sobota, 20 kwietnia 2013

Opowiadanie II Rozmowy

Hej :) nareszcie mogłam dokończyć ten rozdział. W tym tygodniu naprawdę nie miałam czasu. Tych nauczycieli to chyba poje**** :) W rozdziale trochę się dzieje, ale to dopiero początek. W następnym opisze już bal :D
Chciałabym życzyć powodzenia osobą, które piszą egzamin gimnazjalny :) Będzie dobrze! :D
Na koniec apel:
Flavvyn jeżeli to przeczytasz odezwij się! Co się stało z Twoim blogiem? Jak na niego wchodzę pisze, że został usunięty. Czekam na jakąś wiadomość od Ciebie.

You- The Pretty Reckless

~And I want you in my life 
And I need you in my life~ "You" -TPR


Kiedy nadszedł czwartek, a do balu pozostał już tylko jeden dzień w szkole huczało jak w ulu. Dziewczyny nie rozmawiały już o niczym innym jak tylko o kreacjach, makijażu i partnerach. O tak partnerzy byli ich ulubionym tematem. Każda dziewczyna w CH z wyjątkiem jednej łamała sobie głowę zastanawiając się kogo zaprosił największy arystokrata w szkole Nathaniel Sullivan. Każda chciałaby być jego partnerką, ale jego serce skradła ona inteligenta i piękna Clark. Jenny im bliżej było balu tym mniej miała czasu a więcej rzeczy do zrobienia. Każdą wolną chwilę spędzała w Sali gdzie przygotowywała dekoracje wraz z wyznaczonymi do pomocy kilkoma dziewczynami i chłopakami. Obecnie śniadania, obiady i kolacje każde skrzydło jadło w osobnej wyznaczonej do tego klasie. Po balu wszystko miało wrócić do normy. Dzisiejszy dzień już od rana zaskoczył panią Prefekt, a to miał być dopiero początek dziwnych zdarzeń. Zanim zdążyła wyjść na śniadanie do jej pokoju zapukał Liam z prośbą o rozmowę. Tay już wyszła więc mieli chwilę na osobności. Ostatnio oddalili się od siebie, ale nie zmieniało to faktu, że nadal pozostawali przyjaciółmi i się kochali. Jen zastanawiała się czy już jutro Liam nie zmieni zdania co do niej. Obawiała się reakcji dosłownie wszystkich. Osób z jej niebieskiego skrzydła i tego czerwonego, nauczycieli a przede wszystkim przyjaciół. Tay, Liam, Ade czy oni się od niej nie odwrócą? Na razie nikt nie wiedział kto jest jej partnerem. Poprosiła Sullivana żeby nikomu nie mówił. Ten zgodził się bez żadnych protestów, ponieważ również chciał żeby do końca nikt nie znał ich tajemnicy. Jen zaprosiła Liama do środka.
-Musiało się stać naprawdę coś poważnego skoro przyszedłeś- zaczęła dziewczyna.
-To już nie można porozmawiać z najlepszą przyjaciółką?- zapytał z uśmiechem.
-Można, można ale gdyby to nie było coś poważnego nie przychodziłbyś tak rano- zauważyła Clark.
Liam spuścił wzrok. Naprawdę go coś męczyło.
-Liam, o co chodzi?- spytała delikatnym głosem Jen.
-O Taylor- odpowiedział cicho wyraźnie zawstydzony.
No tak. Taylor już od dawna podobała się Wardowi, ale ten bał się do tego przyznać. Obawiał się też reakcji Dana swojego najlepszego przyjaciela a brata blondynki.
-A dokładniej?
-Chciałem ją zaprosić na ten bal, ale boję się, że mi odmówi no i nie wiem co na to Dan.
-Liam bal jest jutro. Nie chcę cię ranić, ale Tay ma już partnera. Powinieneś wcześniej ją zapytać i jeśli się tak obawiasz Dana to zamienić z nim kilka zdań na ten temat. Myślę, że jeśli naprawdę jest twoim przyjacielem to nie miałby nic przeciwko temu. Przecież znacie się od bardzo dawna.
-Wiem. Jestem kompletnym idiotą. Taylor jest śliczna i fajna więc pewnie od razu ją ktoś zaprosił.
-Nie martw się może jeszcze nie wszystko stracone- starała się go pocieszyć- przecież na jednym balu świat się nie kończy.
-Powiedz mi chociaż kim jest ten szczęśliwiec który idzie z naszą Blondi.
Jen się zmieszała. Nie wiedziała czy ma prawo udzielać takich informacji. Tay powiedziała jej, że Ray ją zaprosił. Nie wspominała, że to jakaś tajemnica ale też nie chwaliła się tym wszędzie.
-Liam ja nie wiem czy mogę ci powiedzieć- spróbowała dyplomatycznie.
-Proszę. Chyba nie będzie aż tak źle- próbował się uśmiechnąć i dodać sobie pewności ale mu nie wyszło.
-Powiem ci ale nie denerwuj się i nie mów nikomu dobrze?
Na potwierdzenie kiwnął głową.
-Tay idzie z... z Rayem Rossem- szepnęła cicho.
-Z tym pomocnikiem z drużyny Czerwonych?- spytał a w jego głosie można było usłyszeć zaskoczenie, gorycz i nutkę nadziei na to, że Jen za chwilę zaprzeczy. Jednak nic takiego się nie stało.
-Tak z nim.
-Proszę zabij mnie. Jestem idiotą- rzucił się załamany na łóżko.
-Już to dzisiaj mówiłeś i nie załamuj mi się tutaj tylko o nią walcz. To, że z tobą nie idzie nie znaczy, że nie możesz z nią zatańczyć albo pogadać. A teraz idziemy na śniadanie- zarządziła Jen.
Liam niechętnie wstał z łóżka i z wyraźnie skwaszoną miną ruszył za przyjaciółką, która wyszła z pokoju.
-No więc z kim pójdziesz? Mam ci szukać jakiejś dziewczyny?- spytała Jen kiedy szli korytarzem.
-Nikogo nie szukaj. Pójdę sam i będę topił smutki w alkoholu- odparł.
Jen pokiwała z politowaniem głową. Będzie musiała znaleźć kogoś dla tego gagatka. Jest kapitanem drużyny, jest też przystojny wiele dziewczyn marzy o tym żeby z nim pójść.
-A może- spojrzał na nią niepewnie.
-Co wymyśliłeś geniuszu?- spytała z uśmiechem.
-Może pójdziemy razem?
To pytanie całkowicie zaskoczyło Jen, która zatrzymała się w miejscu. Kiedy się już opanowała i odzyskała mowę musiała mu odmówić.
-Bardzo chętnie bym z tobą poszła, ale ja mam już partnera.
-Wszystkie dziewczyny mnie olewają. Czy ja jestem aż taki brzydki?
-Na razie odmówiłam ci tylko ja i naprawdę uwierz, że jest wiele dziewczyn w tej szkole, które oddałyby życie za to żeby z tobą pójść. I zapomniałabym jesteś moim kochanym ciasteczkiem braciszku i gdyby nie to, że już komuś obiecałam zgodziłabym się bez wahania- obdarzyła go szczerym uśmiechem.
Dawno nie mówiła do niego braciszku. Kiedyś spytała go o to czy może tak mówić. Nigdy nie miała rodzeństwa a zawsze chciała je mieć.
-Powiedzmy, że ci wierzę. A tak w ogóle to kto ma to szczęście żeby z tobą pójść?- spytał kiedy byli już przy klasie w której obecnie ich skrzydło jadło posiłki.
Jen obawiała się tego pytania. Nie chciała okłamywać przyjaciół, ale nie chciała tez mówić kto jest jej partnerem. często zastanawiała się czy zrobiła dobrze zgadzając się na zaproszenie Sullivana.
-Zobaczysz jutro- pokazała mu języka.
-Przecież mi możesz powiedzieć siostrzyczko.
Z opresji uratował ją Dan, który do nich podszedł.
-Cześć. Jen czy moglibyśmy porozmawiać?
Dziewczyna była zaskoczona. Od pamiętnej kłótni nie odzywali się do siebie i nadal miała żal do Dana, że wtedy ją tak nazwał.
-Dobrze tylko szybko, nie mam zbyt wiele czasu.
-To ja idę, będę przy tym stoliku co zawsze- rzucił Liam i odszedł w stronę klasy.
-No więc o co chodzi?- Jen oparła się o ścianę i założyła ręce na biodra.
-Chciałbym cię tylko przeprosić. Zachowałem się jak totalny głupek i idiota. Nie powinienem wtedy tego mówić. Wcale tak o tobie nie myślę. Tęsknię za tobą. Jesteś moją najlepszą przyjaciółką, nie chcę cię stracić. Przepraszam.
Jen wiedziała, ze to musiało go dużo kosztować, ale przecież miał za co przepraszać. Chociaż ona wtedy też nie potraktowała go zbyt dobrze. Po chwili wahania przytulała już swojego przyjaciela.
