piątek, 29 marca 2013

Opowiadanie II Początek balowego szaleństwa

Cześć :) Chciałam Wam tylko życzyć Wesołych Świąt i mokrego Dyngusa :D 

~Pierwsze westchnienie miłości to ostatnie westchnienie rozumu~ Kornel Makuszyński
The Rasmus- October&April
Dołączam również tekst piosenki z tłumaczeniem, warto zajrzeć :)
http://www.tekstowo.pl


Zaczął się grudzień. Pierwszy śnieg spadł już tydzień temu. W związku ze zbliżającymi się Mikołajkami dało się wyczuć atmosferę świąt. Przez ostatnie dwa tygodnie Jenny była bardzo zajęta. Prace domowe, patrole, korepetycje i przygotowanie balu zabierały jej dużo czasu. Chwile wytchnienia przychodziły podczas wieczorów spędzanych z Sullivanem w jego pokoju. Oglądali filmy, wspólnie grali na pianinie, rozmawiali lub po prostu milczeli. Przez ten czas chłopak dał się poznać z zupełnie innej strony, której ona i chyba nikt w tym zamku nie znał. Nate pomógł jej zamówić zespół i załatwić kilka spraw związanych z dekoracjami. Dzięki jej pomocy poprawił się w polskim i z wypracowania dostał czwórkę. Kiedy pani Collins oddała pracę Jenny czuła się bardzo dumna ze swojego ucznia. Jedyną rzecz, którą martwiła się piękna Niebieska był Joshua Wilson. Ostatnio chodził jakiś smutny i przygaszony i nie chciał powiedzieć o co chodzi. Jen myślała, że Taylor się tym zainteresuje jednak odkąd na imprezie poznała Raya zupełnie przestała interesować się starą "miłością". Jenny nie była zdziwiona ponieważ wiedziała, że przyjaciółka nie jest zbyt stała w uczuciach i w przeszłości miała już wielu chłopaków. Nie zmieniło to jednak faktu, że Jen kibicowała młodej z całego serca i trzymała kciuki za to by tym razem jej się udało.Pani Collins poinformowała Jenny, że Bal odbędzie się 20 grudnia w piątek. Dyrektor stwierdził, że to najbardziej odpowiednia data. Zajęcia w tym dniu się nie odbędą. Uczniowie będą mieli czas na przyszykowanie się na wieczór oraz spakowanie, gdyż następnego dnia większość z nich wyjeżdża na święta do domu. Już w ten piątek, czyli 6 grudnia dyrektor ma poinformować wszystkich o balu, a po południu ma odbyć się wyjazd do pobliskiego miasteczka, aby dziewczyny mogły kupić sobie dodatki i kreacje na bal. Jenny już sobie wyobrażała poruszenie wśród dziewczyn kiedy dowiedzą się o imprezie. Piski, wrzaski i nie wiadomo co. Sama nie rozumiała tego ogólnego podniecenia. Wiedziała, że bal to coś wspaniałego, ale nie wolno zapominać o przyziemnych sprawach.
Oczywiście Jen nie myliła się co do reakcji dziewczyn na wieść o balu. Nie dały skończyć dyrektorowi wypowiedzi, ponieważ zaczęły piszczeć z podniecenia. Pan Bass uciszał je dobrych 10 minut a gdy powiedział, że dzisiaj jest wyjazd do miasteczka kolejny raz w Sali zapanował wielki pisk. Jen śmiała się pod nosem z tych wszystkich dziewczyn ale trudno taka już ich natura. Po skończeniu śniadania udała się na lekcje.
***
Dzień szkolny minął bardzo szybko. Jen właśnie skończyła odrabiać lekcje kiedy do pokoju weszła Tay.
-Hej młoda.
-Cześć. No to mamy bal- Taylor wyraźnie miała dobry humor.
-No mamy mamy- powiedziała normalnym tonem Jen.
-Nie ekscytuje cie to, nie...-pilnie spojrzała na przyjaciółkę- wiedziałaś wcześniej i mi nie powiedziałaś. Ty małpo- wzięła poduszkę i zaczęła wielką bitwę. Kiedy obie się już zmęczyły opadły na łóżko i leżały na plecach wpatrzone w sufit.
-Pewnie masz już kieckę- zaczęła młodsza.
-Nie mam, niby kiedy miałam kupić. Ale ty pewnie masz już partnera- Jen podniosła się żeby zobaczyć reakcje Tay.
-Tak? A niby kogo?- też zmieniła pozycję na siedzącą.
-No jak to kogo? Raya. Spędzasz z nim więcej czasu niż ze mną- pokazała jej języka.
-Jeśli mnie zaprosi to się zgodzę. Świetnie mi się z nim gada. A ty z kim pójdziesz?
