czwartek, 8 sierpnia 2013

Opowiadanie II Rezydencja Cambellów

Witam :D Dodaje kolejny rozdział :) trochę nudny, ale już niedługo zacznie się znowu dziać :P 
Pozdrawiam moje kochane czytelniczki, a szczególnie Karolkę i Agatę <3 pewnie w niedzielę będziecie w Klwowie nie? :) 

~Potrzebowała Cię każda komórka mojego ciała~ Stephenie Meyer 

Coldplay- The Scientist <3



Minęły dopiero dwa dni odkąd wyjechali ze szkoły. Dwa długie dni odkąd jej nie widział. To była dla niego wieczność. Nie rozumiał jej słów, które ciągle dudniły w jego głowie.
Wiesz co? To wszystko nie ma sensu. Kogo my chcemy oszukać? Ja i ty to coś co nigdy się nie zdarzy i nie powinno. Jesteśmy z dwóch różnych światów. Zapomnijmy o tym co było.
Co jej się nagle stało. Wtedy nie zdążył nawet zareagować. Był w szoku.
Wesołych świąt Nate.
Spodobało mu się, że użyła jego imienia a nie tak jak zawsze nazwiska, ale nie zmieniało to faktu, że to było pożegnanie, i to nie takie zwykłe, którego używają koledzy przed rozstaniem na tydzień czy dwa, to było ostateczne pożegnanie z chwilami, które spędzali razem, z normalnymi rozmowami, które odbywały się bez wyzwisk jak wcześniej, ale bazowały na inteligentnych i śmiesznych odzywkach. To był koniec z ich wspólnym graniem na fortepianie, z jej pięknym uśmiechem skierowanym tylko w jego stronę, z pocałunkami, które powodowały, że chciało mu się krzyczeć ze szczęścia.
Tylko dlaczego kończy się coś dzięki czemu stał się lepszy? Dzięki czemu poczuł, że ma serce. Co więcej serce, które biło właśnie dla niej. To ona dawała mu szczęście większe niż to, które towarzyszyło mu podczas gry w piłkę.
A później jeszcze zrobił taką głupotę. Nawet nie chciał wracać do scen z łazienki. Po co w ogóle tam poszedł? I akurat ta pieprzona Serena też tam musiała być! Żałował tego co zrobił, ale było już za późno. Stało się i nic ani nikt tego nie zmieni.
W dłoni trzymał telefon, wystarczyło nacisnąć tylko jeden przycisk i mógłby z nią porozmawiać, zapytać dlaczego? Ale arystokratyczna duma nie pozwoliła mu na to. Przecież i tak nie mogli być razem.
Odłożył telefon na szafkę po czym ruszył wziąć zimny prysznic, który choć na chwilę pozwoli mu zapomnieć o pięknej i mądrej szatynce.


-Ubierz się ciepło, za chwilę jedziemy na cmentarz- usłyszała głos Grace. Właśnie kończyli śniadanie. Dzisiejsza noc była wspaniała, pomijając ból szyi tuż po przebudzeniu. Jednak garderoba nie była najlepszym miejscem do spania. Zdecydowanie musi wypróbować łóżko.


Szli kolejnymi uliczkami mijając coraz to piękniejsze grobowce. Dziewczyna nigdy nie lubiła cmentarzy, ponieważ kojarzyły jej się ze smutkiem, łzami, stratą ważnych dla nas osób, ale ten cmentarz był jakiś inny. Bił od niego przepych i jakiś dziwny majestat, które dawały znać, o tym, że są tu pochowane ważne osoby. Jenny zastanawiała się jaki będzie grób jej babci, kiedy państwo Cambell którzy szli kilka kroków przed nią się zatrzymali. Spojrzała w prawą stronę i go zobaczyła. Ogromna prawdopodobnie marmurowa płyta w której wyryte były różne wzory i kształty stała i zachęcała żeby zatopić w niej swój wzrok. Widniało na niej wiele imion i nazwisk, ale Jen szybko odnalazła to które najbardziej ją interesowało Katrin Moore. Otaczały je pędy róży również wyryte w kamieniu. Łączyły się one z nazwiskiem Robert Moore. Małżeństwo nawet po śmierci, bycie razem nawet tam. Pod spodem widniała jakaś łacińska sentencja, której nie potrafiła przetłumaczyć.
-Tak naprawdę jest tu ciało tylko twojej babci, resztę nazwisk wyryliśmy, bo taka była jej wola. Chciała przebywać wśród swoich, chociaż są oni pochowani w Londynie- powiedział Paul.
-Tak to taki grobowiec naszej rodziny- dodała Grace.
Jen skinęła głową po czym zaczęła modlitwę. Kiedy skończyła wraz z panem Cambellem zapaliła świeczkę.
-Wracajmy już, nie chcę żebyś się przeziębiła dzień przed Wigilią – usłyszała opiekuńczy głos Grace.
Po raz kolejny kiwnęła głową. Dziś dowiedziała się naprawdę wielu ciekawych rzeczy o babci, na przykład tego, że lubiła meksykańską kuchnię, że w młodości była świetną tancerką i piosenkarką, że uwielbiła koty, których w domu było bardzo dużo. Obejrzała też mnóstwo zdjęć Katrin i męża. Byli szczęśliwym małżeństwem. Na każdej fotografii można było odczytać z oczu Roberta, jaką wielką miłością darzy żonę. Szkoda, że jej miłość skończyła się nim nawet na dobre się zaczęła. Starała się nie myśleć o Sullivanie, Wilsonie, Archibaldzie i nawet o Liamie, który niczego nie był winien. Tak po prostu wyłączyła telefon, odcinając się od świata w którym ostatnio spotykały ją same złe rzeczy. Ale przecież prędzej czy później będzie musiała stawić temu wszystkiemu czoła. Postanowiła, że jeszcze dziś zadzwoni do mamy i powie jej gdzie jest i skontaktuje się Wardem na którego zawsze mogła liczyć.   


