rzucić się na Dana i zadać mu kilka ciosów za to jak nazwał Clark.
-Noc musiała być naprawdę upojna skoro jej tak bronisz- mówił Dan.
Tego już było za wiele Nate nie wytrzymał. Podszedł do Archibalda i walnął go z pięści prosto w twarz. Ten upadł na podłogę i złapał się za nos z którego zaczęła lecieć krew. Nawet Liam najlepszy przyjaciel Dana nie zareagował, bo wiedział, że za te słowa mu się należało. Sam miał mu ochotę walnąć mu w pysk. Sullivan kucnął przy Archibaldzie, schylił się i powiedział
-Teraz już wiesz, że kobiet się nie obraża, szczególnie takich jak ona- dodał już ciszej tak, że usłyszał go tylko Dan. Po chwili zadzwonił dzwonek i drzwi do klasy się otworzyły. Grupy uczniów zaczęły się rozchodzić. Jen, która stała jakby ktoś zamienił ją w słup soli także ruszyła w stronę klasy. Przechodząc obok Nate szepnęła krótkie ale stanowcze dziękuję. 
                                                             ***
Do obiadu już cała szkoła wiedziała o zajściu pod klasą matematyki. Jenny siedziała przy stole Niebieskich dłubiąc w talerzu. Nie miała ochoty na jedzenie, chociaż od wczorajszej kolacji nic nie jadła. W pewnym momencie dosiadła się do niej Taylor.
-Cześć. Słyszałam co się stało. Bardzo cię przepraszam za Dana to straszny idiota. Nie wiem jak mógł powiedzieć o tobie coś takiego. Już go opieprzyłam. Dziękuję, że mnie broniłaś- przytuliła ją i dała buziaka w policzek. Jenny lekko się uśmiechnęła.
-Nie ma za co. Przez tą imprezę mamy same kłopoty. Powiedz chociaż jak ci się podobało i jak Joshua?
-Było świetnie- blondi od razu poprawił się humor na myśl o wczorajszej zabawie- Czerwoni wcale nie są tacy źli, oczywiście nie wszyscy byli mili, ale się wytańczyłam. Ray to naprawdę super chłopak, a Joshua zniknął zaraz po tobie. O właśnie a ty gdzie się podziewałaś?
Jenny nie chciała mówić o tym co robiła i z kim więc skłamała.
-Źle się czułam, poszłam do pokoju się położyć, ale cieszę się, że tobie się podobało- obdarzyła przyjaciółkę czułym uśmiechem.
-Tak bardzo. Jak będziesz miała jeszcze jedno takie zaproszenie to ja jestem chętna- dodała od razu, a później zaczęła nawijać o tym jak się dzisiaj ubrały dziewczyny z jej klasy. 
                                                              ***
Jenny wracała już z ostatniej lekcji kiedy na korytarzu spotkała panią Collins. Widocznie szybko wróciła z tej konferencji. Nauczycielka zaprosiła ją do swojego gabinetu mówiąc, że chce porozmawiać. Jen myślała, że polonistka wie już o bójce i chce wyciągnąć z niej konsekwencje w końcu była opiekunem jej skrzydła.
-Usiądź proszę- wskazała krzesło. Dziewczyna rozsiadła się na dużym fotelu.- jeszcze nikt o tym nie wie i mam nadzieję, że jeśli ci powiem się nie dowie- zaczęła profesorka- ja i pan dyrektor Bass wpadliśmy na pomysł żeby w tym roku urządzić Bal Bożonarodzeniowy- Jenny cały czas pilnie słuchała i trochę się rozluźniła kiedy nauczycielka nie wspominała o bójce. Widocznie nic nie wie pomyślała- jest dopiero listopad, ale czas szybko leci i trzeba zacząć załatwiać już zespół, robić jakieś dekoracje i wymyślić atrakcje.   Wiem, że masz dużo na głowie, ale pomyślałam, że zorganizowałabyś to najlepiej, a oprócz tego jesteś Prefektem. Oczywiście pomoże ci pan Sullivan- na dźwięk nazwiska chłopka Jenny zrobiło się cieplej na sercu i lekko drgnęła- mam nadzieje, że dasz sobie radę.
-Postaram się. To świetny pomysł.
-Tylko proszę cię nie mów nic nikomu z wyjątkiem pana Sullivana, gdyby dziewczyny się dowiedziały przez dwa miesiące nie mówiłby o niczym innym a przecież jesteśmy w szkole.
-Oczywiście pani profesor.
-Dziękuję. Już cie nie zatrzymuje.
-Do widzenia.- powiedziała Jen po czym opuściła gabinet nauczycielki polskiego.
                                                           ***
Dziś był poniedziałek więc przed 17 Jen udała się do centrum korepetycji żeby przeprowadzić kolejną lekcję z Natem. Najpierw pocałunek dzisiaj ta obrona zapowiadały, że nie będzie to normalna lekcja. Kiedy wybiła umówiona godzina w klasie pojawił się Czerwony. Usiadł przy stoliku a po chwili zapytał
