czwartek, 25 października 2012

Opowiadanie I Wesołe Miasteczko

Hej :* Napisałam ten rozdział z wielkim trudem. Przepraszam, ze taki krótki. Taka brzydka pogoda sprawia, że moja wena się ulatnia. Miłego czytania :) I taki mały warunek: jeśli będzie 6 komentarzy to dodam kolejny rozdział :P Mam nadzieję, ze się postaracie :**


2 tygodnie później
Mama Artura została już wybudzona ze śpiączki. Czekała ją jeszcze rehabilitacja, ale już to załatwiłam. Miałam wiele znajomości. Za 2 dni pani Ela wyjeżdża do jednego z najlepszych ośrodków rehabilitacyjnych w Polsce. Artur wyprowadził się wczoraj. Nie mogłam zostawić go samego po tym wypadku. Chodziłam z nim do szpitala, rozmawiałam z lekarzem, pocieszałam go czyli najnormalniej w świecie mówiąc wspierałam go jak tylko mogłam. Oczywiście nie zapomniałam o tym co mi zrobił. Postanowiłam, że nie będę już do tego wracać. Można powiedzieć, że byliśmy przyjaciółmi. W szkole też się zmieniło pewnego czwartku po lekcjach kiedy wsiadałam do samochodu otoczyła mnie grupa chłopaków z mojej klasy. jeden z nich Bartek trzymał bukiet kwiatków i zaczął mówić:
-Chcieliśmy cię bardzo przeprosić za to, że się od ciebie odsunęliśmy, a tak naprawdę to cie bardzo lubimy. Wybaczysz nam?
Byłam bardzo zaskoczona, ale było to bardzo miłe
-Dzięki chłopaki, ja też was przepraszam.
Uścisnęłam każdego i dałam im po buziaku. Wariaci.
-No to teraz idziemy na pizze i piwo- jak zwykle najlepsze pomysły miał Damian- dusza towarzystwa.
-Bardzo chętnie ale nie dzisiaj, wiecie mama Artura jest w szpitalu a ja mu pomagam- nie zdążyłam skończyć się usprawiedliwiać kiedy usłyszałam
-Spoko mała rozumiemy to.
-Jeszcze raz wielkie dzięki- uśmiechnęłam się do nich
-Ale jak się to skończy to robimy u ciebie imprezkę- usłyszałam jeszcze zanim zamknęłam drzwi od samochodu.
Od tamtego czasu miałam wielkie wsparcie z ich strony. Dzisiaj Artur zadzwonił i powiedział, że ma dla mnie niespodziankę. Ciekawe co znowu wymyślił? Mieliśmy się spotkać pod parkiem. Założyłam czarne rurki, kurtkę i conversy, oplotłam się chustką (był już koniec października, a więc zimno) i ruszyłam na miejsce moim bmw. Zaparkowałam na parkingu. Artur już na mnie czekał.
-Co tak długo?- mówił śmiejąc się
-Jakie długo? Jestem punktualnie- pokazałam mu język- lepiej powiedz wreszcie gdzie idziemy?
-Bardzo chciałem ci podziękować za to co zrobiłaś dla mamy i dla mnie
-Ale nie ma sprawy
-Nie przerywaj mi. A więc bardzo ci dziękuję i dzisiaj zabieram cię do wesołego miasteczka- krzyknął szczęśliwy
-Jesteś cudowny- uwielbiałam wesołe miasteczka. Kiedy byłam dzieckiem zawsze chodziliśmy tam całą rodziną.
Po 5 minutach marszu byliśmy na miejscu. Wszędzie były karuzele i inne atrakcje. Zaczęliśmy wchodzić na wszystko po kolei. Świetnie się bawiliśmy, cały czas się śmiejąc. Kiedy musiałam już odpocząć usiedliśmy na ławce. Artur kupił watę cukrową, którą wspólnie jedliśmy.
-Dziękuję, że mnie tu zabrałeś
-Miło jest tak czasem poczuć się znowu jak siedmiolatek który nie ma żadnych kłopotów i myśli tylko o zabawie.
Właśnie przez te 4 godziny które tam byliśmy czułam się jak ten siedmiolatek. Oczywiście coś musiało to przerwać. A może ktoś? Mój telefon zaczął dzwonić
-Halo- powiedział po odebraniu połączenia od nieznanego numeru.
-Ania przyjedź po mnie proszę
-Justin? Gdzie jesteś?
-Na Malinowskiego przy tym parku co kiedyś
-Zaraz będę
Rozłączył się. Co się znowu dzieje? Czemu po raz kolejny się w coś pakuję?
-Muszę lecieć- wstałam i podałam Arturowi watę
-Co się stało?
-Nic- rzuciłam tylko szybko odchodząc a później już biegnąc w stronę samochodu.
Na miejscu byłam po 15 minutach. Jechałam bardzo szybko. Tylko po co? Nie wiem dlaczego w ogóle mu pomagam? Na parkingu dostrzegłam postać. To na pewno on. Zatrzymałam samochód wysiadłam i krzyknęłam jego imię. Obrócił się, szybko podbiegł do samochodu i wsiadł.
-Jedź
Ruszyłam z piskiem opon kierując się w stronę domu. Bałam się historii którą za chwilę usłyszę.   

6 komentarzy: