niedziela, 5 maja 2013

Bal część I

Cześć wszystkim :) Rozdział dodaję z drobnym opóźnieniem, ale wczoraj miałam osiemnastkę u kolegi, dzisiaj grilla. Mam nadzieję, że majówka Wam się udała, chociaż pogoda nas nie rozpieszczała. Miłego czytania :) 


~Chcesz wiedzieć, co naprawdę myśli kobieta, to patrz na nią uważnie, ale nie słuchaj tego, co mówi.~  Oscar Wilde 


Stała przed lustrem i przyglądała się własnemu odbiciu. Czy to możliwe, że aż tak się zmieniła? Nie poznawała tej osoby w lustrze. Jej wyglądu i charakteru. Kiedyś nigdy nie zgodziłaby się pójść na bal z nim,  w ogóle by z nim nie rozmawiała. A teraz? Są bardzo blisko, zakochała się. Posłała delikatny uśmiech swojemu odbiciu. Była zadowolona ze swojego wyglądu. Długa, dopasowana suknia bez ramiączek podkreślała jej idealną figurę. Włosy zebrane w delikatnego koczka odsłaniały jej smukłą szyję na której wisiał piękny srebrny wisiorek. Zrobiła sobie delikatny makijaż, tylko oczy podkreśliła mocniej granatowym cieniem.

