Buziaki :*<3
~ "Jeśli trzymasz miłość zbyt słabo, odleci; jeśli ją ściśniesz za mocno, umrze. Oto jedna z zagadek."~ Tom T. Hall
Tym razem obudziła się na łóżku, ale nie w
piżamie a w ubraniu. Była tak zmęczona pracą, że zasnęła nawet nie wiedząc
kiedy. Spojrzała na zegarek, który wskazywał 10:30. Szybko zerwała się na równe
nogi zdziwiona tym, że spała tak długo. Ruszyła do łazienki po drodze
zabierając jeansy i kremowy sweter z garderoby.
Kiedy zeszła na dół w kuchni zastała Iana
jedzącego śniadanie. Widocznie on też sobie dłużej pospał. Przywitała się z
nim, a już po chwili stała przy niej Carmen pytając o to co życzy sobie na
śniadanie. Poprosiła o czekoladowe płatki z mlekiem.
-Austin dzisiaj przyjdzie?- zapytała Iana w
przerwie między przeżuwaniem kolejnych porcji jedzenia, które trafiały do jej
buzi.
-A co już się za nim stęskniłaś?- odpowiedział ze
znaczącym uśmiechem, którym sugerował, że Blanc nie jest jej obojętny.
-To też, ale chciałabym mu złożyć życzenia i dać
prezent- odgryzła się, również posyłając mu jeden ze swoich firmowych
uśmieszków.
-Zaraz tu będzie- oznajmił Ian po czym wrócił do
jedzenia swojej zimnej już jajecznicy.
Jen energicznie ruszała łyżką żeby jak
najszybciej skończyć posiłek. Austin może zjawić się za pięć minut, a ona nie
spakowała jeszcze prezentu. Ekspresem wbiegła do swojego pokoju, po czym lekko
dysząc zabrała się do zapakowywania podarunku.
-Jenny przyszedł twój ukochany- usłyszała głos
swojego brata dobiegający z dołu.
-Mój ukochany może być świadkiem twojej śmierci
jeśli się nie uspokoisz- odkrzyknęła, po czym zabrała prezent i opuściła swój
pokój.
Chłopaki siedzieli w salonie.
-Cześć Austin- przywitała się buziakiem w
policzek.
-Czy ja o czymś nie wiem? Jestem twoim
ukochanym?- zapytał z uśmiechem na twarzy.
-Ten tu- wskazała ręką na Iana- coś sobie
ubzdurał i jeśli nie przestanie to zginie z mojej ręki nim zaświeci pierwsza
gwiazdka.
-A już myślałem- odparł z udawanym
rozczarowaniem.
-Dobra koniec tego. A teraz czas na to- wskazała
na fioletowy błyszczący papier w który zapakowany był prezent- Wesołych Świąt
Austin, a tu taki mały podarunek ode mnie, sama robiłam- podała mu paczkę-
tylko otwórz dopiero jutro rano- ostrzegła.
-Dziękuję, nie musiałaś- uścisnął ją.
-Ale chciałam- uśmiechnęła się.
-Też coś dla ciebie mam- wyjął z kieszeni bluzy
małe pudełeczko i podarował go Jen.
Dziewczyna wzięła go do ręki i potrząsła przy uchu
chcąc sprawdzić jego zawartość. Coś zabrzęczało, ale nie była pewna co jest w
środku.
-Ja już się będę zbierał- Austin wstał z kanapy.
-Już?- spytała zawiedzona.
-Muszę jeszcze ubrać choinkę- oznajmij i ruszył w
stronę korytarza. Jen i Ian poszli go odprowadzić.
-Siostra nas też to czeka- odezwał się chłopak.
Austin ubrał się w zimowa kurtkę, buty i zawiązał
szalik.
-Jeszcze raz Wesołych- powiedziała Jen żegnając
się z nim.
-I nawzajem, tylko otwórz jutro- szepnął jej do
ucha a później pocałował w policzek.
-Na razie stary- chłopaki podali sobie ręce-
widzimy się jutro po południu- Austin otworzył drzwi za którymi po chwili
zniknął.
-Chodź Ian- Jen pociągnęła brata za rękę- musimy
zająć się naszym drzewkiem.
W ciągu kilku minut służba przyniosła duże drzewko
do salonu. Nie zabrakło także świątecznych ozdób, które można było na nim
zawiesić. Jen wraz z bratem zaczęli stroić świerka. Dopiero teraz, zaciągając
się jego zapachem, dziewczyna przypomniała sobie jak bardzo kocha święta.