-Wszystko w porządku?
-Tak, jeszcze raz dziękuję- uśmiechnęła się smutno- zaczynajmy.
Dała mu kilka zadań a sama zaczęła po raz kolejny dzisiaj zastanawiać się nad zachowaniem Dana. Bolało ją to, cholernie bolało. Myślała, że to przyjaźń z rodzaju tych na śmierć i życie. jak bardzo mogła się mylić. Nate spoglądał na nią co jakiś czas.Wiedział, że myśli o idiocie Archibaldzie i cierpi przez niego. Przerwał pisanie. Nie mógł dłużej patrzeć na jej smutną i obojętną twarz.
-Idziemy stąd- oznajmił.
-Co?- Jen szczerze się zdziwiła.
-Idziemy. Wiem o czym myślisz. Nie powinnaś, nie jest tego wart.- powiedział po czym wstał i podał jej rękę.
-Nie możemy. To już druga lekcja, która nie dobiega końca.
-Są ważniejsze rzeczy w życiu niż nauka.
Jenny zgodziła się. Po chwili szli już korytarzem. Są ważniejsze rzeczy niż nauka brzmiały w jej głowie słowa Sullivana. Miłość, przyjaźń, rodzina, szczęście. Ona miała dla kogo żyć. Przecież na Danie nie kończy się świat, jest jeszcze Liam, Taylor Joshua, Ade, Lav, Ray i wiele innych no i on Sullivan.
-Gdzie mnie prowadzisz?- spytała zaciekawiona Clark
-Już blisko.
Rzeczywiście po chwili stanęli przed jakimiś drzwiami.
-Otwórz- szepnął Nate.
Jenny pociągnęła za klamkę i weszła do środka. Chłopak zapalił światło i oczom dziewczyny ukazał się ogromny pokój. Rozejrzała się a w jej oczach błysnęły iskierki podziwu. Ściany w pokoju były w barwach wrzosu. W jednym rogu stało czarne pianino. Na ścianie wisiał ogromny telewizor przed którym stała równie duża kanapa. W innym miejscach stały czarne szafki z jasnymi obiciami.
-Co to za pokój?- zapytała zdumionym głosem Jen.
-Ojciec mi go załatwił. Chodź- pociągnął ją za rękę i usiedli na kanapie- chcesz coś do picia? Mam sok, wino, piwo- i zaczął wyliczać różne napoje i trunki.
-Może wina- odparła Jen. Po dzisiejszych emocjach stwierdziła, że będzie najlepsze. Po chwili na stoliku znajdującym się przy kanapie stały już dwie lampki czerwonego wina.
-Jaki chcesz obejrzeć film?- spytał Nate.
-Nie mam ochoty na oglądanie- wzrok przeniosła na pianino- grasz?
-Czasami- odparł.
Jenny wstała upiła łyk wina i podeszła do instrumentu. Usiadła przy nim po czym zaczęła grać jakąś nieznaną Sullivanowi melodię. Kiedy wyszedł z pierwszego szoku zajął miejsce przy niej i z bliska obserwował jej twarz wyrażającą tyle emocji i jej palce sunące zgrabnie po klawiszach. Dziewczyna miała zamknięte oczy i była w swoim świecie. Dopiero po kilku minutach skończyła grać.
-Nie wiedziałem, że umiesz grać.
-Wielu rzeczy o mnie nie wiesz- uśmiechnęła się- ty i inni- dodała.
-Ale chciałbym się dowiedzieć- złapał ją za rękę.
Jenny przeniosła wzrok do tej pory wpatrzony w obraz, który wisiał nad pianinem na chłopaka. W jego oczach po raz kolejny zobaczyła te iskierki co wczoraj i już wiedziała co się za chwile stanie. Ich usta złączyły się w kolejnym namiętnym pocałunku. Tym razem kiedy się od siebie oderwali nie uciekła, ale się lekko uśmiechnęła.
-Nauczyłam się grać w Domu Kultury w naszej dzielnicy, dawno tego nie robiłam.
-A ta melodia?- zapytał kiedy przenieśli się na kanapę.
-Sama ją napisałam- powiedziała jakby to była rzecz, którą każdy robi na co dzień. Później zaczęła mówić o pomyśle dyrektora i o tym co oni mają z tym wspólnego. Przedstawiła mu własną koncepcję. Z niektórych pomysłów się śmiał inne wprawiły go w zachwyt. Siedzieli tak przez kilka godzin gadając o wszystkim i niczym. Przez ten czas Jenny zupełnie zapomniała o dzisiejszych przykrych zdarzeniach. Poznała lepiej Sullivana i to się dla niej teraz liczyło. Kiedy było już naprawdę późno Sullivan odprowadził ją pod drzwi jej pokoju.
-Dziękuję za dzisiaj. Naprawdę mi pomogłeś.
On nic nie powiedział tylko kolejny raz ją pocałował.
-Tylko o nim nie myśl- rzucił jeszcze za nim odszedł- dobranoc.
Jenny z uśmiechem na twarzy weszła do pokoju. Wiedziała, że dzisiaj będzie myślała tylko o Sullivanie. Wiedziała też, ze zakochała się w wyjątkowej osobie.              

sobota, 16 marca 2013

Opowiadanie II Zakochałam/em się

Witam :) To co napisałam nie można określić mianem rozdziału, ponieważ jest baaardzo krótkie. Dodałam to, bo chciałam opisać tylko ich przeżycia tuż po pocałunku. W następnym rozdziale będę miała dla Was niespodziankę :D 

~Kropla miłości znaczy więcej niż ocean rozumu.~ Blaise Pascal 

Puede Ser- El Canto del Loco
Księżyc świecił tej nocy naprawdę jasno odbijając się w tafli jeziora i stwarzając atmosferę tajemnicy. Ta noc była po prostu wyjątkowa. Szatynka, która jeszcze 10 minut temu była na wieży astronomicznej i całowała się z przystojnym brunetem siedziała teraz na parapecie w swoim pokoju i przyglądała się temu ogromnemu księżycowi. Po przerwaniu pocałunku uciekła. Wystraszyła się tego, że coś do niego poczuła. Przecież nie mogła. To był Sullivan, jej wróg i zupełne przeciwieństwo. Co by się stało gdyby Dan i Liam się dowiedzieli, gdyby dowiedziała się jego rodzina i cała szkoła? Oni po prostu do siebie nie pasowali i nie mogli być razem. Przypomniała sobie ich pierwszą konfrontację z pierwszej klasy kiedy powiedział, że dla takich jak ona w tej szkole nie ma miejsca. Bardzo ją to zabolało jednak ten obrazy szybko się rozmył i pojawił się następny. Zobaczyła iskierki w jego oczach tuż przed dzisiejszym pocałunkiem. Wiedziała, że nie jest mu obojętna. Dla niej te dwa pocałunki były czymś wyjątkowym, czego  jeszcze nigdy nie doświadczyła. Owszem całowała się wiele razy, ale to co czuła kiedy jej wargi stykały się z jego było niesamowite. Oblewała ją fala gorąca i przyjemnych dreszczy. Rozsądek, którym kierowała się w życiu ulatniał się jak gaz do atmosfery. Zagłuszyło go porządanie. Bała się tego uczucia, bała się, że posunie się za daleko,że nie panuje nad sobą. Nie chciała dopuścić do siebie myśli, że ona i on mogliby być razem... I znowu przypomniała sobie mecz, jego bramkę i swój uśmiech na twarzy i już nie mogła się dłużej oszukiwać zakochałam się w nim przyznała przed samą sobą. Granica między miłością a nienawiścią okazała się naprawdę krucha. Na jej usta wpełznął delikatny uśmiech.
                                                             ***
Nadal stał na wieży i przyglądał się księżycowi. Nie przeszkadzało mu zimno, nie odczuwał go. Coś od środka sprawiało, że było mu gorąco. Jeszcze kilkanaście minut temu całował się z Clark. Czy to możliwe? Dotknął palcami ust. To dział się naprawdę stwierdził. Nieskazitelna, czysta jak łza Clark i on w zestawieniu z nią niczym seryjny morderca. Poczuł coś nieznanego. Jakieś ciepło w miejscu w którym każdy ma serce. A więc tak czują się ludzie zakochani pomyślał. A ojciec powtarzał, że miłość nie istnieje. Kolejny raz się mylił...           