-Też cię przepraszam.
-No dobrze to skoro już sobie wszystko wybaczyliście to chodźcie na to śniadanie- nie wiadomo skąd obok nich pojawiła się Tay.
-Masz rację jestem baaaardzo głodna- uśmiechnęła się do rodzeństwa po czym złapała ich za ręce i weszła do prowizorycznej stołówki.
Śniadanie minęło w świetnej atmosferze, ponieważ w końcu cała czwórka była pogodzona i miała bardzo dobre humory. Jen stwierdziła, że skoro dzisiaj jest dzień rozmów to musi pogadać z Joshuą. Brakowało jej jego żartów, uśmiechu i zawsze pozytywnego podejścia do życia. Wydawało jej się, że on się nigdy niczym nie przejmuje, jednak w ostatnim czasie przekonała się, że pozory mylą. Wilson od pewnego czasu się czymś zamartwiał i było to po nim widać. Jen nie wiedziała gdzie teraz może podziewać się Joshua więc po prostu do niego zadzwoniła. Po kilku sygnałach odebrał telefon.
-Hej Joshua- zaczęła rozmowę dziewczyna- gdzie jesteś?
-Hej. A czy to ważne?
-Dla mnie tak. Chcę pogadać- ton jego głosu zaniepokoił ją. czuła, że jest zdenerwowany, zły na nią.
-Na wieży- odpowiedział krótko i się rozłączył.
Do lekcji zostało jeszcze trochę czasu więc dziewczyna nie czekając na nic ruszyła na wieże, gdzie wiedziała, że czeka ją ciężka rozmowa z przystojnym szatynem.
Siedział na schodach prowadzących na wieżę w uszach miał słuchawki, zachowywał się tak jakby jej nie zauważył. Podeszła bliżej i usiadła obok niego. Pociągnęła za słuchawki. Dopiero wtedy wyłączył muzykę.
-Mógłbyś mi powiedzieć co się dzieje?  Od jakiegoś miesiąca chodzisz przybity, nie chcesz ze mną gadać, unikasz wszystkich.
-Nic się nie dzieje- odparł sucho.
-Joshua proszę, nie denerwuj mnie- ostrzegła go.
-Jak mam z tobą gadać skoro nie masz dla mnie czasu.
-Przecież wiesz, że organizuje ten bal. Ostatnio nie mam czasu nie tylko dla ciebie ale też dla Liama, Tay, Ade i innych, ale oni nie są przez to na mnie źli. Zrozum ja ledwo znajduje czas na to żeby spać.
-Dla jednej osoby masz wyjątkowo dużo czasu- spojrzał jej wyzywająco w oczy.
-O czym ty mówisz Joshua?- spytała zaskoczona.
Wilson wstał i podszedł do jednego z okien na korytarzu.
-Wiem o tym, że spotykasz się z Natem. Pewnie idziecie razem na bal co?- zaśmiał się kpiąco.
-Ale skąd?- wydukała cicho, analizując w głowie wszystkie spotkania. Była pewna, że nikt ich nie widział.
-Kiedy wyszłaś z imprezy poszedłem za tobą. Widziałem was, widziałem jak się całujecie.
-Dlaczego mi nie powiedziałeś?- spytała podchodząc do niego.
-A zmieniłoby to coś? Nie chciałem ingerować w wasz związek.
-My nie jesteśmy razem Joshua. Czasami spotykamy się w jego tajnym pokoju, idziemy razem na bal ale nie jesteśmy razem- szepnęła
-Zaprosiłem cię na tą imprezę, bo chciałem spędzić z tobą trochę czasu, chciałem ci powiedzieć, że mi się podobasz. Najpierw wszystko skomplikowało się przez Taylor, później ten pocałunek- odwrócił się do niej przodem.
Jen spuściła wzrok.
-Nie wiedziałam, że ci się podobam. Myślałam, że jesteśmy tylko przyjaciółmi. Przepraszam.
-Nie masz za co. I uśmiechnij się, nie chcę żebyś była smutna.
Po tych słowach chłopaka Jen mocno się do niego przytuliła.
-Wiesz Wilson, brakowało mi ciebie.
-Mi ciebie też Clark- obydwoje się zaśmiali.
Zrobiło się późno więc zeszli z wieży udając się na lekcje,  po drodze zahaczając o pokoje żeby wziąć książki.
-Zaprosiłeś kogoś?- spytała Jen kiedy stali już pod klasą od historii.
-Na bal?- Jen kiwnęła potwierdzająco głową- idę sam, mam nadzieję, że ze mną zatańczysz- uśmiechnął się lekko.