Obiad, tak jak wszystkie inne posiłki w domu Cambellów był pyszny i wykwintny. Jen bardzo zgłodniała i teraz jadła wszystko ze smakiem. Dołączył do nich Ian, który nie pojechał na cmentarz, bo miał do załatwienia jakieś ważne sprawy.
-No to teraz czas na wycieczkę krajoznawczą- oznajmił kiedy skończyli jeść.
Jen z uśmiechem i wyraźnym zadowoleniem z tego, że pamiętał i nie rzucał słów na wiatr wstała i ruszyła za chłopakiem.
Podczas zwiedzania rezydencji Ian pokazywał jej każde pomieszczenie i opowiadał o nich krótkie anegdotki. Wskazywał także na portrety wiszące w korytarzach i pomieszczeniach tłumacząc kto z kim powiązany jest jakim pokrewieństwem. Okazało się, że praktycznie wszystkie arystokratyczne rodzinny były złączone ze sobą więzami krwi, ponieważ panował w nich zwyczaj zawierania małżeństw tylko z odpowiednimi do tego osobami to znaczy mającymi arystokratyczne pochodzenie i odpowiedni majątek. Jen tak jak każdy normalny człowiek nie zapamiętała wszystkich kombinacji. Ian mówił, że nauczy się tego z czasem. Kiedy zapytał jakim cudem on to wszystko pamięta odpowiedział, że każde dziecko z ,,czystką krwią” jest uczone stopni pokrewieństwa w swojej rodzinie.
Na szczęście nie tylko to było tematem rozmowy. Jen i jej brat poznawali siebie nawzajem. I tak dziewczyna dowiedziała się, że Ian studiuje fotografię, co jest jego pasją, że ma swoją ulubioną drużynę piłkarską w Londynie i że zabierze ją na mecz, co jej się średnio spodobało, że przeprowadzili się tu kiedy miał 5 lat i od tamtej pory przyjaźni się z Austinem.
Dom był naprawdę ogromny więc jego zwiedzanie zajęło im resztę dnia. W międzyczasie dołączył do nich Austin. Jen myślała, że pęknie ze śmiechu kiedy ten zaczął opowiadać historie z ich dzieciństwa oraz głupie kawały i testy na temat Iana. Ten wcale się nie przejmował i odpowiadał przyjacielowi tym samym. Bardzo polubiła tych chłopaków i wiedziała, że będą przyjaciółmi.
Po skończeniu obchodu, zjedzeniu kolacji i pożegnaniu się z Austinem wreszcie udała się do pokoju żeby zadzwonić do rodziców i Warda. Rozmowa z mamą trwała bardzo krótko. Jen poinformowała tylko, że jest w Paryżu u Grace, co wywołało szok u jej rodzicielki i żeby się o nią nie martwili. Na koniec życzyła im Wesołych Świąt. Teraz nadszedł czas na Liama. Zaciągnęła się powietrzem i wybrała numer. Po chwili słyszała w słuchawce głos przyjaciela.
-Jen? Co się z tobą dzieje?! Dzwoniłem chyba ze sto razy- mówił wyraźnie zdenerwowany, ale też zatroskany.
-Nic mi nie jest. Jestem  Paryżu- oznajmiła.
-W Paryżu?- zdziwienie w jego głosie było nad wyraz wyczuwalne.
Jen pokrótce wyjaśniła mu całą historię i to jak się tu znalazła. Odetchnął z ulgą kiedy usłyszał, że jest bezpieczna.
-Tylko nikomu nie mów. Nawet Danowi- ostrzegła.
-Wiesz, że możesz mi ufać.
-Tak wiem i za to cię kocham.
-Ja ciebie też i martwię się. Wiem, że wtedy podczas balu coś się stało między tobą a Sullivanem.
-Liam, proszę nie teraz. Opowiem ci kiedy się spotkamy.
-Dobrze. Zadzwonię jeszcze jutro. Dobranoc siostrzyczko.
-Dobranoc braciszku- odpowiedziała wyraźnie zadowolona z tego, że teraz ma już dwóch braciszków.
Wiedziała, że nie mimo zmęczenia nie może iść spać, bo musi jeszcze zrobić prezenty dla swojej rodziny i Austina. Czekała ją dość długa i monotonna praca, ale chciała chociaż w taki sposób się im odwdzięczyć. Spojrzała na pudełko, które stało na jej łóżku. Na szczęście Carmen spełniła jej poranną prośbę. Wystarczyło zabrać się tylko do pracy.                 



5 komentarzy:

  1. Szkoda mi Nate'a... Jen powinna mu wykrzyczec prosto w twarz, jakim jest dupkiem... ze slyszalam to co mowil :-). A ona tak o uciekla... no ale mam nadziejem ze to sie wyjasni:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, że się wyjaśni i to już niedługo :)
      Pozdrawiam i dziękuję za komentarze <3

      Usuń
  2. rozdział boski jak zawsze :)
    jestem strasznie ciekawa co będzie dalej xd
    i dziękuję za pozdrowienia :*
    no i oczywiście że będziemy w niedziele w Klowie :D
    pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Kiedy będzie następny rozdział ?

    OdpowiedzUsuń
  4. szkoda , że jest teraz przerwa w szkole... :)
    wolałam jak mijali sie w szkole ;d
    Ciesze sie, ze wszystko sie niedlugo wyjasni, a Jen powinna mu wygarnac wszystko :d

    OdpowiedzUsuń