sobota, 9 marca 2013

Opowiadanie II One and only

Dodaję kolejny rozdział. Miał być wczoraj z okazji Dnia Kobiet ale nie zdążyłam ;/ Więc z małym opóźnieniem (mam nadzieję że mi wybaczycie) życzę Wam kochane kobietki szczęścia, miłości, księcia z bajki przy Waszym boku i dużo uśmiechu w tej szarej rzeczywistości naszego życia. Nie rezygnujmy z marzeń! :) Włączcie podkład w odpowiednim momencie (tworzy się nastrój o który mi chodziło).

~Miłość kpi sobie z rozsądku. I w tym jej urok i piękno.~ Andrzej Sapkowski


Przed drzwiami pokoju wspólnego Czerwonych można było dostrzec dwie ładnie ubrane dziewczyny. Blondynka miała na sobie czarną koronkową sukienkę, która kończyła się przed kolanem, czerwone szpilki i czerwone dodatki. Szatynka natomiast kremową sukienkę w której wyglądała niewinnie i pięknie jak anioł.
-Mam wątpliwości- powiedziała Jen.
-Teraz już za późno- spojrzała na nią blondi po czym zapukała do drzwi- będzie dobrze- zdążyła jeszcze szepnąć nim drzwi się otworzyły. Stał w nich ku uldze Jen Joshua. Ubrany był w jeansy i koszulę, a jego włosy były w nieładzie. Dodawało mu to uroku i sprawiało, że wyglądał jak niegrzeczny chłopiec. Oczywiście w rzeczywistości taki był, chociaż nie zawsze. Przez ten czas Jenny bardzo go polubiła i spędzała z nim dużo czasu. Zawsze mieli o czym rozmawiać a kiedy miała zły nastrój przyjaciel ją pocieszał. Tak, już mogła nazywać go tym mianem. Czasem miała wrażenie, że on przez ten miesiąc poznał ja lepiej niż Tay, Liam i Dan przez trzy lata.
-Cześć dziewczyny. Nie stójcie tak zapraszam- przesunął się tak by mogły wejść.
Jenny nigdy nie była w pokoju wspólnym Czerwonych. Od razu omiotła wzrokiem pomieszczenie. Pokój był mniej więcej tej samej wielkości co ten u nich. Ściany były w różnych odcieniach czerwieni. W rogu stał prowizoryczny bar jak domyśliła się dziewczyna postawiony tam tylko na czas imprezy. Dalej można było zauważyć sprzęt stereo, stół z przekąskami i kanapy na których siedziało kilka osób.
-Ślicznie wyglądacie- powiedział tym razem przyglądając im się dokładnie.
-Dziękujemy- odpowiedziała Jen i spojrzała na Tay. W tej chwili przypomniała sobie, że jeszcze ich sobie nie przedstawiła- wy się jeszcze nie znacie. Taylor to jest Joshua, Joshua to moja najlepsza przyjaciółka Taylor.
Dziewczyna i chłopak podali sobie ręce.
-Miło mi cię poznać, dużo o tobie słyszałem.
-Mam nadzieję, ze same dobre rzeczy- tu przeniosła swój wzrok na Jen.
-Oczywiście- uśmiechnął się- może się czegoś napijecie?- zaproponował
-Chętnie- odpowiedziały równocześnie.
Jenny szła za Joshuą i rozglądała się na boki. Nigdzie nie mogła dostrzec tych czarnych włosów. Bardzo denerwowała się przed tą imprezą. Nie wiedziała jak będą się zachowywać inni Czerwoni wobec jej i Tay, a na dodatek był Sullivan. Ich relacje się ociepliły. Jen często myślała też o pamiętnym pocałunku w dniu jej osiemnastych urodzin. Nie wiedziała co nimi wtedy kierowało, ale ten pocałunek był cudowny. Nie żałowała tego, co bardzo ją denerwowało i niepokoiło. Co się działo z tą kujonką która kiedyś nigdy by nie zrobiła tego co teraz.