-Oczywiście- po tych słowach dziewczyny zadzwonił dzwonek. Po chwili do klasy zaczęli wchodzić uczniowie. Na dzisiejszej lekcji panna Clark usiadła w ławce z Joshuą Wilsonem.
Lekcje mijały szybko. Od rana Jenny jeszcze nie widziała Nate'a. Ciągle się ze sobą mijali. Oczywiście dzisiejsze popołudnie jak każde tego tygodnia spędzała na dekoracji Sali przed balem. Dzisiaj musieli wszystko skończyć.
-Te balony zawieś tu- wskazała ręką miejsce na ścianie- a te gwiazdki tam- wszyscy wypełniali jej polecenia bez zarzutu. Wiedzieli, że jeśli zezłoszczą Jenny może się to źle dla nich skończyć. Rozdawanie poleceń przerwał dźwięk otwierających się drzwi.
-Ile razy mam powtarzać żeby nikt tu nie wchodził. Odejmuje ci punkty.
-Przepraszam, pani McCold z sekretariatu prosi cię do siebie. Chciała tylko żebym ci przekazał, ze to pilne.
Jen powiedziała szybko
-Dziękuję, przepraszam, już idę- po czym wyszła z pomieszczenia i ruszyła do sekretariatu, który znajdował się bardzo blisko Sali.
-Co się stało?-zapytała kiedy była już na miejscu.
-Ważny telefon do ciebie- wskazała na słuchawkę, a później wyszła zostawiając ją samą. Jen zrobiła dziwną minę i podniosła słuchawkę.
-Jenny Clark o co chodzi i z kim rozmawiam?
-Jenny? Nawet nie wiesz jak się cieszę- usłyszała przyjemny głos kobiety. Oceniła ją na 35-45 lat.
-Tak to ja. Kim pani jest?    
-Jestem siostrą twojej matki.
Jen szybko jej przerwała
-To jakaś pomyłka. Moja mama nie ma siostry.
-To długa historia. Opowiem ci ją w skrócie. Twoi dziadkowie a nasi rodzice mieszkali w Anglii. Kiedy twój dziadek zmarł  Nelly miała 19 lat. Obie bardzo to przeżyłyśmy. Nelly długo nie mogła się pozbierać i często imprezowała. Na jednej z takich imprez poznała twojego ojca. Od razu stali się parą, chcieli się pobrać. Jednak on nie pasował do naszej rodziny...
-Co ma pani na myśli mówiąc nie pasował?
-Widzisz jesteśmy arystokratyczną rodziną z wieloma tradycjami, a on był zwykłym robotnikiem. To małżeństwo nie mogło dojść do skutku, przynajmniej wtedy. Jednak twoja matka nikogo nie słuchała, uciekła z domu i wyszła z Carla. Katrin  twoja babcia nie akceptowała tego związku. Nie widziała już nic co trzymałoby ją w Anglii więc wyjechałyśmy do Paryża. Niedawno zmarła. Przed śmiercią wyznała, że bardzo chciała cię poznać. Okazało się, że uwzględniła cię w testamencie, jednak mogłaś go przejąć dopiero kiedy skończysz 18 lat. Z tego co wiem jesteś już pełnoletnia. Próbowałam znaleźć cię wcześniej, ale każda próba kończyła się klęską. Dopiero kilka dni temu otrzymałam wiadomość, że uczysz się w Camp High.
Jenny zrobiło się słabo. Musiała usiąść na fotelu, który stał przy biurku. Dlaczego matka jej nie powiedziała? Czemu sama się czegoś nie domyśliła?. Chodzili na grób dziadka, ale kiedy pytała się o babcie matka odpowiadała, że pochowana jest w swoim rodzinnym mieście zagranicą. Nigdy nie mieli pieniędzy żeby go odwiedzić. Jen to rozumiała.
-Przepraszam ale to dla mnie za dużo. Muszę to przemyśleć na spokojnie.
-Rozumiem. Chciałam cię zaprosić na święta do Paryża. Poznasz mojego syna, odwiedzisz grób babci i dowiesz się czegoś więcej o swojej rodzinie.
-Dziękuję ale spędzam święta w domu.
-Gdybyś zmieniła zdanie zapraszamy. Bilet lotniczy będzie na ciebie czekał. Gdybyś chciała się jeszcze czegoś dowiedzieć zadzwoń do mnie- kobieta zaczęła dyktować numer, który Jenny zapisała w komórce.
-Do widzenia- dziewczyna odłożyła słuchawkę, po czym zamknęła oczy i mocno wciągnęła powietrze. Będzie miała do pogadania z rodzicami podczas świąt.
