poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Opowiadanie II Bombki, ciasteczka i niespodziewany gość

Hej :) mam dla Was kolejny rozdział. Miał być wcześniej, ale jazda, zakupy sami rozumiecie xd już niedługo szkoła więc korzystajcie z ostatnich dni wolności! :D Szczerze to bardzo lubię ten rozdział :) kocham wszelkiego rodzaju święta a Boże Narodzenie szczególnie <3 przepraszam, że przerwałam w takim momencie :)
Buziaki :*<3

"Jeśli trzymasz miłość zbyt słabo, odleci; jeśli ją ściśniesz za mocno, umrze. Oto jedna z zagadek."Tom T. Hall


Tym razem obudziła się na łóżku, ale nie w piżamie a w ubraniu. Była tak zmęczona pracą, że zasnęła nawet nie wiedząc kiedy. Spojrzała na zegarek, który wskazywał 10:30. Szybko zerwała się na równe nogi zdziwiona tym, że spała tak długo. Ruszyła do łazienki po drodze zabierając jeansy i kremowy sweter z garderoby.
Kiedy zeszła na dół w kuchni zastała Iana jedzącego śniadanie. Widocznie on też sobie dłużej pospał. Przywitała się z nim, a już po chwili stała przy niej Carmen pytając o to co życzy sobie na śniadanie. Poprosiła o czekoladowe płatki z mlekiem.
-Austin dzisiaj przyjdzie?- zapytała Iana w przerwie między przeżuwaniem kolejnych porcji jedzenia, które trafiały do jej buzi.
-A co już się za nim stęskniłaś?- odpowiedział ze znaczącym uśmiechem, którym sugerował, że Blanc nie jest jej obojętny.
-To też, ale chciałabym mu złożyć życzenia i dać prezent- odgryzła się, również posyłając mu jeden ze swoich firmowych uśmieszków.
-Zaraz tu będzie- oznajmił Ian po czym wrócił do jedzenia swojej zimnej już jajecznicy.
Jen energicznie ruszała łyżką żeby jak najszybciej skończyć posiłek. Austin może zjawić się za pięć minut, a ona nie spakowała jeszcze prezentu. Ekspresem wbiegła do swojego pokoju, po czym lekko dysząc zabrała się do zapakowywania podarunku.
-Jenny przyszedł twój ukochany- usłyszała głos swojego brata dobiegający z dołu.
-Mój ukochany może być świadkiem twojej śmierci jeśli się nie uspokoisz- odkrzyknęła, po czym zabrała prezent i opuściła swój pokój.
Chłopaki siedzieli w salonie.
-Cześć Austin- przywitała się buziakiem w policzek.
-Czy ja o czymś nie wiem? Jestem twoim ukochanym?- zapytał z uśmiechem na twarzy.
-Ten tu- wskazała ręką na Iana- coś sobie ubzdurał i jeśli nie przestanie to zginie z mojej ręki nim zaświeci pierwsza gwiazdka.
-A już myślałem- odparł z udawanym rozczarowaniem.
-Dobra koniec tego. A teraz czas na to- wskazała na fioletowy błyszczący papier w który zapakowany był prezent- Wesołych Świąt Austin, a tu taki mały podarunek ode mnie, sama robiłam- podała mu paczkę- tylko otwórz dopiero jutro rano- ostrzegła.
-Dziękuję, nie musiałaś- uścisnął ją.
-Ale chciałam- uśmiechnęła się.
-Też coś dla ciebie mam- wyjął z kieszeni bluzy małe pudełeczko i podarował go Jen.
Dziewczyna wzięła go do ręki i potrząsła przy uchu chcąc sprawdzić jego zawartość. Coś zabrzęczało, ale nie była pewna co jest w środku.
-Ja już się będę zbierał- Austin wstał z kanapy.
-Już?- spytała zawiedzona.
-Muszę jeszcze ubrać choinkę- oznajmij i ruszył w stronę korytarza. Jen i Ian poszli go odprowadzić.
-Siostra nas też to czeka- odezwał się chłopak.
Austin ubrał się w zimowa kurtkę, buty i zawiązał szalik.
-Jeszcze raz Wesołych- powiedziała Jen żegnając się z nim.
-I nawzajem, tylko otwórz jutro- szepnął jej do ucha a później pocałował w policzek.
-Na razie stary- chłopaki podali sobie ręce- widzimy się jutro po południu- Austin otworzył drzwi za którymi po chwili zniknął.
-Chodź Ian- Jen pociągnęła brata za rękę- musimy zająć się naszym drzewkiem.
W ciągu kilku minut służba przyniosła duże drzewko do salonu. Nie zabrakło także świątecznych ozdób, które można było na nim zawiesić. Jen wraz z bratem zaczęli stroić świerka. Dopiero teraz, zaciągając się jego zapachem, dziewczyna przypomniała sobie jak bardzo kocha święta. Uwielbiała ubierać choinkę i całą krzątaninę związaną z uroczystością Bożego Narodzenia.
-Chodź pokaże ci coś- z transu wyrwał ją Ian. Długo nie musiał na nią czekać, bo ona z reguły była bardzo ciekawa, nie tylko świata. Wskazał ręką na pudełko. Jen zdjęła wieczko a w środku zobaczyła piękne duże bombki z imionami Iana, Grace, Paula, a także jej babci i dziadka. Uśmiechnęła się smutno bo dotarło do niej, że nie jest stu procentowym członkiem tej rodziny, a jej obecność trochę namieszała w ich życiu. Ian zauważył jej minę i szybko pogłaskał ją po policzku.