Jen od razu pomyślała o Sullivanie ale za chwile przyszła chwila opanowania i stwierdziła, że to raczej nie możliwe. Może i spędzali ze sobą więcej czasu i się tak bardzo nie wyzywali ale robili to w ukryciu. Na przerwie czy w obecności innych nigdy by do siebie nie podeszli i nie zaczęli normalnej rozmowy.
-Nie wiem. Jeszcze jest dużo czasu. Ale pewnie sama, wiesz zajmuję się przygotowaniem tego balu, a to bardzo czasochłonne nawet nie będę miała chwili żeby kogoś zaprosić.
-Histeryzujesz. Ty nie będziesz musiała nikogo zapraszać bo to chłopaki się będą bić o ciebie. Jesteś piękna Jenny- Taylor uśmiechnęła się.
-Dziękuję- przytuliła przyjaciółkę, a później się ubrały i wyszły bo za chwilę pod szkołę miały podjechać autobusy, którymi mieli dojechać do miasteczka.
***  
Jenny przechadzała się ulicami miasteczka. W oknie każdego ze sklepów wisiały już ozdoby bożonarodzeniowe a w środku można było dostrzec ubrane choinki. Jan kochała święta. Wszyscy wtedy byli tacy mili i uśmiechnięci. Uwielbiała gotować wraz z mamą i ubierać choinkę pod którą później znajdowała prezenty z tatą. Współczuła ludziom którzy ten wyjątkowy czas spędzali sami. Jednak do świąt zostało trochę ponad dwa tygodnie więc wróciła myślami do teraźniejszości. Taylor tak jak cała szkoła poszła do Galerii żeby kupić sukienkę. Jen powiedziała, że ma coś do załatwienia i później dołączy, ponieważ chciała kupić coś w spokoju a nie w śród tłumu wrzeszczących nastolatek. Na dworze było zimno i prószył drobny śnieg, co spowodowało, że na twarzy młodej dziewczyny pojawiły się dwa rumieńce. Postanowiła, że wejdzie do jakiegoś sklepu żeby się porozglądać za balową kreacją. Sama nie wiedział dla czego wybrała właśnie ten. Nie wyróżniał się niczym szczególnym. Pociągnęła za klamkę. Równocześnie z jej wejściem zadzwoniły dzwoneczki oznajmiające o przybyciu klienta. Jenny rozejrzała się po pomieszczeniu. Jak w każdym sklepie z ubraniami tak i tu wisiało mnóstwo sukienek, spódnic i bluzek. Jednak zapach olejków dodawał temu miejscu nutkę tajemnicy i uroku.
-Dzień dobry. Mogę w czymś pomóc?- Jenny odwróciła się w stronę kobiety, która wypowiedziała te słowa. Była to starsza pani wyglądająca jak cyganka. Jej obcy akcent zdradzał, że nie pochodziła stąd.
-Dzień dobry. Szukam sukni na bal.
-No dobrze, a konkretnie jaka ona ma być. Długa, krótka, z falbankami czy prosta, zielona czy czerwona? A może czarna?
Kobieta zadała tyle pytań, że Jenny zakręciło się w głowie. Skąd ona ma to wiedzieć? Nie zna się na tym.
-Nie wiem- wybąknęła w końcu.
Kobieta chyba zorientowała się, że Jen nie jest typową dziewczyną i tym razem zadała jej tylko jedno pytanie.
-A twój partner? Jaki jest?
-Wyjątkowy- szepnęła Jen żeby za chwili ugryźć się w język. Przecież ona nie nie ma partnera. Powiedziała wyjątkowy, bo po raz kolejny pomyślała o Sullivanie.
-Poczekaj chwilę. Chyba będę miała dla ciebie coś specjalnego- kobieta uśmiechnęła się a po chwili znikła za jedną z kotar. Jenny stała przez chwilę zastanawiając się czy nie opuścić tego dziwnego miejsca póki ma okazję, ale kiedy się zdecydowała kobieta właśnie wróciła. Wyciągnęła zza swoich pleców suknie, a Jen zdołała powiedzieć tylko jedno słowo
-Piękna.
***
Siedziała w jednej z kawiarni pijąc gorącą czekoladę i zastanawiając się nad słowami kobiety u której kupiła sukienkę. Kiedy wychodziła ze sklepu starsza pani powiedziała, że sukienka będzie pasowała do jego oczu. Skąd wiedziała, że on ma niebieskie oczy? Może była jakąś wróżką czy coś? Jen opanuj się przecież ty nie wierzysz w takie bzdury. A po drugie to wcale nie idziecie razem. Pewnie powiedziała tak i akurat trafiła z tymi oczami. Była tak pochłonięta myślami, że nie zauważyła, że do jej stolika dosiadł się właśnie on.
-Cześć Clark- przywitał się.
Jen był tak zdziwiona, że rozlała czekoladę, którą trzymała w ręce. Nate od razu zaczął wycierać ją serwetkami.
-Nie poparzyłaś się?
-Nic mi nie jest. Czekolada była już zimna.
