sobota, 23 marca 2013

Opowiadanie II Tajemniczy pokój

Heh hej :) No i kolejny rozdział napisany :D Jest długi i mam nadzieję, że się wam spodoba. Słuchacie piosenek, które dodaje do rozdziałów czy mam przestać to robić? 
P.S. Po wczorajszym meczu znowu możemy zaśpiewać: Nic się nie stało, Polacy nic się nie stało... 

~Kocha się za nic. Nie istnieje żaden powód do miłości. ~ Paulo Coelho 
Shayne Ward- No promises

Kiedy otworzyła oczy nie była pewna czy to, co stało się wczoraj było tylko snem, pomysłem jej głupiej wyobraźni. Jednak po chwili dotarła do niej prawda. Całowała się z Sullivanem a później przyznała przed samą sobą, że się w nim zakochała. Spojrzała na zegarek. Właśnie dochodziła 9. Na szczęście miała jeszcze godzinę do lekcji. Dzisiaj zaczynała późnej, ponieważ pani Collins pojechała na jakąś konferencje a im odwołano zajęcia. Zwlekła się z łóżka i poszła do  łazienki żeby wziąć prysznic. Taylor nie miała tego szczęścia co ona i dzisiaj musiała wstać dużo wcześniej. Jen zastanawiała się przez chwilę jak jej się to udało przecież była okropnym śpiochem. Stwierdziła, że dopyta się później nie tylko o to, ale też o dalszą część zabawy. Po porannej kąpieli ubrała się i postanowiła, że zostało jej wystarczająco dużo czasu żeby się przejść po błoniach.
Kiedy otworzyła drzwi strumień zimnego powietrza uderzył w jej twarz. Był  początek listopada więc pogoda nie mogła ich rozpieszczać. Mimo zimna dziewczyna nie zrezygnowała ze spaceru. Stwierdziła, że rześkie powietrze pomoże jej w myśleniu. Opatuliła się chustą włożyła ręce do kieszeni kurtki i ruszyła. Wiatr mocno wiał powodując bałagan z włosami na jej głowie podobny do tego w środku. Przyznała się przed sobą, że się zakochała ale co z tego? Przecież nie pójdzie i nie rzuci się mu na szyję oznajmiając to co ma w sercu. Wiedziała, że to ciągle jest Sullivan, a nie książę na białym koniu. W co ja się wpakowałam pytała samą siebie, jednak odpowiedź znikąd nie przychodziła. Tylko kiedy, w którym momencie? Bała się tego uczucia. Miała z nim patrole i korepetycje, nie wiedziała jak on na to zareagował. Przecież już miał tyle dziewczyn więc niby dlaczego miałby zwrócić uwagę na nią. Byli z zupełnie innych światów. Arystokrata i kopciuszek. Zaśmiała się pod nosem. To takie głupie i nierealne.
Doszła  do jeziora. Pod drzewem które stało nieopodal stała postać wpatrująca się w taflę wody. Jen podeszła bliżej. Rozpoznała Joshue.
-Cześć. A co ty tu robisz?- spytała wyrywając go z letargu.
-Hej. Wyszedłem się przewietrzyć i pomyśleć- odparł- a ty?- dodał po chwili.
-W tym samym celu co ty- uśmiechnęła się delikatnie- jak tam po wczorajszej/dzisiejszej imprezie? A właśnie chciałeś mnie wczoraj o coś zapytać?- przypomniało jej się.
-To już nic ważnego. Powinniśmy już wracać zaraz zaczynają się lekcje- zmienił temat.
Jen kiwnęła głową. W drodze powrotnej nie rozmawiali. Dziewczyna czuła, że Joshua ma jakiś problem ale nie chce jej powiedzieć. Nie chciała naciskać, bo mogło chodzić o Taylor więc na razie się wstrzymała. Po kilku minutach byli w ciepłym zamku i rozeszli się do własnych pokoi żeby zostawić kurtki a wziąć torby z książkami i udać się na lekcje.
Kiedy Jeny szła pod klasę spostrzegła, że niektórzy dziwnie się na nią patrzą. Nie wiedziała o co chodzi. Czyżby była rozmazana, miała coś przyklejone na plecach? Weszła do łazienki i przyjrzała się sobie w lustrze. Wszystko było w porządku. Nagle z jednej z toalet wyszła Adrianna.
-Cześć Ade co się dzieje? Wszyscy się na mnie dziwnie patrzą. Ubrałam się źle czy co?- spytała