Uwielbiała ubierać choinkę i całą krzątaninę związaną z uroczystością Bożego
Narodzenia.
-Chodź pokaże ci coś- z transu wyrwał ją Ian.
Długo nie musiał na nią czekać, bo ona z reguły była bardzo ciekawa, nie tylko
świata. Wskazał ręką na pudełko. Jen zdjęła wieczko a w środku zobaczyła piękne
duże bombki z imionami Iana, Grace, Paula, a także jej babci i dziadka.
Uśmiechnęła się smutno bo dotarło do niej, że nie jest stu procentowym
członkiem tej rodziny, a jej obecność trochę namieszała w ich życiu. Ian
zauważył jej minę i szybko pogłaskał ją po policzku.
-Patrz co mam- wyjął z za pleców niebieską bombkę
z jej imieniem w kolorze srebra.
-Jest piękna- szepnęła po czym wzięła ją i
zawiesiła na jednym z wolnych jeszcze miejsc. Ian zrobił to samo ze swoją
czerwoną ozdobą.
-O wieszacie bombki z imionami- w salonie
pojawili się Grace i Paul i po chwili dołączyli do rodzeństwa. We czwórkę praca
szybko im poszła. W międzyczasie Paul włączył kolędy, więc ubierali choinkę i
podśpiewywali sobie pod nosem.
-Jen zawiesisz gwiazdę?- spytał pan Cambell.
Jen skinęła głową i odpowiedziała mu szerokim
uśmiechem. Nie sięgała do czubka więc Ian ją trochę podsadził.
-Nawet ładnie nam wyszło- chłopak ocenił efekt
końcowy przyglądając się drzewku z kuchni.
-Jest cudowna- Grace patrzyła zauroczona na drzewko-
no dobrze, ja i Paul musimy załatwić jeszcze parę spraw, jak będziecie głodni
poproście o coś Carmen.
Małżeństwo opuściło salon, a zaraz po nich
uczyniła to Jen. Postanowiła zadzwonić do Liama i Taylor żeby złożyć im
życzenia. Zapewniała Liama, że w Paryżu czuje się wspaniale i niczego jej nie
brakuje, a Tay poprosiła o przekazanie życzeń Danowi, bo sama nie miała ochoty
z nim rozmawiać. Kiedy spojrzała na zegarek była prawie 15, zgłodniała trochę
więc postanowiła znaleźć Carmen.
Szukała w salonie, pokojach, kuchni ale nigdzie
jej nie było. Pamiętała, że Ian mówił, że służba gotuje w innej, dużej kuchni
znajdującej się w piwnicach. Postanowiła więc tam zejść. Do pomieszczenia
doprowadziły ją piękne zapachy i gwar rozmów. Przekroczyła drzwi i zobaczyła około
piętnastu osób przygotowujących dania na kolację wigilijną.
-Panienka tutaj?- spytała zakłopotana Carmen.
-Zgłodniałam trochę- Jen złapała się za brzuch i
lekko uśmiechnęła.
-Proszę wracać na górę, zaraz panience coś
przyniosę.
-Mogę zjeść tutaj i nie jestem żadną panienką,
jestem Jenny- oznajmiła uśmiechając się do całej załogi.
-Nie wypada jeść panience w kuchni przy służbie.
-Jestem Jenny i naprawdę zjem tutaj i tak macie
dużo na głowie nie chcę wam przeszkadzać.
-No dobrze- Carmen tym razem nie protestowała i
nalała jej zupy do talerza.
Jen usiadła przy stoliku obserwując pracę
kucharek i kucharzy. Jedni piekli, inni smażyli a jeszcze inni mieszali coś w
garnkach albo kroili. Dziewczyna nie miała pojęcia, że pracuje tu aż tyle osób.
Po skończeniu posiłku postanowiła, że im trochę pomoże i zajmie się pieczeniem
ciasteczek. Kiedy powiedziała o tym Carmen ta oczywiście się nie chciała
zgodzić, ale po głębszych namowach i poinformowaniu, ze nie jest żadną
księżniczką i z mamą co roku piekła i gotowała i, że to bardzo lubi służąca
uległa. Jen znała przepis na pamięć. Rozrabiała cisto gawędząc sobie z innymi i
przy okazji ich poznając. Kiedy skończyła była cała upaprana w mące, ale
opuściła kuchnię z wielkim uśmiechem na twarzy, dziękując wszystkim za wspólną
pracę. Świetnie się bawiła.