-Nie wiedziałem, że tak zareagujesz na mój widok- na jego twarzy pojawił się ten charakterystyczny uśmiech.
-Chyba w snach. Po prostu się zamyśliłam, a ty bezczelnie wyrwałeś mnie z tego stanu.
-Acha- z niedowierzaniem kiwał głową, specjalnie żeby ją wkurzyć.
-Sullivan nie wyobrażaj sobie za dużo i lepiej powiedz co chcesz?
-Ja nic. Wszedłem sobie do kawiarni, patrzę ty siedzisz sama przy stoliku to pomyślałem, że się przysiądę.
-A tak na prawdę?- jej brew powędrowała w górę.
-Chciałbym cię o coś spytać.
Nate nie odzywał się przez kilka minut tylko popijał zamówioną wcześniej herbatę.
-No więc?- Jen była bardzo ciekawa.
-Przyjdź dzisiaj o 22 do pokoju to się dowiesz- uśmiechnął się cwaniacko.
-Nie możesz teraz?
-Nie, nie mogę bo za 5 minut mamy autobus.
-O cholera tak długo siedziałam u tej baby?- Jan spytała samą siebie po czym zaczęła się ubierać i wyszła. Nate wzruszył ramionami zdziwiony zachowaniem dziewczyny, ubrał się i również opuścił lokal.
***
Dochodziła 22 a jedna z uczennic zamiast leżeć w ciepłym łóżku spacerowała korytarzami zamku. Szła bardzo cicho a na każdy dźwięk podskakiwała ze strachu. Bała się ciemności a na dodatek mógł złapać ją Hook i dać szlaban. I dlaczego ona się tak poświęca?. Jakby Sullivan nie mógł się spytać czego tam chce o jakiejś normalnej porze. Jeśli ściąga ją tam po jakąś głupotę to ona go chyba zabije. W końcu doszła do pokoju w którym przez ostatnie dwa tygodnie tak często spędzała czas. W pomieszczeniu panował półmrok. Paliło się tylko kilka świec stojących na stole. Nate siedział na kanapie i popijał jakiś napój. Jen również usiadła.
-No więc? Po co ściągnąłeś mnie tu o tej porze?
-Chciałem żebyś sprawdziła mi to wypracowanie z polskiego- pokazał na kartkę papieru leżącą na stole.
-Żartujesz tak?- Jen już zaczynała się denerwować.
-A czy wyglądam jakbym żartował?- rzeczywiście miał grobową minę.
W Jen się zagotowało. Podniosła się do pozycji stojącej i już miała zacząć wykład jak się narażała przychodząc tu, w końcu mogła stracić punkty i zarobić szlaban kiedy on wybuchnął niepohamowanym śmiechem.
-I tak cię zabije? Myślisz, że to śmieszne?!
-A nie? Gdybyś widziała swoją minę.- i znowu zaczął się śmiać.
Jen pomyślała, że rzeczywiście musiała wyglądać zabawnie i po chwili wahania dołączyła do niego. Śmiali się razem.
-Czemu to robisz?- spytała kiedy już się opanowali.
-Ale co?
-Denerwujesz mnie.
-Bo wtedy wyglądasz pięknie- szepnął jej do ucha. Po jej ciele przeszły dreszcze. Było tak za każdym razem  kiedy znajdowali się bardzo blisko siebie. Po chwili zza pleców wyją dużą czerwoną różę do której przyczepiony był bilecik i wręczył dziewczynie. Jen była bardzo zaskoczona, ale szybko się opanowała i przeczytała karteczkę.
-Tym razem nie dam się nabrać- odparła poważnie.
-Tym razem nie żartuję.
Dziewczyna spojrzała na niego przenikliwym wzrokiem. Skąd miała wiedzieć, przecież był świetnym aktorem, kłamcą. Zawsze starannie ukrywał to co czuje.
-Nie wierze ci.
-Jak mam ci udowodnić?
-Nie wiem, ale nawet gdybym się zgodziła to jak sobie to wyobrażasz? Ja i Ty, Niebieska i Czerwony, biedaczka i arystokrata. Wiesz jak wszyscy byliby zaskoczeni?
-Obchodzi cię to? Zrób coś kiedyś dla siebie, nie zwracając uwagi na opinie innych.
Jenny jeszcze raz przeczytała zdanie z karteczki:
Pójdziesz ze mną na bal?
-Zgoda- odpowiedziała.
Dała ponieść się ryzyku, bo podobno kto nie ryzykuje ten nie pije szampana.  

               

5 komentarzy:

  1. ale fajnie że razem pójdą na ten bal
    wielbię to opowiadanie <3
    WESOŁYCH ŚWIĄT

    OdpowiedzUsuń
  2. Oooo <3 koncowka najlepsza :) jacy oni ssłooodcyy *___*
    Juz nie moge sie doczekac reakcji wszystkich kiedy zobaczą ich na baluu xd

    OdpowiedzUsuń
  3. już się nie mogę doczekać rozdziału o balu :)
    świetnie jest <3

    OdpowiedzUsuń