Kiedy wróciła do Sali przeprosiła wszystkich mówiąc żeby dokończyli wszystko sami, bo ona się źle czuje. Poinformowała ich też żeby jutro już nie przychodzili, bo ona wszystko sprawdzi. Podziękowała również za wspólną pracę. Później poszła do swojego pokoju żeby się położyć i odpocząć po wrażeniach z dzisiejszego dnia. Ledwie przymknęła oczy dostała SMSa od Joshuy.
On ma dzisiaj urodziny- brzmiała treść wiadomości.
Jenny zaczęła się gorączkowo zastanawiać co może mu dać. Przecież nie uda jej się już nic mu kupić, poza tym on już wszystko ma. Krążyła po pokoju intensywnie myśląc nad prezentem. W końcu przypomniało jej się co ona chciałaby mieć . Zaczęła grzebać w jednej z szafek i okazało się, że ma już prezent dla Sullivana. 
Około godziny 22 napisała do Nate'a żeby spotkali się tam gdzie zawsze bo chce pogadać o jutrzejszym balu. Kiedy doszła na miejsce on już tam był.
-Cześć- lekko się uśmiechnęła- mógłbyś nalać mi wody?
-Hej. Pewnie- Nate poszedł po wodę a ona usiadła na kanapie.
-Rozmyśliłaś się i nie chcesz ze mną iść?- zażartował kiedy wrócił już ze szklanką wypełnioną płynem.
-Nie przepuściłabym takiej okazji żeby iść na bal z największym arystokratą w szkole.- oboje się zaśmiali.
-Zamknij oczy- poprosiła Jen.
-Po co?
-Zaufaj mi. Nic ci nie zrobię.
Nie odzywając się przymknął powieki. W tym czasie Jen wyjęła ze swojej kieszeni fragment jakiegoś papieru z napisem. Wzięła rękę Nate'a ostrzegając by nie otwierał oczu. Dołożyła papierek do nadgarstka chłopaka i skropiła go lekko wodą. Później odkleiła górną warstwę.
-Już możesz. Wszystkiego najlepszego- cmoknęła go w policzek.
Nate spojrzał na swój nadgarstek. Widniał na nim czarny napis  *Freedom ułożony z pięknych zdobionych liter.
-Nie martw się jeśli ci się nie podoba możesz go zmyć nawet dzisiaj. Wystarczy tylko trochę kremu.
-Nie chcę się go pozbywać. Dlaczego akurat taki napis?-zainteresował się
-Wydaje mi się, że w życiu każdego coś ogranicza i że każdy pragnie wolności- wytłumaczyła
-Nawet nie wiesz jak bardzo- szepnął tak cicho, że go nie usłyszała. 
-Dziękuje to najlepszy prezent jaki mogłem dostać.
-To tylko głupi napis, który zmyje się za dwa tygodnie.
-Dla mnie to coś więcej. Przyjdę jutro po ciebie przed 20 - zmienił temat.
-W porządku. Na razie o tym, że idziemy razem wie tylko jedna osoba.
-Powiedziałaś komuś?
-Nie. Joshua widział nas wtedy na wieży jak się całowaliśmy. Wie, że się czasem tu spotykamy i domyślił się, że idziemy razem.
-Pogadam z nim jutro.
-Tylko się nie kłóćcie. Ja już będę leciała, jutro przed nami długa noc- Jen podniosła się z kanapy i ruszyła w stronę drzwi. Nate zrobił to samo.
-Dobranoc- powiedziała jeszcze za nim wyszła.
-Poczekaj- krzyknął chłopak. Jen obróciła się w jego stronę. - teraz ty zamknij oczy.
-Co?
-Zaufaj mi- zacytował ją. Dziewczyna nie miała innego wyjścia, przymknęła powieki. Po chwili poczuła na swoich ustach te jego. Jak za każdym razem kiedy się całowali oblała ją fala gorąca a motyle w jej brzuchu zaczęły szalony taniec.On przyciągnął ją do siebie w talii a ona swoje ręce wplotła w jego miękkie włosy. Dzisiejszy dzień zakończył się bardzo dobrze. Szkoda, że ten jutrzejszy będzie zgoła inny.

*Freedom- wolność

sobota, 6 kwietnia 2013

Chwila przerwy

Witam :) Chciałam poinformować, że rozdział pojawi się dopiero w następnym tygodniu albo później. Nie chcę żeby był napisany na "odwal się". Będzie długi, postaram się żeby był ciekawy i mam dzieję, że się Wam spodoba. Jeszcze zastanawiam się nad jednym aspektem. Mam bardzo namieszać? :D Do następnego razu.