-Patrz co mam- wyjął z za pleców niebieską bombkę z jej imieniem w kolorze srebra.
-Jest piękna- szepnęła po czym wzięła ją i zawiesiła na jednym z wolnych jeszcze miejsc. Ian zrobił to samo ze swoją czerwoną ozdobą.
-O wieszacie bombki z imionami- w salonie pojawili się Grace i Paul i po chwili dołączyli do rodzeństwa. We czwórkę praca szybko im poszła. W międzyczasie Paul włączył kolędy, więc ubierali choinkę i podśpiewywali sobie pod nosem.
-Jen zawiesisz gwiazdę?- spytał pan Cambell.
Jen skinęła głową i odpowiedziała mu szerokim uśmiechem. Nie sięgała do czubka więc Ian ją trochę podsadził.
-Nawet ładnie nam wyszło- chłopak ocenił efekt końcowy przyglądając się drzewku z kuchni.
-Jest cudowna- Grace patrzyła zauroczona na drzewko- no dobrze, ja i Paul musimy załatwić jeszcze parę spraw, jak będziecie głodni poproście o coś Carmen.
Małżeństwo opuściło salon, a zaraz po nich uczyniła to Jen. Postanowiła zadzwonić do Liama i Taylor żeby złożyć im życzenia. Zapewniała Liama, że w Paryżu czuje się wspaniale i niczego jej nie brakuje, a Tay poprosiła o przekazanie życzeń Danowi, bo sama nie miała ochoty z nim rozmawiać. Kiedy spojrzała na zegarek była prawie 15, zgłodniała trochę więc postanowiła znaleźć Carmen.
Szukała w salonie, pokojach, kuchni ale nigdzie jej nie było. Pamiętała, że Ian mówił, że służba gotuje w innej, dużej kuchni znajdującej się w piwnicach. Postanowiła więc tam zejść. Do pomieszczenia doprowadziły ją piękne zapachy i gwar rozmów. Przekroczyła drzwi i zobaczyła około piętnastu osób przygotowujących dania na kolację wigilijną.
-Panienka tutaj?- spytała zakłopotana Carmen.
-Zgłodniałam trochę- Jen złapała się za brzuch i lekko uśmiechnęła.
-Proszę wracać na górę, zaraz panience coś przyniosę.
-Mogę zjeść tutaj i nie jestem żadną panienką, jestem Jenny- oznajmiła uśmiechając się do całej załogi.
-Nie wypada jeść panience w kuchni przy służbie.
-Jestem Jenny i naprawdę zjem tutaj i tak macie dużo na głowie nie chcę wam przeszkadzać.
-No dobrze- Carmen tym razem nie protestowała i nalała jej zupy do talerza.
Jen usiadła przy stoliku obserwując pracę kucharek i kucharzy. Jedni piekli, inni smażyli a jeszcze inni mieszali coś w garnkach albo kroili. Dziewczyna nie miała pojęcia, że pracuje tu aż tyle osób. Po skończeniu posiłku postanowiła, że im trochę pomoże i zajmie się pieczeniem ciasteczek. Kiedy powiedziała o tym Carmen ta oczywiście się nie chciała zgodzić, ale po głębszych namowach i poinformowaniu, ze nie jest żadną księżniczką i z mamą co roku piekła i gotowała i, że to bardzo lubi służąca uległa. Jen znała przepis na pamięć. Rozrabiała cisto gawędząc sobie z innymi i przy okazji ich poznając. Kiedy skończyła była cała upaprana w mące, ale opuściła kuchnię z wielkim uśmiechem na twarzy, dziękując wszystkim za wspólną pracę. Świetnie się bawiła.
Dochodziła 18 kiedy stanęła gotowa przed lustrem. Po śladach mąki nie było już śladu, a jeansy i sweter zastąpiła elegancka spódniczka i bluzeczka w kolorze beżu. Włosy upięła w delikatnego koczka, a rzęsy pociągnęła mascarą. Wyglądała elegancko, w sam raz na rodzinną Wigilię. Zabrała prezenty przeznaczone dla członków dopiero co poznanej rodziny i zeszła na dół.
Stół w salonie był już zastawiony cudownie pachnącymi potrawami, a pod choinką widniały pierwsze paczki. W kominku palił się ogień, który dawał jej poczucie jeszcze większego bezpieczeństwa i radości. Uśmiech nie schodził z jej twarzy. Właśnie umieściła prezenty pod choinką kiedy do salonu wszedł Ian i zrobił to samo co ona przed chwilą. Błękitna koszula sprawiła, że wyglądał bardzo pociągająco a za razem schludnie. Jen podeszła do okna i rozejrzała się po niebie.
-Jest już pierwsza gwiazdka- oznajmiła, ciesząc się przy tym jak siedmioletnie dziecko.
Paul rozdał każdemu opłatek i nastąpiło składanie życzeń. Później wszyscy zasiedli do stołu i zaczęła się uczta. Kiedy Jen pochwaliła się, że to ona piekła ciastka nikt nie chciał jej uwierzyć. Dopiero kiedy Carmen to potwierdziła Paul, Grace i Ian wzięli po jednym i spróbowali. Pani Cambell nie mogła wyjść z podziwu, że Jen tak dobrze piecze. Po zakończeniu kolacji Jen usiadła na puszystym dywanie przed kominkiem w ręce trzymając kieliszek wina, którym uraczył ją brat. Po chwili dołączyła do niej reszta i razem zaczęli śpiewać kolędy. Ich sielankę przerwał dzwonek do drzwi, a kiedy Jen zobaczyła kogo Johan przyprowadził do salonu zaparło jej dech w piersiach…