-Co chcesz do picia?- dobiegł ją głos Joshuy.
-Obojętnie. Najlepiej jakiegoś drinka.
Po chwili siedzieli na kanapie popijając trunki i gadając. Po minie Taylor można było stwierdzić, że jest zachwycona. No to ma u mnie dług pomyślała Jen pociągając słomką i upijając trochę napoju.
-Idziemy zatańczyć- oznajmił chłopak- idziesz z nami?
-Za chwilę dołączę.
Nie chciała wpychać się pomiędzy nich. Teraz będą mieli okazję, żeby się lepiej poznać. Może dzisiaj chociaż jedna z nich wyjdzie stąd szczęśliwa pomyślała po czym znowu pociągnęła ze swojego drinka.
-Zatańczysz?- usłyszała pytanie
Spojrzała do góry i zobaczyła przystojnego blondyna z niebieskimi oczami.
-Chętnie- odpowiedziała. Denerwowała się, że nigdzie nie ma Sullivana. Chociaż nie chciała tego przyznać to przyszła tu dla niego. Czuła się źle bo on ją olał. Postanowiła, że będzie się bawić z nim czy bez niego.
-Jestem Ray- przedstawił się chłopak.
-Jenny- odpowiedziała.
Po chwili wirowali już do jednej z piosenek. Ray tańczył bardzo dobrze a Jen nie odstawała. W jednej chwili zapomniała o Sullivanie. Przetańczyli kilka utworów po czym skierowali się w stronę baru. Chłopak zamówił im po drinku. Jen rozglądała się za przyjaciółką i Joshuą. Zauważyła, ze idą w jej kierunku.
-Teraz ty musisz ze mną zatańczyć- odpalił od razu Joshua.
-Teraz?
-Tak- zrobił głupkowatą minę.
-Nie dręcz mojej partnerki- wysunął się Ray, który odebrał właśnie drinki.
-Widzę, że już poznałaś największego podrywacza tutaj- uśmiechnął się Joshua.
-Nie ma to jak przyjaciel, który przedstawi cię w dobrym świetle.
-Żartowałem oczywiście. Ray jest najmądrzejszym i najbardziej odpowiedzialnym Czerwonym- poprawił się Joshua.
-Teraz lepiej.
-Ale my tu gadu gadu a ja nadal nie zatańczyłem z Jen.
-Dobra chodźmy tylko już nic nie mów- uśmiechnęła się dziewczyna.
Nie minęła minuta a wirowali na parkiecie. Po kilku szybszych piosenkach DJ puścił coś wolniejszego.
-Nareszcie chwila wytchnienia- położyła ręce na ramionach chłopaka a on objął ją w tali- i jak Tay?- spytała.
-Dobrze.
-Tylko dobrze?- zdziwiła się.
-Bo wiesz ja...- nie zdążył dokończyć, bo muzyka się zmieniła i doskoczyli do nich Tay z Rayem.
Jenny wykręciła się, że nie ma już siły i że jak odpocznie to do nich dołączy. Ciekawiło ją co Joshua chciał powiedzieć. Nagle odeszła ją ochota na tańce i całą imprezę. Nadal nigdzie nie było Sullivana. Spojrzała jeszcze na wariujących na parkiecie przyjaciół i Raya po czym skierowała się do drzwi i wyszła. Nie chciała wracać do pokoju więc poszła na wieże astronomiczną. Kochała gwiazdy i noc dlatego często tam przesiadywała. Dzisiaj księżyc świecił bardzo mocno sprawiając, że było jasno. Powiewał lekki wietrzyk było dość chłodno, ale jej to nie przeszkadzało. Wyszła na balkonik i złapała się barierki. Przymknęła powieki by przez chwilę poczuć się wolną.
