Pozdrawiam moje kochane czytelniczki, a szczególnie Karolkę i Agatę <3 pewnie w niedzielę będziecie w Klwowie nie? :)
~Potrzebowała Cię każda komórka mojego ciała~ Stephenie Meyer
Coldplay- The Scientist <3
Minęły
dopiero dwa dni odkąd wyjechali ze szkoły. Dwa długie dni odkąd jej nie
widział. To była dla niego wieczność. Nie rozumiał jej słów, które ciągle
dudniły w jego głowie.
Wiesz co? To wszystko nie ma sensu. Kogo my chcemy oszukać? Ja i ty to
coś co nigdy się nie zdarzy i nie powinno. Jesteśmy z dwóch różnych światów.
Zapomnijmy o tym co było.
Co jej się nagle stało. Wtedy nie zdążył nawet zareagować. Był w szoku.
Wesołych świąt Nate.
Spodobało mu się, że użyła jego imienia a nie tak
jak zawsze nazwiska, ale nie zmieniało to faktu, że to było pożegnanie, i to
nie takie zwykłe, którego używają koledzy przed rozstaniem na tydzień czy dwa,
to było ostateczne pożegnanie z chwilami, które spędzali razem, z normalnymi
rozmowami, które odbywały się bez wyzwisk jak wcześniej, ale bazowały na
inteligentnych i śmiesznych odzywkach. To był koniec z ich wspólnym graniem na fortepianie,
z jej pięknym uśmiechem skierowanym tylko w jego stronę, z pocałunkami, które
powodowały, że chciało mu się krzyczeć ze szczęścia.
Tylko dlaczego kończy się coś dzięki czemu stał
się lepszy? Dzięki czemu poczuł, że ma serce. Co więcej serce, które biło
właśnie dla niej. To ona dawała mu szczęście większe niż to, które towarzyszyło
mu podczas gry w piłkę.
A później jeszcze zrobił taką głupotę. Nawet nie
chciał wracać do scen z łazienki. Po co w ogóle tam poszedł? I akurat ta
pieprzona Serena też tam musiała być! Żałował tego co zrobił, ale było już za
późno. Stało się i nic ani nikt tego nie zmieni.
W dłoni trzymał telefon, wystarczyło nacisnąć
tylko jeden przycisk i mógłby z nią porozmawiać, zapytać dlaczego? Ale
arystokratyczna duma nie pozwoliła mu na to. Przecież i tak nie mogli być
razem.
Odłożył telefon na szafkę po czym ruszył wziąć
zimny prysznic, który choć na chwilę pozwoli mu zapomnieć o pięknej i mądrej
szatynce.
-Ubierz się ciepło, za chwilę jedziemy na
cmentarz- usłyszała głos Grace. Właśnie kończyli śniadanie. Dzisiejsza noc była
wspaniała, pomijając ból szyi tuż po przebudzeniu. Jednak garderoba nie była
najlepszym miejscem do spania. Zdecydowanie musi wypróbować łóżko.
Szli kolejnymi uliczkami mijając coraz to
piękniejsze grobowce. Dziewczyna nigdy nie lubiła cmentarzy, ponieważ kojarzyły
jej się ze smutkiem, łzami, stratą ważnych dla nas osób, ale ten cmentarz był
jakiś inny. Bił od niego przepych i jakiś dziwny majestat, które dawały znać, o
tym, że są tu pochowane ważne osoby. Jenny zastanawiała się jaki będzie grób
jej babci, kiedy państwo Cambell którzy szli kilka kroków przed nią się
zatrzymali. Spojrzała w prawą stronę i go zobaczyła. Ogromna prawdopodobnie
marmurowa płyta w której wyryte były różne wzory i kształty stała i zachęcała
żeby zatopić w niej swój wzrok. Widniało na niej wiele imion i nazwisk, ale Jen
szybko odnalazła to które najbardziej ją interesowało Katrin Moore. Otaczały je
pędy róży również wyryte w kamieniu. Łączyły się one z nazwiskiem Robert Moore.
Małżeństwo nawet po śmierci, bycie razem nawet tam. Pod spodem widniała jakaś łacińska sentencja, której nie
potrafiła przetłumaczyć.
-Tak naprawdę jest tu ciało tylko twojej babci,
resztę nazwisk wyryliśmy, bo taka była jej wola. Chciała przebywać wśród swoich,
chociaż są oni pochowani w Londynie- powiedział Paul.
-Tak to taki grobowiec naszej rodziny- dodała
Grace.
Jen skinęła głową po czym zaczęła modlitwę. Kiedy
skończyła wraz z panem Cambellem zapaliła świeczkę.
-Wracajmy już, nie chcę żebyś się przeziębiła
dzień przed Wigilią – usłyszała opiekuńczy głos Grace.
Po raz kolejny kiwnęła głową. Dziś dowiedziała
się naprawdę wielu ciekawych rzeczy o babci, na przykład tego, że lubiła
meksykańską kuchnię, że w młodości była świetną tancerką i piosenkarką, że uwielbiła
koty, których w domu było bardzo dużo. Obejrzała też mnóstwo zdjęć Katrin i
męża. Byli szczęśliwym małżeństwem. Na każdej fotografii można było odczytać z
oczu Roberta, jaką wielką miłością darzy żonę. Szkoda, że jej miłość skończyła
się nim nawet na dobre się zaczęła. Starała się nie myśleć o Sullivanie,
Wilsonie, Archibaldzie i nawet o Liamie, który niczego nie był winien. Tak po
prostu wyłączyła telefon, odcinając się od świata w którym ostatnio spotykały ją
same złe rzeczy. Ale przecież prędzej czy później będzie musiała stawić temu
wszystkiemu czoła. Postanowiła, że jeszcze dziś zadzwoni do mamy i powie jej
gdzie jest i skontaktuje się Wardem na którego zawsze mogła liczyć.