 Cały dzień spędziła na przygotowaniach chciała się przy nim prezentować idealnie. Taylor już od rana wyszła i spędzała cały dzień z dziewczynami ze swojego roku. To może dziwne ale Jen cieszyła się z tego. Miała prawie nieograniczony czas na leżenie w wannie, a to ją bardzo odprężało. Od rana nic nie jadła, popijała tylko wodę. Denerwowała się bardziej niż na sprawdzianie czy podczas odpowiedzi ustnej. Nie wiedziała, że chłopak w innej części zamku od rana był równie  nerwowy co ona. Przed południem wreszcie w pokoju pojawił się Joshua. Mogli porozmawiać.
-Cześć stary- zaczął Nate- wolałbym żebyś mi powiedział o tym, że nas widziałeś.
-Cześć- burknął Joshua- też bym wolał, żebyś mi mówił o takich sprawach.
-Przecież mnie znasz- uśmiechnął się ironicznie i podszedł do barku żeby nalać im whisky.
-Właśnie znam cię aż za dobrze i dlatego się o nią boje.
Nate podał mu szklankę z trunkiem.
-Zaliczyłeś połowę dziewczyn z tej szkoły, a ona nie jest jak wszystkie, pamiętaj- dodał Joshua po czym opróżnił szklankę .
-O co ci chodzi?- zapytał Nate
-O to, że jeśli ją skrzywdzisz to nie będę patrzył na to, że przyjaźnimy się od dziecka- spojrzał na niego groźnie, a później wyszedł.
-Kocham ją- szepnął Nate do zamkniętych już drzwi po czym wypił zawartość swojej szklanki.
Z rozmyślań wybiło ja pukanie do drzwi. Podeszła do nich chwiejnym krokiem i otworzyła. Nie mogła nie uśmiechnąć się na taki widok. Założył klasyczny czarny, dopasowany garnitur, krawat w tym samym kolorze i białą koszulę. Wyglądał tak normalnie, a przy okazji tak idealnie. Czarna grzywka jak zwykle opadała niesfornie na jego czoło co dodawało mu jeszcze większego uroku. Piękne oczy i delikatny uśmiech, który w tym momencie gościł na jego twarzy sprawiły, że Jen na chwilę zakręciło się w głowie. Jak mogła się w ogóle zastanawiać czy dobrze zrobiła godząc się na jego propozycje? To była najlepsza decyzja w jej życiu.
-Wezmę tylko torebkę i możemy iść- ruszyła w stronę łóżka na którym leżała czarna kopertówka. Kiedy się obróciła o mało co na niego nie wpadła.
-Pięknie wyglądasz- szepnął jej do ucha.
-Ty też niczego sobie- uśmiechnęła się.
-Gotowa?
Jen kiwnęła głową. Nate podał jej swoją rękę i ruszyli na ten niezapomniany z różnych powodów dla każdej osoby w Camp High bal.
Jeśli ktoś by wcześniej ich nie znał pomyślałby, że są idealną parą. Dumnie kroczyli przez Salę, a każdy schodził im z drogi. Wszyscy szeptali i dziwili się dlaczego ten arystokrata, który nienawidził takich jak ona przyszedł właśnie z Clark. Jedni myśleli, że to zakład inni, że Jenny dosypała mu coś do soku, bo przecież nigdy z własnej woli by z nią nie poszedł. Zatrzymali się przy jednym ze stolików i czekali na przemowę dyrektora, który miał oficjalnie otworzyć bal. W tym czasie dziewczyna rozejrzała się w około żeby ocenić efekty swojej pracy. Po raz kolejny dzisiaj na jej twarzy zagościł uśmiech. Udało jej się diametralnie zmienić wygląd tego miejsca. W jednym z rogów stał bar, który obsługiwany był przez dziewczyny przebrane za śnieżynki. Tak samo ubrane panie chodziły również po całej Sali nosząc tace z przekąskami. W innym miejscu sali stała scena po której kręciło się już kilku chłopców z kapeli robiących ostatnie poprawki przy instrumentach. W miejscu w którym się teraz znajdowała stało wiele okrągłych stolików, z krzesłami przypominającymi lodowe trony. Cały sufit był przystrojony niebiesko białymi balonami. Zwisały też z niego duże białe płatki śniegu. Skoro bal odbywał się w zimie, ona stworzyła atmosferę zimowego królestwa.
-Pięknie to urządziłaś- usłyszała jego głos.
-Dziękuję- posłała w jego stronę delikatny uśmiech.
Dalszą rozmowę uniemożliwił im dyrektor Bass, który przez dobrych 10 minut wspominał poprzednie bale odbywające się w tej szkole dawno temu. Kiedy już wszyscy poczuli się dostatecznie znużeni w końcu ogłosił formułkę "Tegoroczny bal uważam za otwarty, bawcie się!" muzyka zaczęła grać, a pary ruszyły na parkiet.
-Można panią prosić- ukłonił się teatralnie Nate.
-Oczywiście- odpowiedziała rozbawiona jego zachowaniem dziewczyna.
Kiedy zaczęli już tańczyć wszystkie obawy Jenny uciekły gdzieś daleko. Nate jak na arystokratę przystało był świetnym tancerzem. Jego ruchy były płynne i delikatne. Jednym słowem prowadził jak prawdziwy mężczyzna. Jenny nie widziała świata poza nim, ale rozmowy w zamku o tej parze nadal się toczyły.