-Co tu robisz?- do jej uszu dotarł tak dobrze znany głos.
-Stoję?- zapytała retorycznie nadal stojąc w tej samej pozycji z zamkniętymi oczami.
-Zmarzniesz.
-Czyżbyś się martwił?
-Nawet jeśli to co?- zaatakował.
Nie odpowiedziała. Ten człowiek wywoływał w niej tak skrajne uczucia. Czasami miała ochotę go zabić innym razem uśmiechać się do niego.
-Zatańczymy?- zapytał
-Nie ma muzyki- odpowiedziała zdziwiona.
Wtedy Sullivan wyjął telefon a z głośnika zaczęły wydobywać się pierwsze nuty (Adele-One and only)
Otworzyła oczy i obróciła się w jego stronę. Wyciągnął do niej rękę a Jen pokiwała głową po czym położyła swoją dłoń na jego. Położył jej ręce na swojej szyi i zaczęli kołysać się w rytm muzyki.
-Nie było cię na własnej imprezie- zagadała Jen i spojrzała w jego oczy.
-Byłem- odpowiedział. Nie chciała zaprzeczać ponieważ wynikła by tylko z tego kolejna kłótnia. Nie widziała go, była pewna.
-Pięknie wyglądasz- szepnął jej do ucha.
Po jej ciele przebiegły dreszcze. Kolejny raz kiedy z nim była. Zamknęła oczy i położyła głowę na jego ramieniu. Dała ponieść się chwili. Było jej tak dobrze. Zapach jego perfumy uderzał w jej nozdrza przyjemnie je pieszcząc.
On upajał się jej zapachem, całą jej osobą. Nie pokazał się jej na imprezie chociaż cały czas tam był i ją obserwował. Wyglądał tak pięknie. Miał ochotę porwać ją z pokoju i sprawić by nikt oprócz niego na nią nie patrzył. By była tylko jego. Na początku chciał ją tylko przelecieć. Kolejna laska, która by mu się nie oparła, ale teraz zmienił zdanie. Poczuł, że chce ją mieć na zawsze. Przyszło mu do głowy, że mógłby tak tańczyć całą wieczność, jednak piosenka się skończyła.
Jen podniosła głowę z jego ramienia, ale nie zabrała rąk. Jeszcze raz spojrzała w jego lazurowe oczy. Tryskały iskierkami. Czy szczęścia? Nate przejechał opuszkami palców po jej policzku. Kolejny raz przeszły ją dreszcze, ale nie ruszyła się. Jeszcze raz spojrzał w jej lśniące brązowe oczy, po czym zaczął zmniejszać odległość między ich twarzami. Jego usta zetknęły się z jej malinowymi wargami. Zaczął je delikatnie pieścić upajając się tą chwilą jak tylko mógł. Nigdy nie czuł czegoś takiego kiedy całował dziewczynę a Clark sprawiła, że jego zmysły szalały. Po kilku chwilach pogłębił pocałunek. Po raz drugi badał jej podniebienie a później ich języki zaczęły tańczyć dziki taniec. Jenny i Nate wkładali w ten pocałunek pasję. I w niej i w nim coś drgnęło. Oboje coś zrozumieli, ale czy się do tego przyznają? 
Minuty mijały a na małym balkoniku na wierzy astronomicznej w świetle księżyca nadal można było dostrzec całującą się parę.