-Cała szkoła gada o wczorajszej imprezie u Czerwonych na której byłyście z Tay- uświadomiła ją koleżanka z ławki.
O cholera w tej szkole wieści rozchodzą się z prędkością światła. Ciekawe jak radzi sobie Tay zastanawiała się Jen stojąc już pod klasą od matematyki. Wśród uczniów nie dostrzegła czarnej czupryny Sullivana i poczuła chwilowa ulgę. Nie wiedziała czego ma się po nim spodziewać. Miała nadzieję, że tak jak po pierwszym pocałunku nikt o niczym się nie dowie. W pewnym momencie doskoczył do niej Dan i wyrwał ją z rozmyślań swoim krzykiem.
-Możesz do nich chodzić, ale bez mojej siostry rozumiesz- jego twarzy była czerwona od złości.
-Nie, nie rozumiem. Ona sama może decydować o tym gdzie chodzi i z kim, a tobie nic do tego- mówiła równie głośno Jen.
-To moja siostra. A ty może powinnaś się przepisać do Czerwonych skoro ci się tam tak podoba- nadal się wydzierał.
-Tam przynajmniej są inteligentne osoby a nie takie jak ty Dan- tymi słowami go ugodziła. Doskonale wiedziała, że Archibald ma problemy z nauką, od trzech lat mu pomagała. Aż do teraz.
-Jesteś zwykłą szmatą- wycedził przez zęby.
Jen zatkało, nie wiedziała co powiedzieć. Nigdy nie spodziewała się czegoś takiego po swoim przyjacielu?
-Przeproś ją- usłyszała zza swoich pleców ten charakterystyczny głos. Ciarki przyszły po całym jej ciele. Co on robi? Od razu przyszło jej do głowy.
-O kogo my tu mamy, Sullivan. A od kiedy to jesteś obrońcom ubogich i uciśnionych?- każde słowo Dana raniło serce Jen coraz bardziej. Wiedziała, że to koniec tej przyjaźni. Padło już za dużo słów, a przecież to jeszcze nie koniec.
-Przeproś ją- powtórzył jeszcze raz ze stoickim spokojem Nate. Nikt innym się nie odzywał. Cała grupa uczniów zebrała się w okrąg i przyglądała się te mu co się dzieje. Dan głośno się roześmiał.
-A to dobre. Jeszcze nie tak dawno sam ją wyzywałeś- wypomniał mu.
-Nigdy nie obraziłem w ten sposób kobiety. A twój móżdżek jest na tyle mały, że nie przyswoił chyba informacji, że kobiet się nie bije i nie obraża takimi słowami.- mówił ciągle spokojnie, ale w środku się w nim gotowało i miał ochotę rzucić się na Dana i zadać mu kilka ciosów za to jak nazwał Clark.
-Noc musiała być naprawdę upojna skoro jej tak bronisz- mówił Dan.
Tego już było za wiele Nate nie wytrzymał. Podszedł do Archibalda i walnął go z pięści prosto w twarz. Ten upadł na podłogę i złapał się za nos z którego zaczęła lecieć krew. Nawet Liam najlepszy przyjaciel Dana nie zareagował, bo wiedział, że za te słowa mu się należało. Sam miał mu ochotę walnąć mu w pysk. Sullivan kucnął przy Archibaldzie, schylił się i powiedział
-Teraz już wiesz, że kobiet się nie obraża, szczególnie takich jak ona- dodał już ciszej tak, że usłyszał go tylko Dan. Po chwili zadzwonił dzwonek i drzwi do klasy się otworzyły. Grupy uczniów zaczęły się rozchodzić. Jen, która stała jakby ktoś zamienił ją w słup soli także ruszyła w stronę klasy. Przechodząc obok Nate szepnęła krótkie ale stanowcze dziękuję. 
                                                             ***
Do obiadu już cała szkoła wiedziała o zajściu pod klasą matematyki. Jenny siedziała przy stole Niebieskich dłubiąc w talerzu. Nie miała ochoty na jedzenie, chociaż od wczorajszej kolacji nic nie jadła. W pewnym momencie dosiadła się do niej Taylor.
-Cześć. Słyszałam co się stało. Bardzo cię przepraszam za Dana to straszny idiota. Nie wiem jak mógł powiedzieć o tobie coś takiego. Już go opieprzyłam. Dziękuję, że mnie broniłaś- przytuliła ją i dała buziaka w policzek. Jenny lekko się uśmiechnęła.