Siedział w ciemności, zamknięty w swoim pokoju. Nienawidził świąt i całej tej szopki. Na każdej ulicy mikołaje, w każdym sklepie świecidełka. Tylko po co to wszystko? Święta to czas żeby komuś wybaczyć, pojednać się, spędzić je z rodziną, przyjaciółmi. Gówno prawda. On widział tylko naiwnych ludzi dających się temu omamić. Dających omamić się promocjom, które kusiły na każdym kroku i całemu temu szałowi zakupów. Tylko tyle znaczyły dla niego święta. Ale on przez chwilę też poczuł tą atmosferę. Wyciągnął z szafki małe pudełeczko. Obracał je przez chwilę w dłoniach, a później otworzył i wyjął z nich piękny srebrny naszyjnik z zawieszką z tego samego kruszcu. Była ona w kształcie serca, a po jej wewnętrznej stronie wygrawerowane było jego imię: Nate. Miał go jej dać w pociągu, ale nie zdążył. W jednej chwili nawiedziły go myśli, co robi, czy się uśmiecha, czy jest szczęśliwa?
-Nathaniel, kolacja- głos jego ojca sprowadził go na ziemię.
Schował pudełeczko na swoje miejsce.
-Przedstawienie czas zacząć- szepnął do siebie.  

4 komentarze:

  1. Rozdzial swietny :) strasznie sie ciesze, ze dodalas znowu nowy rozdzial. Austin i Jen *__* Jednak osobiscie wole ja z Natem. :DD mam male pytanie czy ta koncowka u Jen i Nate'a ma ze soba cos wspolnego?? :) pierwsze co wpadlo mi do glowy to, ze to wlasnie Nate'a Jonah (czy jak to sie pisze) przyprowadzil do Jen i reszty :)) i jeszcze Nate i ten naszyjnik..cos mi tu nie gra :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Widze, ze chyba juz niedlugo sie spotkaja. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jest to już trochę wkurzające że przez tak długi czas nic nie dodajesz. Wiem, zaczęła się szkoła i masz swoje obowiązki ale my czytelniczki czekamy na nowy rozdział i doczekać się nie możemy.

    OdpowiedzUsuń
  4. Przez miesiąc nic nie dodałaś. Tracisz czytelników.

    OdpowiedzUsuń