środa, 6 marca 2013

Opowiadanie II Niepewność

Hej wszystkim. Napisałam rozdział, ale jest krótki i mało w nim opisów. Nie dość, że nic mi się nie układa to jeszcze zachorowałam ://  Czasami to bym chciała rzucić to wszystko, zostawić te problemy i wyjechać gdzieś bardzo daleko, żeby mieć spokój i o niczym nie myśleć. Szkoda, że tak się nie da.
P.S Dziękuję, że jesteście.  Kocham Was <3

~Dlaczego mam słuchać serca? Bo nie uciszysz go nigdy. I nawet gdybyś udawał, że nie słyszysz, o czym mówi, nadal będzie biło w twojej piersi i nie przestanie powtarzać ci tego, co myśli o życiu i świecie.~ Paulo Coelho 


Wstała jak zwykle bardzo wcześnie,  ale tym razem odpuściła sobie bieganie. Z wczorajszego słońca i piękniej pogody nic nie zostało. Za oknem było szaro, ponuro i padał deszcz. Jednak to nie przeszkodziło jej być w wyśmienitym humorze. Poszła do łazienki wziąć prysznic cały czas podśpiewując sobie pod nosem. Kiedy wyszła z niej już z wysuszonymi i ułożonymi włosami Tay nie spała.
-Cześć słońce- przywitała ją Jen.
-Cześć. A co ty masz dzisiaj taki dobry humor?
-Tak po prostu, nie można?
-Można, można ale to podejrzane.
-Mam dla ciebie niespodziankę- Jen przeszła do konkretów.
-Wysłałaś mojego brata w kosmos?- zażartowała Tay.
-Nie, ale muszę o tym pomyśleć.
-No więc o co chodzi?- dopytywała się blondynka.
-Idziemy na imprezę- krzyknęła.
-Jak, gdzie kiedy?
-Dzisiaj w pokoju wspólnym Czerwonych, dostałam zaproszenie od Sullivana.
-Co? Impreza u Czerwonych? No nie wiem, chłopaki nas zabiją jak się dowiedzą.
-Tay chcę zapoznać cię z Joshuą a to będzie najlepsza okazja, a chłopakami się nie przejmuj przecież my nie robimy nic złego- namawiała ją Jen.
-No w sumie czemu nie- zgodziła się młodsza.
-To ustalone, że idziemy a teraz lecę na śniadanie bo jestem głodna a później muszę skoczyć do biblioteki.
-O 16 w pokoju, musimy się naszykować.
-O 17, wcześniej mam korepetycje- uśmiechnęła się a później wzięła się za ubieranie. Jak zwykle wybrała sportowe ciuchy i jej ulubione trampki i już jej nie było w pokoju.
                                                                            *
Szła korytarzem na pierwszym piętrze kiedy ktoś zasłonił jej od tyłu oczy. Złapała "napastnika" za ręce żeby wyczuć kto to.
-Liam?
-Jak mogłaś mnie nie rozpoznać- udawał obrażonego.
-Oj tam jako rekompensatę mogę ci dać buziaka- wyszczerzyła się do Joshuy.
-Dwa- negocjował.
Jen pokiwała głową i obdarzyła kolegę buziakami w oba policzki.
-Mogłabyś tak częściej- stwierdził kiedy szli już razem na Salę.
-Nie, nie mogłabym. Jeszcze sobie ktoś coś o nas pomyśli.
-No i co niech myślą, obchodzi cię to?- zatrzymał się żeby spojrzeć jej w oczy.
-Normalnie nie ale w zaistniałej sytuacji tak- oznajmiła.
-Zaistniałej sytuacji?- zdziwił się
-Pogadamy później- powiedziała ponieważ stali już przed salą.
-Powiedz mi teraz- upierał się.
-Jestem głodna,a ty nie dosiądziesz się do stołu Niebieskich bo jakby to delikatnie ująć nie jesteś tam mile widziany. Poza tym tu nie ma spokoju i ciszy.
-Po śniadaniu.
-Po śniadaniu idę do biblioteki- pożaliła się.
-To świetne miejsce na taką rozmowę- uśmiechnął się wyraźnie z siebie zadowolony.
-Ale...-nie zdążyła dokończyć bo przerwał jej w pół zdania.
-Nie ma żadnego ale- pocałował ją w policzek, a kiedy przekroczył już drzwi od sali rzucił krótkie- smacznego. Jen nie pozostało nic innego podążyć w jego ślady, najeść się i przemyśleć jak mu powiedzieć o tej delikatnej sprawie.
                                                                           *
-No więc o co chodzi?- spytał Joshua. Siedzieli w bibliotece przy swoim stoliku.