-Jak ona mogła z nim przyjść?- przy jednym ze stolików siedziała rozzłoszczona Taylor.
-Chodzi ci o Jenny?- zapytał jej zdezorientowany partner, którym był Ray Ross pomocnik w drużynie Czerwonych.
-Tak, a niby o kogo innego?!
-Jeśli chcesz wiedzieć dlaczego Jen przyszła z Natem to najpierw zadaj sobie pytanie dlaczego ty przyszłaś ze mną- odpowiedział trochę zdenerwowany.
-To zupełnie coś innego, przecież to Sullivan!- niemal krzyknęła.
-Nie, to jest to samo. I ja i on jesteśmy Czerwonymi, to mój przyjaciel i nie pozwolę go obrażać. Myślałem, ze jesteś inna i nie masz uprzedzeń tak jak twój brat. Jak widać się pomyliłem- spojrzał jej prosto w oczy,a później jak gdyby nigdy nic odszedł w stronę stojącego niedaleko Joshuy.
Przy innym stoliku siedział załamany Dan i Liam rozglądający się za jakimiś dziewczynami.
-O patrz ta jest niezła... nie jednak ma partnera, ale tamta po prawo chyba przyszła sama. Jeszcze jeden kieliszek i idę do niej zagadać- gadał beztrosko chłopak.
-Czy ciebie do końca popierdoliło?! Jen przyszła z tym gadem a ty się rozglądasz za jakimiś panienkami- mówił bardzo oburzony Dan.
-A co mam robić?!- Liam ledwo trzymał nerwy na wodzy.
-Nie wiem, może powinniśmy mu przywalić- zaproponował.
-Wiesz co Dan z nas dwóch to chyba ciebie popierdoliło. Ona jest już dorosła i może chodzić gdzie chce i z kim chce i akurat nas nie musi pytać o zdanie- wyrzucił z siebie Liam.
-Po czyjej ty jesteś stronie? Jego czy mojej?
-Jestem po stronie Jenny- powiedział dosadnie po czym wstał i ruszył w stronę baru.
Było trochę po północy kiedy Jen i Nate zeszli z parkietu żeby trochę odpocząć. Zatrzymali się przy barze przy którym stali już trochę wstawieni Joshua i Ray.
-Cześć chłopaki - dziewczyna przywitała się z nimi dając im po całusie w policzek.
-Uważaj bo Nate będzie zazdrosny- zażartował Joshua, jednak partnera Jen to nie rozśmieszyło.
-Radziłby ci już nie pić Wilson, a na dowód, że nie jestem zazdrosny zostawię wam ją tu na chwilę. Tylko jak wrócę z łazienki ma stać tu cała i zdrowa- ostrzegł ich z udawaną powagą a później ruszył do drzwi wyjściowych.
-Jak się bawicie chłopaki? A tak w ogóle to gdzie masz Tay Ray?- zaczęła rozmowę Jen.
-Pokłóciliśmy się na samym początku i nie pytaj nawet o co a raczej o kogo poszło.
-A ja powiem, że bawię się zajebiście- zaśmiał się Joshua- miałaś ze mną zatańczyć- przypomniało mu się po chwili.
-I dotrzymam obietnicy, chodź- zawołał Jen.
Jednak Joshua był już na tyle "zmęczony", że w chwili kiedy chciał odstawić swoją pustą szklankę na blat baru zrzucił inne, które już tam stały. Oczywiście większość z nich się potłukła.
-Tylko ich nie zbieraj bo...- Jenny nie zdążyła dokończyć a on już się skaleczył.
-Nic mi nie jest- zaczął mówić za nim ktoś cokolwiek powiedział.
-Trzeba ci to przemyć- stwierdziła dziewczyna oglądając jego skaleczoną rękę.
-Nie pójdę do pielęgniarki- zawołał.
-Masz szczęście, ja dzisiaj będę twoją osobistą pielęgniarką- uśmiechnęła się Jen- w łazienkach są apteczki. A twoją ranę wystarczy tylko przemyć wodą utlenioną i obwinąć bandażem.
-To zmienia postać rzeczy- uśmiechnął się promiennie.
-Chodź już wariacie- pociągnęła go za rękaw, a już po chwili znaleźli się na korytarzu.
-Czekajcie idę z wami- usłyszeli głos Raya.
-No dobra chłopaki, męska jest bliżej więc wchodzimy tutaj- oznajmiła Jen.
-Na pewno chcesz tam wejść?- zapytał unosząc jedną brew do góry Ross.
-A wolisz wejść do damskiej i usłyszeć przeraźliwy pisk dziewczyn?- zadała retoryczne pytanie Jen.
-Masz rację, wchodzimy tutaj- widocznie tamten argument okazał się wystarczająco mocny by przekonać Czerwonego.
-No dobra no to na trzy- zażartował Joshua- raz, dwa, trzy.
Wszyscy troje byli zszokowani tym co tam zobaczyli...    

5 komentarzy:

  1. Jak Cię znajdę to Cię uduszę! Nie kończy się w takim momencie! ;p
    Rozdział jest cudowny! ;* Nie mogę się doczekać ciągu dalszego <3

    OdpowiedzUsuń
  2. jak moglas skonczy w takim momencie?! oby nie zobaczyli Nate'a z jakąs lalką bo udusze! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. a było już tak pięknie
    musiałaś tak kończyć
    nie mogę się doczekać następnego <3

    OdpowiedzUsuń
  4. No nie w takim momencie!!! Rozdział świetny ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. jak bedzie tam z jakąś ciźią to cie znajde i wytropie! :)

    OdpowiedzUsuń