-Nie ma za co. Przez tą imprezę mamy same kłopoty. Powiedz chociaż jak ci się podobało i jak Joshua?
-Było świetnie- blondi od razu poprawił się humor na myśl o wczorajszej zabawie- Czerwoni wcale nie są tacy źli, oczywiście nie wszyscy byli mili, ale się wytańczyłam. Ray to naprawdę super chłopak, a Joshua zniknął zaraz po tobie. O właśnie a ty gdzie się podziewałaś?
Jenny nie chciała mówić o tym co robiła i z kim więc skłamała.
-Źle się czułam, poszłam do pokoju się położyć, ale cieszę się, że tobie się podobało- obdarzyła przyjaciółkę czułym uśmiechem.
-Tak bardzo. Jak będziesz miała jeszcze jedno takie zaproszenie to ja jestem chętna- dodała od razu, a później zaczęła nawijać o tym jak się dzisiaj ubrały dziewczyny z jej klasy. 
                                                              ***
Jenny wracała już z ostatniej lekcji kiedy na korytarzu spotkała panią Collins. Widocznie szybko wróciła z tej konferencji. Nauczycielka zaprosiła ją do swojego gabinetu mówiąc, że chce porozmawiać. Jen myślała, że polonistka wie już o bójce i chce wyciągnąć z niej konsekwencje w końcu była opiekunem jej skrzydła.
-Usiądź proszę- wskazała krzesło. Dziewczyna rozsiadła się na dużym fotelu.- jeszcze nikt o tym nie wie i mam nadzieję, że jeśli ci powiem się nie dowie- zaczęła profesorka- ja i pan dyrektor Bass wpadliśmy na pomysł żeby w tym roku urządzić Bal Bożonarodzeniowy- Jenny cały czas pilnie słuchała i trochę się rozluźniła kiedy nauczycielka nie wspominała o bójce. Widocznie nic nie wie pomyślała- jest dopiero listopad, ale czas szybko leci i trzeba zacząć załatwiać już zespół, robić jakieś dekoracje i wymyślić atrakcje.   Wiem, że masz dużo na głowie, ale pomyślałam, że zorganizowałabyś to najlepiej, a oprócz tego jesteś Prefektem. Oczywiście pomoże ci pan Sullivan- na dźwięk nazwiska chłopka Jenny zrobiło się cieplej na sercu i lekko drgnęła- mam nadzieje, że dasz sobie radę.
-Postaram się. To świetny pomysł.
-Tylko proszę cię nie mów nic nikomu z wyjątkiem pana Sullivana, gdyby dziewczyny się dowiedziały przez dwa miesiące nie mówiłby o niczym innym a przecież jesteśmy w szkole.
-Oczywiście pani profesor.
-Dziękuję. Już cie nie zatrzymuje.
-Do widzenia.- powiedziała Jen po czym opuściła gabinet nauczycielki polskiego.
                                                           ***
Dziś był poniedziałek więc przed 17 Jen udała się do centrum korepetycji żeby przeprowadzić kolejną lekcję z Natem. Najpierw pocałunek dzisiaj ta obrona zapowiadały, że nie będzie to normalna lekcja. Kiedy wybiła umówiona godzina w klasie pojawił się Czerwony. Usiadł przy stoliku a po chwili zapytał
-Wszystko w porządku?
-Tak, jeszcze raz dziękuję- uśmiechnęła się smutno- zaczynajmy.
Dała mu kilka zadań a sama zaczęła po raz kolejny dzisiaj zastanawiać się nad zachowaniem Dana. Bolało ją to, cholernie bolało. Myślała, że to przyjaźń z rodzaju tych na śmierć i życie. jak bardzo mogła się mylić. Nate spoglądał na nią co jakiś czas.Wiedział, że myśli o idiocie Archibaldzie i cierpi przez niego. Przerwał pisanie. Nie mógł dłużej patrzeć na jej smutną i obojętną twarz.
-Idziemy stąd- oznajmił.
-Co?- Jen szczerze się zdziwiła.
-Idziemy. Wiem o czym myślisz. Nie powinnaś, nie jest tego wart.- powiedział po czym wstał i podał jej rękę.
-Nie możemy. To już druga lekcja, która nie dobiega końca.
-Są ważniejsze rzeczy w życiu niż nauka.
Jenny zgodziła się. Po chwili szli już korytarzem. Są ważniejsze rzeczy niż nauka brzmiały w jej głowie słowa Sullivana. Miłość, przyjaźń, rodzina, szczęście. Ona miała dla kogo żyć. Przecież na Danie nie kończy się świat, jest jeszcze Liam, Taylor Joshua, Ade, Lav, Ray i wiele innych no i on Sullivan.