-To delikatna sprawa- zaczęła dziewczyna- Znasz Taylor Archibald, to moja najlepsza przyjaciółka, mamy razem pokój.
-Co z nią?- dopytywał się Czerwony.
-Podobasz się jej- wypaliła- po tym jak się pogodziliśmy obraziła się na mnie, bo myślała, że my, no wiesz... chodzimy ze sobą.
-Ty moją dziewczyną bardzo kusząca propozycja- żartował chłopak.
-Joshua to wcale nie jest śmieszne- upomniała go.
-No ale co ja mam zrobić?
-Dzisiaj będziemy u was na imprezie zatańcz z nią, pogadaj to bardzo fajna i miła osoba- przekonywała go Jen.
-Będziecie na imprezie? Kto was zaprosił?
-Sullivan zaprosi mnie powiedział, że mogę kogoś zabrać- wyjawiła nieśmiało.
-No, no no- był wyraźnie zadowolony.
-Co? To chyba nic złego pomogłam mu w ułożeniu taktyki.
-Czy ja coś mówię- podniósł ręce do góry w obronnym geście.
Jen wstała bo za chwilę miał być dzwonek.
-Tylko nie mów mu, że się zgodziłam, chcę go potrzymać jeszcze trochę w niepewności- uśmiechnęła się przebiegle i już jej nie było.
                                                                            *
Wszedł do klasy wyraźnie zdenerwowany, chociaż nie było tego po nim widać. Cały dzień czekał na odpowiedź ze strony Clark, ale ta jak na złość go unikała. Zastanawiał się czy przyjdzie i był bardzo zirytowany tym, że tak długo musi czekać na jej odpowiedź. Usiadł przy stoliku po czym uniósł wzrok do góry, żeby na nią spojrzeć. Przeglądała jakieś kartki lekko się przy tym uśmiechając. Jest taka piękna pomyślał od razu żeby później skarcić się tym, że reaguje tak na jej widok. Nie mógł nic poradzić na to, że ta dziewczyna miała w sobie coś wyjątkowego, jakąś tajemnicę a on zauważywszy to po trzech latach próbował ją odkryć i poznać. Nie wiedział co się ostatnio z nim dzieje i nie był pewny czy chce wiedzieć. Postanowił, że będzie żył chwilą.
-Zdecydowałaś się już?- spytał
-Na co?- udała, ze nie wie o co chodzi tylko po to żeby go zdenerwować.
-Czy przyjdziesz na imprezę.- odpowiedział zachowując spokój w głosie, chociaż w środku gotowało się w nim.
-A co tobie tak zależy?- nie odpuszczała.
-Jestem po prostu uprzejmy- stwierdził. Zaraz zwariuje pomyślał.
-Dokończymy poprzednią lekcje i ci powiem- skończyła przy najmniej na razie temat imprezy.
Siedział na korepetycjach wpatrując się w kartkę i notując tak jak kazała mu Clark. Nie da po sobie poznać, że mu zależy, o nie. Tylko dlaczego mu zależy? I to na niej? Próbował się uspokajać. Wytrzymałeś całą noc i pół dnia więc jakieś 40 minut cie nie zbawi. A jeśli się nie zgodzi przyszło mu na myśl. Zgodzi się, nikt nie oprze się urokowi Nathaniela Sullivana. Ciekawe w co się ubierze i jak się będzie zachowywać. Jak sztywna kujonka czy jak zwykła nastolatka?
-Dobra na dzisiaj to koniec, możesz iść.
Spojrzał na nią po czym zrobił pytająca minę.
-Przyjdziemy- oznajmiła.
Uff ulżyło mu. Clark była tak zaskakująca dziewczyną, że wszystkiego się można było po niej spodziewać. Ale zgodziła się, przyjdzie. Cieszył się, nie chciał jej tego pokazać ale cieszył się. Resztkami sił powstrzymywał się, żeby nie wziąć jej w ramiona i ucałować. I wtedy do niego dotarło. Przyjdziemy, powiedziała tak czy tylko się przesłyszał.
-My?
-Tak, zabieram ze sobą Tay. Jakiś problem?
Zabiera tylko Archibaldównę. Przez chwilę obawiał się, że oznajmi mu, że przyjdzie z jakimś przystojnym Zielonym albo Żółtym.
-Skądże. Do zobaczenia o 20 Clark- uśmiechnął się szelmowsko po czym zniknął za drzwiami. Był w swoim żywiole.
  

sobota, 2 marca 2013

...

Przepraszam. Tyle mogę powiedzieć. Ten tydzień był okropny, chce mi się płakać, ryczeć, beczeć, wyć i jeszcze raz płakać. Rozdział postaram się dodać w środę ewentualnie czwartek. Jeszcze raz przepraszam.