Dochodziła 18 kiedy stanęła gotowa przed lustrem.
Po śladach mąki nie było już śladu, a jeansy i sweter zastąpiła elegancka
spódniczka i bluzeczka w kolorze beżu. Włosy upięła w delikatnego koczka, a
rzęsy pociągnęła mascarą. Wyglądała elegancko, w sam raz na rodzinną Wigilię.
Zabrała prezenty przeznaczone dla członków dopiero co poznanej rodziny i zeszła
na dół.
Stół w salonie był już zastawiony cudownie
pachnącymi potrawami, a pod choinką widniały pierwsze paczki. W kominku palił
się ogień, który dawał jej poczucie jeszcze większego bezpieczeństwa i radości.
Uśmiech nie schodził z jej twarzy. Właśnie umieściła prezenty pod choinką kiedy
do salonu wszedł Ian i zrobił to samo co ona przed chwilą. Błękitna koszula
sprawiła, że wyglądał bardzo pociągająco a za razem schludnie. Jen podeszła do
okna i rozejrzała się po niebie.
-Jest już pierwsza gwiazdka- oznajmiła, ciesząc
się przy tym jak siedmioletnie dziecko.
Paul rozdał każdemu opłatek i nastąpiło składanie
życzeń. Później wszyscy zasiedli do stołu i zaczęła się uczta. Kiedy Jen
pochwaliła się, że to ona piekła ciastka nikt nie chciał jej uwierzyć. Dopiero
kiedy Carmen to potwierdziła Paul, Grace i Ian wzięli po jednym i spróbowali.
Pani Cambell nie mogła wyjść z podziwu, że Jen tak dobrze piecze. Po
zakończeniu kolacji Jen usiadła na puszystym dywanie przed kominkiem w ręce
trzymając kieliszek wina, którym uraczył ją brat. Po chwili dołączyła do niej
reszta i razem zaczęli śpiewać kolędy. Ich sielankę przerwał dzwonek do drzwi, a
kiedy Jen zobaczyła kogo Johan przyprowadził do salonu zaparło jej dech w
piersiach…
Siedział w ciemności, zamknięty w swoim pokoju.
Nienawidził świąt i całej tej szopki. Na każdej ulicy mikołaje, w każdym
sklepie świecidełka. Tylko po co to wszystko? Święta to czas żeby komuś
wybaczyć, pojednać się, spędzić je z rodziną, przyjaciółmi. Gówno prawda. On
widział tylko naiwnych ludzi dających się temu omamić. Dających omamić się
promocjom, które kusiły na każdym kroku i całemu temu szałowi zakupów. Tylko tyle
znaczyły dla niego święta. Ale on przez chwilę też poczuł tą atmosferę.
Wyciągnął z szafki małe pudełeczko. Obracał je przez chwilę w dłoniach, a
później otworzył i wyjął z nich piękny srebrny naszyjnik z zawieszką z tego
samego kruszcu. Była ona w kształcie serca, a po jej wewnętrznej stronie
wygrawerowane było jego imię: Nate. Miał go jej dać w pociągu, ale nie zdążył.
W jednej chwili nawiedziły go myśli, co robi, czy się uśmiecha, czy jest
szczęśliwa?
-Nathaniel, kolacja- głos jego ojca sprowadził go
na ziemię.
Schował pudełeczko na swoje miejsce.
-Przedstawienie czas zacząć- szepnął do siebie.
Rozdzial swietny :) strasznie sie ciesze, ze dodalas znowu nowy rozdzial. Austin i Jen *__* Jednak osobiscie wole ja z Natem. :DD mam male pytanie czy ta koncowka u Jen i Nate'a ma ze soba cos wspolnego?? :) pierwsze co wpadlo mi do glowy to, ze to wlasnie Nate'a Jonah (czy jak to sie pisze) przyprowadzil do Jen i reszty :)) i jeszcze Nate i ten naszyjnik..cos mi tu nie gra :)
OdpowiedzUsuńWidze, ze chyba juz niedlugo sie spotkaja. :)
OdpowiedzUsuńJest to już trochę wkurzające że przez tak długi czas nic nie dodajesz. Wiem, zaczęła się szkoła i masz swoje obowiązki ale my czytelniczki czekamy na nowy rozdział i doczekać się nie możemy.
OdpowiedzUsuńPrzez miesiąc nic nie dodałaś. Tracisz czytelników.
OdpowiedzUsuń