Obiad, tak jak wszystkie inne posiłki w domu
Cambellów był pyszny i wykwintny. Jen bardzo zgłodniała i teraz jadła wszystko
ze smakiem. Dołączył do nich Ian, który nie pojechał na cmentarz, bo miał do
załatwienia jakieś ważne sprawy.
-No to teraz czas na wycieczkę krajoznawczą-
oznajmił kiedy skończyli jeść.
Jen z uśmiechem i wyraźnym zadowoleniem z tego,
że pamiętał i nie rzucał słów na wiatr wstała i ruszyła za chłopakiem.
Podczas zwiedzania rezydencji Ian pokazywał jej
każde pomieszczenie i opowiadał o nich krótkie anegdotki. Wskazywał także na
portrety wiszące w korytarzach i pomieszczeniach tłumacząc kto z kim powiązany
jest jakim pokrewieństwem. Okazało się, że praktycznie wszystkie
arystokratyczne rodzinny były złączone ze sobą więzami krwi, ponieważ panował w
nich zwyczaj zawierania małżeństw tylko z odpowiednimi do tego osobami to
znaczy mającymi arystokratyczne pochodzenie i odpowiedni majątek. Jen tak jak
każdy normalny człowiek nie zapamiętała wszystkich kombinacji. Ian mówił, że
nauczy się tego z czasem. Kiedy zapytał jakim cudem on to wszystko pamięta
odpowiedział, że każde dziecko z ,,czystką krwią” jest uczone stopni
pokrewieństwa w swojej rodzinie.
Na szczęście nie tylko to było tematem rozmowy.
Jen i jej brat poznawali siebie nawzajem. I tak dziewczyna dowiedziała się, że
Ian studiuje fotografię, co jest jego pasją, że ma swoją ulubioną drużynę
piłkarską w Londynie i że zabierze ją na mecz, co jej się średnio spodobało, że
przeprowadzili się tu kiedy miał 5 lat i od tamtej pory przyjaźni się z
Austinem.
Dom był naprawdę ogromny więc jego zwiedzanie
zajęło im resztę dnia. W międzyczasie dołączył do nich Austin. Jen myślała, że
pęknie ze śmiechu kiedy ten zaczął opowiadać historie z ich dzieciństwa oraz
głupie kawały i testy na temat Iana. Ten wcale się nie przejmował i odpowiadał
przyjacielowi tym samym. Bardzo polubiła tych chłopaków i wiedziała, że będą
przyjaciółmi.
Po skończeniu obchodu, zjedzeniu kolacji i
pożegnaniu się z Austinem wreszcie udała się do pokoju żeby zadzwonić do
rodziców i Warda. Rozmowa z mamą trwała bardzo krótko. Jen poinformowała tylko,
że jest w Paryżu u Grace, co wywołało szok u jej rodzicielki i żeby się o nią
nie martwili. Na koniec życzyła im Wesołych Świąt. Teraz nadszedł czas na
Liama. Zaciągnęła się powietrzem i wybrała numer. Po chwili słyszała w
słuchawce głos przyjaciela.
-Jen? Co się z tobą dzieje?! Dzwoniłem chyba ze
sto razy- mówił wyraźnie zdenerwowany, ale też zatroskany.
-Nic mi nie jest. Jestem Paryżu- oznajmiła.
-W Paryżu?- zdziwienie w jego głosie było nad
wyraz wyczuwalne.
Jen pokrótce wyjaśniła mu całą historię i to jak
się tu znalazła. Odetchnął z ulgą kiedy usłyszał, że jest bezpieczna.
-Tylko nikomu nie mów. Nawet Danowi- ostrzegła.
-Wiesz, że możesz mi ufać.
-Tak wiem i za to cię kocham.
-Ja ciebie też i martwię się. Wiem, że wtedy
podczas balu coś się stało między tobą a Sullivanem.
-Liam, proszę nie teraz. Opowiem ci kiedy się
spotkamy.
-Dobrze. Zadzwonię jeszcze jutro. Dobranoc
siostrzyczko.
-Dobranoc braciszku- odpowiedziała wyraźnie
zadowolona z tego, że teraz ma już dwóch braciszków.
Wiedziała, że nie mimo zmęczenia nie może iść
spać, bo musi jeszcze zrobić prezenty dla swojej rodziny i Austina. Czekała ją dość długa
i monotonna praca, ale chciała chociaż w taki sposób się im odwdzięczyć.
Spojrzała na pudełko, które stało na jej łóżku. Na szczęście Carmen spełniła jej
poranną prośbę. Wystarczyło zabrać się tylko do pracy.
Szkoda mi Nate'a... Jen powinna mu wykrzyczec prosto w twarz, jakim jest dupkiem... ze slyszalam to co mowil :-). A ona tak o uciekla... no ale mam nadziejem ze to sie wyjasni:)
OdpowiedzUsuńOczywiście, że się wyjaśni i to już niedługo :)
UsuńPozdrawiam i dziękuję za komentarze <3
rozdział boski jak zawsze :)
OdpowiedzUsuńjestem strasznie ciekawa co będzie dalej xd
i dziękuję za pozdrowienia :*
no i oczywiście że będziemy w niedziele w Klowie :D
pozdrawiam <3
Kiedy będzie następny rozdział ?
OdpowiedzUsuńszkoda , że jest teraz przerwa w szkole... :)
OdpowiedzUsuńwolałam jak mijali sie w szkole ;d
Ciesze sie, ze wszystko sie niedlugo wyjasni, a Jen powinna mu wygarnac wszystko :d