-Gdzie mnie prowadzisz?- spytała zaciekawiona Clark
-Już blisko.
Rzeczywiście po chwili stanęli przed jakimiś drzwiami.
-Otwórz- szepnął Nate.
Jenny pociągnęła za klamkę i weszła do środka. Chłopak zapalił światło i oczom dziewczyny ukazał się ogromny pokój. Rozejrzała się a w jej oczach błysnęły iskierki podziwu. Ściany w pokoju były w barwach wrzosu. W jednym rogu stało czarne pianino. Na ścianie wisiał ogromny telewizor przed którym stała równie duża kanapa. W innym miejscach stały czarne szafki z jasnymi obiciami.
-Co to za pokój?- zapytała zdumionym głosem Jen.
-Ojciec mi go załatwił. Chodź- pociągnął ją za rękę i usiedli na kanapie- chcesz coś do picia? Mam sok, wino, piwo- i zaczął wyliczać różne napoje i trunki.
-Może wina- odparła Jen. Po dzisiejszych emocjach stwierdziła, że będzie najlepsze. Po chwili na stoliku znajdującym się przy kanapie stały już dwie lampki czerwonego wina.
-Jaki chcesz obejrzeć film?- spytał Nate.
-Nie mam ochoty na oglądanie- wzrok przeniosła na pianino- grasz?
-Czasami- odparł.
Jenny wstała upiła łyk wina i podeszła do instrumentu. Usiadła przy nim po czym zaczęła grać jakąś nieznaną Sullivanowi melodię. Kiedy wyszedł z pierwszego szoku zajął miejsce przy niej i z bliska obserwował jej twarz wyrażającą tyle emocji i jej palce sunące zgrabnie po klawiszach. Dziewczyna miała zamknięte oczy i była w swoim świecie. Dopiero po kilku minutach skończyła grać.
-Nie wiedziałem, że umiesz grać.
-Wielu rzeczy o mnie nie wiesz- uśmiechnęła się- ty i inni- dodała.
-Ale chciałbym się dowiedzieć- złapał ją za rękę.
Jenny przeniosła wzrok do tej pory wpatrzony w obraz, który wisiał nad pianinem na chłopaka. W jego oczach po raz kolejny zobaczyła te iskierki co wczoraj i już wiedziała co się za chwile stanie. Ich usta złączyły się w kolejnym namiętnym pocałunku. Tym razem kiedy się od siebie oderwali nie uciekła, ale się lekko uśmiechnęła.
-Nauczyłam się grać w Domu Kultury w naszej dzielnicy, dawno tego nie robiłam.
-A ta melodia?- zapytał kiedy przenieśli się na kanapę.
-Sama ją napisałam- powiedziała jakby to była rzecz, którą każdy robi na co dzień. Później zaczęła mówić o pomyśle dyrektora i o tym co oni mają z tym wspólnego. Przedstawiła mu własną koncepcję. Z niektórych pomysłów się śmiał inne wprawiły go w zachwyt. Siedzieli tak przez kilka godzin gadając o wszystkim i niczym. Przez ten czas Jenny zupełnie zapomniała o dzisiejszych przykrych zdarzeniach. Poznała lepiej Sullivana i to się dla niej teraz liczyło. Kiedy było już naprawdę późno Sullivan odprowadził ją pod drzwi jej pokoju.
-Dziękuję za dzisiaj. Naprawdę mi pomogłeś.
On nic nie powiedział tylko kolejny raz ją pocałował.
-Tylko o nim nie myśl- rzucił jeszcze za nim odszedł- dobranoc.
Jenny z uśmiechem na twarzy weszła do pokoju. Wiedziała, że dzisiaj będzie myślała tylko o Sullivanie. Wiedziała też, ze zakochała się w wyjątkowej osobie.              

5 komentarzy:

  1. Jednak mylilam sie co do Sullivana :) coraz bardziej mnie zadziwia ;d mam nadzieje, ze jemu i Jen sie ułoży :))

    OdpowiedzUsuń
  2. matko jak ty świetnie piszesz
    kocham to
    i zaskoczyłaś mnie z Danem
    kurde jak ja to kocham
    dodawaj szybko następny
    <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Brak słów <3
    Co do pytania tam na górze, to ja słucham piosenek dodawanych przez Ciebie ;)
    Z niecierpliwością czekam na kolejny ;*

    OdpowiedzUsuń